ROZDZIAŁ 11

1.5K 59 65
                                    

Philip

Jeśli jest coś gorszego od ludzi, o których nie wiadomo niczego, to właśnie ci, o których można znaleźć wszystko. Takich, którym patrzysz w oczy i od razu wiesz, jak żyją i jak umrą. Profesor McCoin wydaje mi się ich najlepszym reprezentantem. Mam wrażenie, że gdybym szukał wystarczająco wnikliwie, znalazłbym jego plan dnia wraz ze szczegółową rozpiską, chodzenia do toalety. Najzabawniejsze, że nie tylko jest nudny jak but, ale również nie ma absolutnie żadnego motywu...

Od piciu godzin okupuję kanapę, grzebiąc na jego temat w sieci. Równocześnie próbuję ukryć przed samym sobą, że robię to, by nie myśleć o tym, że znów cały mój zajebiście sprytny plan opiera się na kimś innym. Od samego początku śledztwo idzie tragicznie. Nie mamy żadnego punktu zaczepienia ani pomysłów. W takich momentach ciężko nie zwątpić we własne umiejętności. Tym bardziej że nieustannie podważa je pewna przemądrzała smarkula, ku której z uciechą popycha mnie ślepy los. Do niedawna sądziłem, że będę mógł dać Ninie spokój, na który niewątpliwie zasłużyła. Szukałem innego wyjścia, ale szybko okazało się, że pójście na bankiet w jej towarzystwie będzie najprostsze. A jeśli czegoś nauczyła mnie moja praca, to to, że nierzadko najłatwiejsze rozwiązania są najbardziej efektywne. Jak zwykł niegdyś mówić Bruce:

Grunt to robić tak, żeby się nie narobić, a zarobić.

Zaczynam już powoli się poddawać, kiedy nagle słyszę pukanie w szybę. Odwracam się, by za oknem zobaczyć kucającą na schodach pożarowych Amelię. Jakiś czas temu upodobała sobie schodzenie do mnie w ten sposób i od tamtej pory nie zamykam okna na zatrzask. Oboje udajemy, że nie zgapiła tego z serialu dla dzieci, lecącego kiedyś na Disney Channel. Gdy zaczyna podnosić dolną część szyby, Klakier zeskakuje z parapetu, a ja zamykam klapę laptopa i ruszam, by jej pomóc.

― Powinieneś je wymienić, bo inaczej jak nic przytrzasnę sobie kiedyś palce ― rzuca, z gracją zeskakując na podłogę mojego mieszkania.

― To darmowy alarm antywłamaniowy ― rzucam, ruszając w stronę kuchni, by zrobić nam po kawie.

― To go zlikwiduj, bo nie będzie miał cię kto zszywać ― grozi, a ja śmieję cicho. Do tej pory zszywała mnie tylko raz i to o dziwno nie po akcji, a gdy po pijaku stłukłem butelkę i sprzątając szkło, rozciąłem nim palec. ― Z resztą sądziłam, że w FBI macie lepsze sprzęty.

Otwieram szafkę i wybieram słoik rozpuszczalnej, zamiast parzonej, którą kilka dni temu przygotowała Nina. Patrząc na opakowanie czuję się dziwnie. Jakbym tak naprawdę tylko uroił sobie, że tutaj była.

― Co cię dziś sprowadza, sąsiadko? ― zagajam z westchnieniem, gdy ona rozsiada się na mojej kanapie.

― Twoja szafa, sąsiedzie ― odpowiada. ― Jes mówił, że wybierasz się niebawem na bankiet. Przyszłam upewnić się, że nie pójdziesz w trampkach i bluzie.

Nastawiam wodę w czajniku, po czym odwracam się do niej z wyrazem twarzy mówiącym, że ma się nie wtrącać. Ona jednak zna mnie zbyt długo, by w jakikolwiek sposób się zrazić.

― Musisz dobrze wyglądać, skoro będzie tam Nina ― wzrusza ramionami, po czym z filuternym uśmiechem zabiera jedną z moich poduszek i oplata ją ramionami, jak podekscytowana nastolatka.

― Nina jest pratekstem, żebym mógł się tam dostać ― wzruszam ramionami, nie dając się wkręcić w te jej knowania.

― A nie na odwrót? ― podpuszcza mnie. ― Śledztwo jest pretekstem, żeby zobaczyć się z Niną?

Kręcę głową. Jestem za stary na takie podchody. Nawet gdybym czegoś od niej chciał, załatwiłbym to inaczej. O ile dobyłbym się na odwagę i założył, że z miejsca mi nie odmówi. W końcu akurat ona nie ma powodu, by się mną interesować. Kilka ładnych gestów, nie wypleni urazy kiełkującej w niej całymi latami.

BEZWŁADNE SERCA [16+]Where stories live. Discover now