Rozdział 22

945 63 2
                                    

21 grudnia                                                   

🎁🎁🎁

– Serio? Naprawdę musiałeś to zrobić?

Wątpiłam, by śnieg, który spadł mi na głowę z daszku nad werandą, odpowiedział na moje zarzuty, ale ja przynajmniej poczułam się lepiej. Mimo śniegu we włosach i – co chyba nawet jeszcze gorsze – w świeżo zaparzonej kawie z cynamonem.

Strzepałam z siebie tyle puchu, ile dałam radę i cicho weszłam do środka. Alex wciąż spał. Sama nie wiem, w którym momencie zasnęliśmy. Leżeliśmy przez długi czas, wspominając wydarzenia z dzieciństwa: nasze pierwsze spotkanie, które zapamiętał tylko on, zabawy, utarczki i moment, w którym oboje uczyliśmy się jeździć na nartach. Z każdą kolejną opowieścią więź między nami jakby się zacieśniała, a do mnie docierało, że to, co jeszcze kilka godzin wcześniej wydawało się kruche i ulotne, zaczyna się utrwalać.

– Ginger? Dlaczego mnie nie obudziłaś? – zapytał, schodząc na dół, gdy ja zabierałam się za parzenie świeżej kawy.

– Sama niedawno wstałam – wyjaśniłam, obserwując jak podchodzi rześki i wypoczęty, by pocałować mnie w czoło i zamknąć w swoich ramionach, jakbyśmy nie przytulali się cały wieczór i całą noc.

– Co się stało? Pada? – Uśmiechnął się, widząc resztki śniegu na moich włosach i ubraniu.

– Śnieg mnie zaatakował, gdy schodziłam z werandy – wymamrotałam z obrażoną miną.

– Moje biedactwo.

– Chyba to przeżyję – powiedziałam, ale chętnie przyjęłam współczujący pocałunek. – Jakieś plany na dziś?

– Nic konkretnego. Myślałem, że możemy przejść się do miasteczka na jakichś brunch, a potem wrócić tutaj. Co ty na to?

Pokiwałam głową, zgarniając z blatu kubek świeżo zaparzonej kawy.

– Idę wziąć prysznic na górze, ty możesz wykąpać się na dole.

– Nie rozumiem, po co marnować wodę. Wystarczyłby nam jeden – odpowiedział z figlarnym uśmiechem, wypełniając filiżankę aromatyczną kawą.

Roześmiałam się, całując go w policzek i ruszając w stronę schodów.

– Nieźle kombinujesz.

– A więc się zgadzasz?

– Nie tym razem, Carden – odkrzyknęłam, a zanim zamknęłam się w łazience, zdążyłam jeszcze usłyszeć:

– Twoja strata, Bailes.

***

Droga do miasteczka przez zaspy nieodśnieżonego jeszcze śniegu, który spadł w nocy, zajęła nam znacznie więcej czasu, niż przypuszczaliśmy. Na szczęście przepiękny, górski krajobraz i świeże, przesycone żywicznym zapachem powietrze zdawały się dodawać nam energii.

– Przyjedziemy tu jeszcze kiedyś? – zapytałam, gdy w końcu dotarliśmy do restauracji i przemarznięci na kość zaczęliśmy ściągać z siebie wierzchnią warstwę ubrań.

– Może latem? Chyba że na przyszły rok również mam zaplanować jakiś mały wypadek? – Uśmiechnął się, ale jego uśmiech nie sięgnął oczu. Odchrząknął, a potem zapytał: – Myślisz, że to dobra pora, by porozmawiać o przyszłości? Zaraz po świętach muszę wyjechać. Doszedłem już w pełni do siebie, dwudziestego siódmego mam zagrać w meczu z Minnesota Wild.

Patrzyłam na jego zmartwioną, ale i pełną oczekiwania twarz. Dłonią pocierałam nadgarstek. Nie sądziłam, że wyjedzie tak szybko. Chyba założyłam, że zostanie chociaż do Nowego Roku, ale to przecież nie zależało od niego.

Ginger BailesWhere stories live. Discover now