Rozdział 20

1K 61 2
                                    

                                                                                      20 grudnia

                                                                                        ⛄⛄⛄

– Pierniczku, pora wstawać.

Ktoś szeptał mi do ucha, próbując wybudzić mnie ze snu, ale było mi tak ciepło i wygodnie. Chciałam pozostać w tym miejscu jeszcze chociaż przez chwilę.

– Niedługo wysiadamy – kontynuował głos, który słyszałam coraz wyraźniej, mimo że wciąż znajdowałam się gdzieś po drugiej stronie rzeczywistości. Wybudziłam się, dopiero gdy poczułam muśnięcie ust na skroni. Rozejrzałam się nieprzytomnie dookoła. Zapadłam w tak głęboki sen, że całkowicie zapomniałam o podróży zaskakująco cicho sunącym po torach pociągiem.

– Naprawdę potrafisz zasnąć wszędzie, co?

– Wystarczy, że mam o co oprzeć głowę – powiedziałam, przecierając oczy. Nie wierzyłam, że udało mi się przespać końcówkę tej niesamowitej podróży. Po długiej rozmowie składającej się głównie z głupich docinków i śmiechu, z powodu którego reszta pasażerów chciała nas zapewne zamordować, dostaliśmy naprawdę smaczny obiad i kolejny kufel piwa, po którym zaczęły opadać mi powieki.

– Długo spałam? – zapytałam, zerkając za okno. Towarzyszyło mi lekkie uczucie niepokoju i nie miałam pojęcia, skąd się brało. Obsługa musiała przyciemnić nieco światło w wagonie, by krajobraz na zewnątrz był lepiej widoczny, chociaż wydawało się, że śnieg, od którego odbijały się światła pociągu, jaśniał wokół sam z siebie, mimo panujących ciemności.

– Niecałą godzinę.

– Mam wrażenie, że minęła cała wieczność.

– Czyżbym pojawił się w twoim śnie? Wtulałaś się we mnie dość mocno.

Spojrzałam na Aleksa spod wciąż nie dających się w pełni otworzyć powiek, próbując przypomnieć sobie, czy coś mi się śniło. W pamięci miałam niewyraźny obraz, który nie chciał w pełni przebić się do mojej świadomości. Tak jak w przypadku słowa na końcu języka, które uwiera, wywołując olbrzymi dyskomfort, dopóki nie przypomnimy sobie jego brzmienia.

– Coś na pewno mi się śniło, ale nie mogę... – urwałam, bo mój umysł w końcu odnalazł zagubioną nić, po której dotarł do chwilowo utraconego, teraz nieco zniekształconego snu. Byliśmy w nim oboje – ja i Alex – ale kilka lat młodsi. On ubrany w garnitur, ja w przylegającej do ciała, czarnej sukience, ale nie tej, którą włożyłam na bal, ta miała wycięte plecy. Tylko w snach umysł potrafił płatać podobne figle.

Siedzieliśmy na łóżku, całując się jak dwójka napalonych nastolatków, którymi wtedy w końcu byliśmy. Nagle usłyszałam kroki gdzieś blisko drzwi, więc zerwałam się z łóżka, przekonana, że to moja matka wróciła wcześniej ze zmiany w szpitalu. Ale w progu stanął Jamie. Nic się nie zmienił, wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni, mimo że ja byłam dwa razy starsza. Niebieskie oczy, dokładnie takiego samego koloru jak moje, wpatrywały się we mnie intensywnie, a blond włosy matki były krótko obcięte. Nieco nade mną górował, ale niewiele.

– Jamie? – zapytałam, przerażona i jednocześnie zachwycona jego widokiem. – Co ty tu robisz?

– Przyjechałem na święta. Nie czekałaś na mnie przy oknie tak jak zwykle. – Zerknął na Aleksa z rozczarowaną miną. – Teraz już wiem dlaczego.

Ginger BailesWhere stories live. Discover now