Rozdział 4

26 0 2
                                    

....On oddycha. On żyje.
- Szybko! On żyje! Ratujcie go!
- hîr...To nie możliwe on przecież...
- chodź tu natychmiast. Ratuj go.
- Ale to nie możliwe...To jest cud!

Król wyszedł z sali bo został wyproszony przez uzdrowicieli. To było przecież nie możliwe. On był martwy. Teraz liczyło się tylko to by ten przeżył na pewno.

5 dni potem

Tauriel

Nie wiem ile czasu siedzę w pokoju, ale nie zamierzam z niego wychodzić. Król kilkukrotnie chciał tu wejść, ale odmawiałam. Nie dałam mu ani razu dojść do słowa. Leżałam właśnie na łóżku. Płakałam. Czyli robiłam to co przez ostatnie dni. Usłyszałam pukanie i otwierają się dżwi. Dalej płakałam nawet nie patrzyłam kto to tylko rzekłam.
- Naprawdę nie chce nikogo widzieć.
- Nawet mnie? - powiedział znajomy mi głos. Odrazu wstałam i gdy tylko ujrzałam postać stojącą w mej komnacie rzuciłam jej się na jej szyję.
- LEGOLAS!!!!!!
- Już spokojnie Ciiii. Nie płacz.
- JA TEŻ. JA TEŻ CIĘ KOCHAM!!!!!!
- Mój ojciec...
- Musisz z nim porozmawiać, Idź do niego.
- zaraz tam pójdę. Kocham Cię Tauriel.
- Ja ciebie też - odpowiedziała i wtuliła się w tors kochanka

Legolas

Z dnia wypadku pamiętam tylko urywki. Kłótnia z ojcem, bitwa, ból i ciemność. Potem tylko spotkanie z Tauriel.
Szlem korytarzem do mego ojca. Doszedłem do dużych drewnianych dżwi. Wydaje mi się, że przyszedłem tutaj nje potrzebnie. Może on dalej trzyma się swego słowa. Może ma rację?
Otworzyłem dzwi.

- Ile razy mam powtarzać żeby puk....LEGOLASIE! Jesteś!
- Przyszedłem się pożegnać....

Legolas X Tauriel - Nie odejdzieszWhere stories live. Discover now