Podsumowanie: Część druga do Don't threaten me with a good time!
Ship: cake
Ostrzeżenia: zioło (tak, nadal bazuję na simsach lmao)
Liczba słów: 1401
~
Podczas gdy Michael i Ashton jak boomerzy, którymi są, położyli się wcześnie spać, razem z Luke'iem wyciągnęliśmy sobie po piwie. Na początku kulturalnie rozmawialiśmy o całym wyjeździe, planach na następne dni i co jeszcze chcemy zobaczyć lub gdzie się zatrzymać. Jednak jak tylko minęło kilka minut i mieliśmy pewność, że starsi usnęli, wyciągnęliśmy schowane przed starszymi niewielkie ruloniki z pewną bardzo legalną substancją.
Oczywiście nie mogliśmy tak po prostu zapalić sobie tuż obok namiotu chłopaków. Mogliby poczuć zapach, obudzić się i nas nakryć, a wtedy nie byłoby już tak fajnie. Dlatego mimo ostrzeżeń Ashtona przeszliśmy nad wodę, gdzie usiedliśmy na pomoście z nogami zwisającymi tuż nad taflą wody. Wcześniej zabawna atmosfera ustąpiła miejsca spokojnej, pełnej ciszy i szumu wody.
Odpaliłem jointa i zaciągnąłem się, resztkę dymu wypuszczając nad naszymi głowami. Niemal natychmiast poczułem, jak odpływam. Głowa zaczęła równocześnie ciążyć, jak i wydawać się nienaturalnie lekka, ale że też szybko zaczęło mi się w niej kręcić, oparłem się o ramię Luke'a. Ten także wziął bucha i oparł swoją głowę o moją, chichocząc sam do siebie.
– Jestem padnięty – przyznał, przekazując mi rulonik. Wymienialiśmy się nim co jakiś czas, najzwyczajniej w świecie rozmawiając. Podróż tutaj totalnie nas wymęczyła, ale wcześniej nie odczuwaliśmy tak zmęczenia. Dopiero gdy wypiliśmy po piwie, usiedliśmy w ciszy i zapaliliśmy, senność uderzyła nas obu.
– Ja też, ale nie chcę się jeszcze kłaść, tu jest tak pięknie.
Zgodził się ze mną, po czym delikatnie nachylił się, aby cmoknąć mnie w nos. Uśmiechnąłem się na tak czuły gest i uniosłem wzrok, by móc spojrzeć mu w oczy. Teraz zdecydowanie nie przypominaliśmy tej dwójki, która cały dzień wariowała w samochodzie, podekscytowana wyjazdem. Energia wydawała się z nas kompletnie zejść i zamiast głośnych śmiechów, towarzyszyły nam coraz częstsze ziewnięcia.
– Może coś obejrzymy? Pobrałem kilka odcinków The Office.
Mozolnie podnieśliśmy się z miejsca, otrzepując ubrania z piasku i ramię w ramię wróciliśmy do namiotów. Nie mam pojęcia, ile mogło minąć, ale raczej była to kwestia parunastu, może kilkudziesięciu minut. Spodziewaliśmy się więc, że pozostali są już raczej w tej fazie snu, gdy ciężko będzie ich wybudzić. Mimo to zachowywaliśmy się jak najciszej, rozkładając w namiocie koce, by było choć trochę wygodnie.
Być może wybór zabawnego serialu nie był zbyt odpowiedni na tę godzinę. Już po kilku pierwszych minutach zaczęliśmy się chichrać, choć naprawdę próbowaliśmy być cicho. Przez to zdołaliśmy obejrzeć zaledwie jeden odcinek, pod koniec którego trochę się uspokoiliśmy. A jako że słuchaliśmy na słuchawkach, aż za dobrze słyszeliśmy, co działo się wokół. A musiało dziać się wiele, skoro jak tylko zatrzymałem odcinek na napisach końcowych i zapadła między nami totalna cisza, usłyszeliśmy ciche sapnięcia. Tylko czasem stawały się głośniejsze, potwierdzając nasze przypuszczenia.
– A z nas się śmiali – szepnął Luke, celowo wyciągając słuchawkę, żeby im się przysłuchać. Dźwięki jednak ustały, bo przez następnych kilka minut była cisza. – Myślisz, że już skończyli?
Wzruszyłem ramionami i przygryzłem wargę. Musiałem przyznać, że to było całkiem... ciekawe przeżycie usłyszeć swoich własnych przyjaciół, jak prawdopodobnie do czegoś między nimi doszło. Pewnie nie spodziewali się, że nadal nie śpimy, a wręcz im się przysłuchujemy.
CZYTASZ
5sos one shots | bxb
Fanfiction«everyone needs a good fuck once in a while» czyli powrót 5sos smuts!