Rozdział trzydziesty drugi

412 21 4
                                    

Trzy tygodnie później...

- Odie, stój! - krzyczę, ale to cholerne psisko wcale nie ma zamiaru mnie posłuchać. 

Przestanę zabierać go na spacery, jeśli ciągle będzie mi uciekał. Z małej futrzastej kuleczki zmienił się w dość potężnego psa w typie owczarka. Nie miałam siły, żeby go utrzymać na smyczy, więc większość naszych spacerów wyglądała tak samo, jakby to on wyprowadzał mnie, a nie na odwrót. 

- Pomóc ci, Biedroneczko? - słyszę za sobą rozbawiony głos. 

- To przez ciebie on nie chce mnie słuchać! - burczę, jednocześnie odwracając się w stronę Jamesa. 

Brunet stoi kilka metrów za mną, a na jego twarzy gości złośliwy uśmieszek. Zgrzytam zębami, kiedy podnosi dłoń do ust i wkłada do niej palce, po czym głośno gwiżdże. Nie muszę patrzeć, żeby wiedzieć, że Odie zatrzymał się i za chwilę przybiegnie do swojego ukochanego właściciela. 

- Cześć, piesku.

Zwierzę przebiega obok mojej nogi i dosłownie rzuca się na Jamesa. Gdyby zrobił tak mi, pewnie leżałabym już na chodniku. 

- Skąd wiedziałeś gdzie jesteśmy? - pytam i podchodzę do nich. 

- Mama mi powiedziała. Myślałem, że po ostatnim spacerze poczekasz na mnie i wyjdziemy razem... - Na jego twarzy pojawia się wyraz zatroskania.

Mimowolnie krzywię się, gdy przypominam sobie przedwczorajsze wyjście z Odim. Tylko cudem nie straciłam jedynek i nie złamałam ręki po upadku, który zaserwował mi pies.

- Chyba za wszelką cenę staram się udowodnić, że pewnego pięknego dnia ten drań pokocha mnie tak samo jak ciebie i zacznie zachowywać się przyzwoicie. 

- Cóż... To chyba nie ten dzień - zauważa brunet, za co obrywa w ramię.

- Daj mi spokój. Wracamy do domu, czy chcesz się jeszcze z nim przejść? Może przy tobie w końcu przestanie zwiewać, jakby go ktoś gonił. 

Jem zerka na psa, który ochoczo merda ogonem. Jego niespożyta energia zadziwia mnie za każdym razem. 

- Chyba nie wybaczyłby nam, gdyby spacer skończył się w tej chwili. 

Ruszamy w stronę przeciwną, niż ta, gdzie znajduje się nasz blok. James prowadzi Odiego, który nie wypuszcza się dalej, niż na dwa metry przed nas. Nie mam siły nawet komentować zachowania tego psa. 

Minęły trzy tygodnie od wydarzeń z ojcem Jamesa. Facet siedział w areszcie śledczym i czekał na proces sądowy. Miałam nadzieję, że wróci do więzienia i nigdy z niego nie wyjdzie. Wszystko dobrze się skończyło, ale nadal miałam pewne obawy przed przechodzeniem obok tych starych pustostanów i zazwyczaj wybierałam trasę w kierunku centrum, jeśli akurat chciałam wyjść z Odim na spacer. 

- Rozmawiałem dzisiaj z twoją mamą...

- Serio? - patrzę na niego kątem oka i widzę, że kiwa głową. - Po jakie licho do ciebie dzwoniła?

- Tak naprawdę to ja zadzwoniłem do niej.

Zwalniam kroku, co zdecydowanie nie podoba się Odiemu. 

- Jaki był tego powód?

Nie powinnam się denerwować, ale kontakt mojej mamy z moim facetem prawie zawsze kończył się źle. 

- Zaprosiłem ich na kolację w sobotę. Chciałem, żeby poznali się z moją mamą, zanim wyjedzie.

- Sylvia wyjeżdża? - jestem zaskoczona tą wiadomością.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 17, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

War of heartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz