Rozdział dwudziesty

3.3K 96 29
                                    

Dobre czterdzieści minut zajmuje mi uspokojenie się i chyba cały mój gniew przechodzi na Liama, który wydeptuje ścieżkę na środku salonu. 

- Liam, usiądź, do cholery! - warczy Cassie, bo stukanie butów jej narzeczonego o podłogę drażni ją tak samo jak mnie. - I zdejmij buty. 

- Kurde... Nie rozumiem, dlaczego siedzisz tak spokojnie! - przez chwilę myślę, że słowa chłopaka są skierowane do mnie, ale kiedy unoszę głowę widzę, że patrzy na blondynkę obok mnie. 

- A co mam robić? Chodzenie jak wariat po salonie nic nie da! - piorunuje go wzrokiem. 

- Przestańcie - chrypię, bo mój głos po godzinie nieprzerwanego płaczu, ledwie wydobywa się z mojego gardła. 

Ich wzrok pada na mnie i oboje ciężko wzdychają, jakby zapomnieli, że wciąż jestem przy nich. 

- Pójdę już... - zaczynam się podnosić i właśnie wtedy słyszymy pukanie do drzwi. 

No dobrze. Może nie pukanie. Słyszymy walenie tak głośne i mocne, że przez chwilę mam wrażenie, że drewniana powłoka pęknie na pół. 

- To on - szepczę i zamieram. 

Nie jestem gotowa, żeby zobaczyć się z Jamesem. 

- Udawajmy, że nas nie ma- podsuwa pomysł Cassie, ale Liam już idzie w stronę drzwi i zanim którakolwiek z nas zdąży się podnieść, chłopak otwiera drzwi, a jego pięść spotyka się z twarzą Portera. 

Wstrzymuję oddech, czekając na kontratak ze strony Jema, ale nic takiego nie następuje. Chłopak ociera ślady krwi z kącika ust i unosi dłonie na wysokość twarzy. 

- Dobra, zasłużyłem sobie - mówi, a jego wzrok już przeszukuje pomieszczenie w poszukiwaniu mojej osoby. - Ellie...

- Nawet się nie waż do niej odzywać, palancie! - złość ulatuje z Liama każdą komórką ciała.

- Dajcie nam porozma...

- Nie ma takiej opcji! 

Nie mam siły, żeby rozmawiać z Jamesem, jednak smutek w jego oczach sprawia, że mimowolnie wstaję z miejsca i pochodzę bliżej niego. 

- Chodź... - szepczę i ruszam w stronę drzwi, jednak Harpers zastawia mi drogę.

- Naprawdę chcesz z nim wyjść, po całej tej sytuacji? - pyta z niedowierzaniem i mierzy groźnym spojrzeniem bruneta. 

- Musimy porozmawiać - mówię. - Lepiej zróbmy to teraz.

Po krótkiej chwili Liam odsuwa się, a my wychodzimy na korytarz. Zostawiłam torebkę w salonie przyjaciół, ale nie martwię się tym. Pewnie i tak wrócę z płaczem, jak tylko uporam się z tłumaczeniem chłopaka. Czuję, jakby cały świat osuwał się spod moich stóp i wcale nie jest to przyjemnym uczuciem. 

- Mów - staram się brzmieć na znudzoną, jednak lekkie drżeniem głosu zdradza moje zdenerwowanie. 

James próbuje zbliżyć się do mnie o krok, jednak powstrzymuję go ruchem dłoni. 

- Możemy rozmawiać na odległość.

Chłopak wzdycha, ale nie zbliża się. Zamiast tego siada na podłodze i wyciąga przed siebie długie nogi. 

- Nie wiem od czego mam zacząć...

- Może od początku. Dlaczego mnie oszukałeś? 

- Nie oszukałem cię... Nie celowo. 

- A jak? Przypadkiem? Przez pomyłkę wprowadziłeś się do mojego bloku i zacząłeś naszą znajomość? Los sprawił, że akurat byłam narzeczoną gościa, którego mieliście złapać? - ironizuję, ale nie potrafię  się powstrzymać. 

War of heartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz