ROZDZIAŁ 3

1.7K 71 53
                                    

Nina

Rankiem samochód już działa. Kumpel Patricka rzucił na niego okiem i stwierdził, że problem stanowiła uszczelka, która musiała przypadkiem się obluzować. Ja jednak wiem, że odpowiedziany za to nie był „przypadek" a człowiek, który ewidentnie ma ze mną problem. Nie mówię o tym jednak nikomu. Zamiast tego czekam na odpowiedni moment do przeprowadzenia konfrontacji. Tym razem Ethan posunął się za daleko.

W przerwie między zajęciami, rozglądam się za nim, by powiedzieć mu, że mam dosyć. Nie oddam mu swojej posady, ale jestem w stanie negocjować procent dotacji, który możemy im podarować. Będzie to wymagało przeorganizowania planu i zebrania rady koła, jednak znalazłam się pod ścianą. Nawet gdybym doniosła na niego dziekanowi, dzięki Stephenowi obróci sprawę tak, bym sama na tym ucierpiała. Muszę więc w jakiś sposób się z tego wybronić. Mam dość innych problemów, by bawić się w te podchody.

Znajduję Ethana przed kampusem, palącego w towarzystwie znajomych. Przez chwilę zastanawiam się, czy zagadywanie do niego przy świadkach będzie dobrym pomysłem. Po uczelni z pewnością i tak rozniosła się wieść, że ktoś wysmarował mi auto. Jego kumple mogliby skojarzyć fakty. Powtarzam sobie jednak, że nie powinno mnie obchodzić niczyje zdanie na mój temat. Dlatego biorę głęboki wdech, po czym ruszam w ich stronę.

Z początku żaden z nich mnie nie dostrzega. Stoją w okręgu, śmiejąc się z czegoś do rozpuku. Dopiero gdy wpycham się między nich i spoglądam zimnym wzrokiem na Ethana, zaczynają powoli cichnąć.

― Musimy pogadać ― oznajmiam, na co jeden z jego kumpli gwiżdże, jakbyśmy byli parą, która właśnie przechodzi ciężki okres. Staram się jednak zignorować ich obecność i skupić na tym, po co tu przyszłam.

― Teraz nagle chcesz rozmawiać?

Milczę, bo odpowiedź na ten kpiący ton jest oczywista. Przez chwilę chłopak tylko patrzy na mnie z niekrytą pogardą w ciemnych oczach, ale nie odpuszczam. W końcu odwraca się do swoich kumpli.

― Idźcie już, złapiemy się po socjologii ― rzuca, a oni kolejno zbijają z nim piątkę, nie wahając się, rzucić przy tym uśmieszkami w moją stronę.

            Gdy odchodzą, Ethan rozkłada ramiona, dając mi znak, bym zaczęła mówić. Gest jest o tyle bezczelny, że przecież doskonale wie, co zrobił.

― No, co?

― Pstro.

Marszczy brwi wyraźnie zirytowany. Nie wierzę, że ma zamiar udawać, że o niczym nie wie.

― Pisanie po moim wozie to jedno, ale majstrowanie pod maską to małe przegięcie, nie sądzisz? ― pytam, uświadamiając sobie jak bardzo jestem wściekła. ― Co by było, gdyby odpalił i zepsuł się w trakcie jazdy? Jakbym spowodowała, kurwa, wypadek? Ktoś miał umrzeć, bo ty straciłeś swoje koło studenckie?! Poważnie?!

Staram się panować nad tonem, ale mimo wszystko rozglądam się, by mieć pewność, że nikt nas nie usłyszy. Mam dziwne wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Zaczynam sądzić, że to moje urojenia, póki w oknie budynku nie widzę stojącej sylwetki. Ignoruję ją jednak, bo z pewnością to po prostu któryś profesor. Wracam spojrzeniem do Ethana. Na jego twarzy szukam czegokolwiek, co powiedziałoby mi, że żałuje tego co zrobił. Zamiast niego widzę jedynie dezorientację.

― Nie wiem, o czym mówisz.

Kręcę z niedowierzaniem głową, nie wiedząc, jak może się tego wypierać.

― Przestań, to żałosne...

― Nie tykałem twojego auta ― odpowiada z autentyczną irytacją. ― Nie jestem kretynem.

BEZWŁADNE SERCA [16+]Where stories live. Discover now