Rozdział dwudziesty szósty

682 29 2
                                    

Kończę wiązać włosy w wysokiego kucyka, gdy do mojego mieszkania wchodzi James. Mężczyzna już dawno darował sobie pukanie. 

- Gotowa? 

- Daj mi jeszcze pięć minut - mówię, po czym znikam w łazience, gdzie ostatni raz spoglądam w lustro wiszące nad umywalką. 

Postawiłam na delikatny makijaż oraz zwykłą fryzurę. Zaszalałam za to z ubraniem. Mam na sobie fioletowe body, które wczoraj kupił mi James. Do tego ciemne dżinsy z wysokim stanem, czarną marynarkę oraz niebotycznie wysokie szpilki. Chyba przez całą noc będę modliła się, żeby nie wybić na nich zębów, ale raz się żyje! 

- Mogłabyś zmienić to body na coś innego? - spoglądam na Jamesa, który opiera się ramieniem o futrynę drzwi do łazienki. 

- Nie podoba ci się? - pytam, chociaż doskonale znam odpowiedź. 

Oczy chłopaka błyszczą podnieceniem od momentu, w którym mnie zobaczył. 

- W tym problem, że podoba mi się za bardzo. I mam dziwne przeczucie, że reszcie facetów w klubie będzie podobało się równie mocno jak mi. 

- Nie bądź zazdrosny. 

- Nie jestem - mówi, ale jego wzrok mówi co innego. 

Robię krok w jego stronę i tylko cudem nie chwieję się na szpilkach. 

- Wiesz, że mogłoby mnie adorować milion facetów, a ja widziałabym tylko ciebie? - kładę dłonie płasko na jego torsie.

Pod palcami czuję jego szybko bijące serce. 

- Vice versa - mruczy, składając delikatnego buziaka na moim czole. 

Mam ochotę jęknąć z zawodem, ale wiem, że jakakolwiek namiętniejsza pieszczota sprawiłaby, że zabarykadujemy się w moim mieszkaniu i plany Cassie legną w gruzach. 

- Powinniśmy iść - szepczę, ale żadne z nas się nie odsuwa. 

- Powinniśmy - potwierdza brunet. - Taksówkarz pewnie już wyzywa nas od najgorszych. 

Otwieram szeroko oczy. 

- Taksówka już czeka?! Dlaczego mnie nie poganiałeś!? - moje rozgorączkowanie bardzo bawi mojego faceta, za co zostaje obdarowany solidnym ciosem w żebra. 

James doskonale wie, że nie lubię się spóźniać, a jeszcze bardziej nie lubię, kiedy ktoś musi na mnie czekać. 

Wymijam go w progu, a następnie łapię za torebkę, którą wypełniłam wcześniej najpotrzebniejszymi rzeczami na wyjście do klubu. Karta kredytowa, błyszczyk, paczka chusteczek, puder do twarzy i telefon. 

- Możemy zostać w domu? - słyszę za sobą mamrotanie Jamesa. 

Patrzę na niego przez ramię i uśmiecham się szelmowsko. 

- Sam zdecydowałeś, że idziemy na imprezę. Teraz nie ma odwrotu. Cassie na pewno już przebiera nogami, żeby wyjść potańczyć. 

Wzmianka o mojej przyjaciółce skłania bruneta do ruszenia się z miejsca. Wychodzimy przed blok, gdzie faktycznie czeka na nas taksówka. 

- Dobry wieczór. Bardzo przepraszamy za spóźnienie - mówię od razu po wejściu do samochodu, a kierowca rzuca mi zdziwione spojrzenie. 

- Przed sekundą przyjechałem - tłumaczy. 

- Oh... Nieważne - bąkam pod nosem, a James parska śmiechem. 

Zabiję go kiedyś za te żarciki. 

Brunet podaje kierowcy adres apartamentowca, w którym mieszkają Cassie i Liam, a ten w milczeniu rusza przed siebie. Podróż upływa nam w miłej ciszy. James delikatnie łapie mnie za dłoń i zaczyna kreślić na niej małe kółeczka. Ten gest sprawia, że po moim ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. 

War of heartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz