ROZDZIAŁ 18

1.2K 48 53
                                    

Nina

Niemal całą niedzielę spędzam w łóżku, odsypiając męczący dzień i nocną wyprawę na pogotowie. Staram się unikać schodzenia na dół, by jak najmniej przebywać w towarzystwie Philipa. Wciąż jeszcze nie rozpracowałam, jak czuję się z tym, że wie o moim problemie. W tych nielicznych chwilach, gdy przebywamy razem w kuchni, zdaje się szanować, że potrzebuję odrobiny dystansu. W żaden sposób też nie daje mi poznać, że po tym wszystkim patrzy na mnie inaczej, a mimo to boję się, że właśnie tak jest. Całe życie kreuje się na bezproblemową, zorganizowaną i odpowiedzialną osobę, gdy tak naprawdę nie radzę sobie z bałaganem, jaki trzymam we własnej głowie. Momentami myślę nawet, że może Philip ma rację. Może faktycznie, nie radzę sobie tak, jak mogłabym, gdybym sięgnęła po pomoc specjalisty. Ostatecznie jednak wiem, że nie zdecyduje się na żaden krok, póki nie rozwiążę sprawy z Walkerem i wszystko nie wróci do normy. Muszę działać po kolei.

W poniedziałek rano jedziemy razem na uczelnie. Philip prowadzi zajęcia dla pierwszego roku, więc rozdzielamy się na parkingu. Jes pojechał przesłuchać współwięźniów Walkera, dlatego dzisiaj Tatia snuje się za mną jak cień.

― Jak tam ręka, goi się? ― pyta, gdy przemierzamy razem kampus w drodze na wykład z działań wywiadowczych.

― Jest coraz lepiej ― wzdycham, przyglądając się bandażowi. Naturalnie nie opowiedziałam Tatii jaki cyrk odstawiłam przed Philipem. Uprościłam nieco historię, przyznając, że od razu pojechaliśmy obejrzeć rękę, ale potwornie długo czekaliśmy na przyjęcie, co po części było zgodne z prawdą.

― Lowe musiał być przeszczęśliwy, że wylądował z tobą w szpitalu drugi raz w ciągu tygodnia ― rzuca ironicznie, poprawiając jasne włosy splecione w warkocza. ― Działacie na siebie ze szkodą.

Nie potrafię powstrzymać prychnięcia.

― Coś w tym jest.

― I tak jestem pod wrażeniem, że minął weekend, a ty jeszcze nie wykopałaś go na zbity pysk ― mówi, otwierając drzwi w budynku zachodniego skrzydła i przechodzą przez próg do chłodnego korytarza.

― Trochę nie mam wyboru. Bruce kazał mu mnie pilnować ― przyznaję niechętnie. ― Poza tym nie jest znowu taki zły...

Tatia marszczy brwi i przygląda mi się wzorkiem spod przymrużonych powiek.

― Czy coś mnie ominęło? ― pyta niemal z wyrzutem, a ja wzruszam ramionami w obronnym geście. ― Z tego co pamiętam, to uważamy go za gburowatego dupka, który wyżej sra niż dupę ma i całą odpowiedzialność spycha na innych ludzi.

― Nie mówię, że nim nie jest. Mówię, że jeśli chce czasem potrafi zachowywać się przyzwoicie. Zależy mu, żeby zamknąć te sprawę. Bierze ją na poważnie i... ― urywam, gdy widzę, jak krzywi się znacząco.

― Skąd taki pomysł?

― Nie wiem no... ― jęczę, nie mając pojęcia, po co nagle powiedziałam jej coś takiego. ― Może jest trochę wkurzający, ale faktycznie robi co do niego należy. Poza tym stara się być miły. Gdy jechaliśmy na komisariat, po kłótni kupił mi batonik i...

Tatiana gromi mnie spojrzeniem godnym Wednesday Adams.

― Batonik? Chryste, Nina ― upomina mnie. ― Typ dosłownie zmusił cię, żebyś pomogła mu w śledztwie, nie wspominając o tym, co zrobił w przeszłości... A ty zaczynasz robić do niego maślane oczy, bo kupił ci BATONIK?! Taka jest twoja cena? I co planujesz zrobić dalej? Rozłożyć przed nim nogi za puszkę Pepsi?!

― Nie robię do niego żadnych oczu ― bronię się, coraz bardziej ofensywnie, równocześnie zastanawiając się, czy naprawdę z boku tak to wygląda. Nie chcę, by Tatia sądziła, że nagle mój stosunek do Philipa się zmienił . Po prostu zaczęłam godzić się z tym, że musimy współpracować i łatwiej będzie to robić, nie żywiąc do niego tak zajadłej niechęci.

BEZWŁADNE SERCA [16+]Where stories live. Discover now