ROZDZIAŁ 7

949 62 6
                                    

12 grudnia                                                                  

❄️ ❄️ ❄️ ❄️ ❄️

– Odbierz, do jasnej cholery.

Trzęsłam się z zimna, podskakując w miejscu, by nieco się rozgrzać. W nocy temperatura w domu spadła do czternastu stopni, a facet, do którego zwykle dzwoniłam, gdy coś ulegało awarii, miał mnie najwyraźniej głęboko w dupie.

– Walić to.

Na szczęście miałam bojler na prąd. Puściłam gorącą wodę, czekając, aż w łazience zrobi się cieplej, dopiero potem zrzuciłam z siebie ubrania i wskoczyłam pod strumień ciepłej wody. Podkręciłam temperaturę i długo rozkoszowałam się gorącem. Przynajmniej dopóki nie skończyła się ciepła woda, czyli zdecydowanie za szybko. W nagrzanej łazience wciągnęłam na siebie ubrania i zrobiłam jako taki makijaż, po czym pognałam do równie wychłodzonego jak mój dom samochodu. Piętnaście minut później podkręcałam w pełni sprawne ogrzewanie w pracowni.

Nie sądziłam, że można tak zmarznąć w ciągu jednej zimnej nocy. Trzymając ręce na gorącym kubku z kawą, obiecałam sobie, że jeszcze tego samego dnia wpłacę jakąś darowiznę na rzecz najbliższego schroniska dla bezdomnych albo noclegowni.

Gdy rozgrzałam się na tyle, by zapomnieć o pobudce w lodowatym domu, wyciągnęłam moje pomocnicze szkice do projektowania i zaczęłam nanosić na nie pierwsze pomysły, które wczoraj zrodziły się w mojej głowie. Wszystkie projekty w jednej kolekcji musiały mieć oczywiście jakiś wspólny motyw: wzór, barwę kolorystyczną. Ja zdecydowałam się na biel, szarość i czerń. Marynarka, którą zamierzałam uszyć, miała być jedynym elementem, w której podstawowe kolory zostaną przełamane dodatkiem chłodnego błękitu. Wszystkie kolory oczywiście kojarzyły mi się z zimą, a co za tym idzie: z hokejem i samym Aleksem.

Dwie godziny później zjawił się Luke. Mieszkał w sąsiednim miasteczku, więc zimą zwykle przychodził dopiero wtedy, gdy zwlekł się z łóżka. Do czasu jego przyjścia miałam wstępnie rozrysowane trzy projekty. Wspomnianą marynarkę – nasz pièce de résistance* – klasyczne spodnie oraz kamizelkę.

– No, no. Widzę, że praca wre – skomentował, rzucając okiem na moje dzieła.

– Wiesz, że jak już coś mi kliknie w głowie to potem nie mam problemu, by to skończyć. – Zaczynałam właśnie przenosić na papier czwarty projekt: śnieżnobiałą koszulę, która pasowałaby zarówno do kamizelki, spodni, ale i pod marynarkę.

– Twój dozgonny przyjaciel się zgodził?

– Oczywiście, mam niebywałą moc przekonywania. – Luke spojrzał na mnie z powątpiewaniem. – A właściwie to zgodził się pod warunkiem, że wyjadę z nim na kilka dni w przyszłym tygodniu. Jest szansa, że poradzisz sobie sam?

– Nie wzięłaś wolnego dnia odkąd zaczęliśmy, należy ci się kilka dni odpoczynku. Szczególnie z panem wielkim.

– Dziękuję. I broń cię Boże, nie mów tak o nim, gdy się zjawi.

Na twarzy Luke'a od razu pojawiła się ekscytacja połączona z oczekiwaniem i nutką przerażenia. Przejrzał się w dużym lustrze na środku, przed którym stało podwyższenie dla klientów, poprawiając dokładnie zaczesane włosy i wygładzając brązową marynarkę w kratę, pod którą włożył czarny golf. Można byłoby pomyśleć, że szykuje się na randkę.

– O której będzie? – zapytał dwie godziny później. Po raz czwarty tego dnia. A ja głęboko wciągnęłam powietrze, próbując zachować spokój.

Ginger BailesWhere stories live. Discover now