Rozdział 29

1K 22 24
                                    

Te dni spędzone z ojcem i moimi braćmi były naprawdę cudowne. Brakowało mi tego. Tego czasu spędzonego w gronie całej rodziny. Jakoś w środku wyjazdu dołączyli do nas Maya z Monty’m i Flynn’em. Spędziliśmy razem czas. Cudownie było być znowu otoczona przez nich wszystkich.


Ostatnimi czasy bardziej zaczęłam doceniać czas spędzony z rodziną. Ale nie tylko bo z przyjaciółmi też. Chociaż z rodziną bardziej. Każda chwila spędzona w gronie rodzinnym jest dla mnie bardzo ważna. Każdą chwilę z nimi traktuje jak ostatnią. Każde spotkanie z nimi również. Bo tak naprawdę...to może być prawda.


Był ostatni dzień pobytu u ojca. Razem z chłopakami ostatnie dni spędziłam głównie na plaży i byliśmy na jednej imprezie. Znaczy ja byłam. Po niej miałam takiego kaca jak nigdy i postanowiłam że więcej nie idę a ten czas przeznaczę dla ojca i reszty braci.


Był wieczór ostatniego dnia pobytu. Jutro o 10 mamy lot powrotny. Razem z braćmi umówiłam się że polecę do nich na 2 dni a później wrócę do Barcelony. Siedzieliśmy wszyscy na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś film. Monty z rodzinką wyjechali wczoraj rano bo mieli jakieś sprawy we Francji. Siedziałam na kanapie między ojcem a Will’em. Wtulona w tatę oglądałam z innymi film.


Shane przyniósł pizzę i alkohol. Ja po krótkiej sprzeczce z Dylanem ,który oczywiście musiał skomentować to  że chcę się napić piwa z innymi, również dostałam swój alkohol. Mimo ze preferowałam wino zamiast piwa to nie chciałam już wymyślać i stwierdziłam że co mi szkodzi. Piłam z innymi. Kiedy chciałam sięgnąć po swoją butelkę z której upiłam dopiero mały łyczek. Nagle złapał mnie okrutny napad kaszlu. Znowu. To już chyba 5 raz podczas naszego wieczoru filmowego kiedy zaczęłam kaszleć.


- Malutka? Wszystko dobrze? Przeziębiłaś się?- zapytał zatroskany Will.


Ojciec który mnie do siebie przytulał objął mnie mocniej kiedy w końcu opanowałam ten atak. Ojciec z Vince’em patrzyli się na mnie czekając na odpowiedź. Ojciec miał w oczach to samo zmartwienie co Will. U Vincent’a też zauważyłam mała iskierkę troski. Święta Trójca miała na mnie wywalone i nawet nie spojrzeli na mnie.
Wzruszyłam ramionami


- nie wiem.- odparłam wymijająco skupiając się na telewizji i filmie. Serce mi pękało że nie mogę im powiedzieć prawdy. Jeszcze nie. Musieli jeszcze trochę poczekać aż będę pewna i gotowa. Will sięgnął po koc i mnie okrył. Okej chyba odpuścili. Uff


*Następny dzień*


Wstałam o 7 żeby na spokojnie ogarnąć się i zjeść śniadanie przed wyjazdem. Nie był to jedyny cel dla którego wstałam tak rano. Czekałam na ważna wiadomość na maila. Było to tak ważne że wczoraj wieczorem nie mogłam przestać o tym myśleć.


Po otrzymaniu wiadomości ogarnęłam się i zjadłam śniadanie. Przy stole zastałam resztę mojego rodzeństwa wraz z ojcem jedzących śniadanie. Dołączyłam się  i zjedliśmy posiłek. Około 9.30 zaczęliśmy się żegnać z Cam’em. Wyściskałam ojca tak mocno jakbym miała go więcej nie zobaczyć. Nie żebym krakała ale biorąc pod uwagę częstotliwość naszych spotkać to może to być prawda.


Lot minął mi nawet spokojnie. Większość czytałam albo spałam.


Skip time do powrotu do Barcelony


Dzisiaj wróciłam do Hiszpanii. Zajęcia niby mam dopiero jutro ale dzisiaj miałam wizytę u lekarza. Vincent’owi powiedziałam że chce odpocząć co w sumie nie jest kłamstwem. Wizytę miałam na 9 a była już 8.45. Wyszłam z mieszkania i pojechałam do gabinetu. Lekarz do którego chodzę to prywatny lekarz któremu płace duże pieniądze aby tylko nie używał mojego ubezpieczenia i nic nikomu nie mówił. Był to starszy mężczyzna który nie znając mnie i znając zachował profesjonalizm. Co nie oznacza że ,kiedy 3 miesiące temu podałam mu swoją decyzję na temat mojego zdrowia ,on nie pokazuje uczuć bo od tamtej pory cały czas przekonuje mnie do zmian. Ale ja już postanowiłam i zdania nie zmienię. To samo powiedziałam mu na wstępie. Później rozmowa z mojego stanu zdrowia zeszła na reakcję mojej rodziny.


- Z całym szacunkiem panno Monet ale moim zdaniem powinna pani poinformować bliskich o tej sprawie. Nie będę pani oszukiwał bo sama pani uczy się na lekarza więc wie pani że nie zostało pani dużo czasu. – powiedział przejętym głosem


- ile?- zapytałam chłodno mimo że sama się lekko denerwowałam. Choć nie pokazywałam tego


- 4-5 miesiący. Nie wiecej. Choroba postępuje a pani nie chce próbować się leczyć- powiedział takim samym tonem. Czy on przejmuje się bardziej odemnie?


- Zna pan moja decyzje i zdanie o tym. Nie chce stac się warzywem i ciężarem dla bliskich do końca życia. Leczenie nawet jeśli to nie wydłuży mi życia tylko oszpeci to. Poza tym leczenie nic nie da. Sam pan tak powiedział. A ja dla tygodnia dłuższego życia nie spędzę tych 5 miesięcy w łóżku jako warzywo.- powiedziałam na co on skinął głową. Wstałam i opuściłam gabinet.


Zastanawiałam się kiedy powiedzieć bracią. Chce im powiedzieć jak najszybciej ale z drugiej strony wiem że będą się martwić i mnie przekonywać do leczenia. Jest jeszcze opcja że im w ogóle nie powiem ale wtedy się załamią że im nie powiedziałam.



______________________
Hejo!
Podoba się?
Nie wiem kiedy next. Postaram się jak najszybciej

Buziaki 😘

Rodzina monet - sekretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz