2. Ziarno snu

197 38 218
                                    

Marcel zamarł, wciąż z dłonią na włączniku światła. Przez kilkanaście sekund po prostu gapił się na niezwykłego kota szeroko otwartymi oczami. Serce głośno tłukło mu się w piersiach. W jego głowie działo się coś dziwnego i zdecydowanie nieprzyjemnego. Miał ochotę wrzasnąć, ale z jakiegoś powodu nie mógł wydobyć z siebie głosu.

„Zielone koty nie istnieją. No i przede wszystkim koty nie mówią", pomyślał chłopak i odetchnął głęboko. Spróbował logicznie rozważyć czemu widzi rzeczy, które nie dzieją się naprawdę. Musi mieć halucynacje, to się zdarza. Słyszał przecież kiedyś o dziewczynie, która najadła się jakiś niedozwolonych substancji i widziała później różową antylopę jeżdżącą na rolkach. Problem polegał jednak na tym, że Marcel nie najadł się niczego poza tostami z żółtym serem.

Zielony kot tymczasem zachichotał, wyraźnie rozbawiony konsternacją chłopaka, i wydał z siebie ciche:

– Bu!

– Przecież ty nie istniejesz – powiedział głośno Marcel do nieistniejącego zielonego kota, który właśnie beztrosko wycierał swoje ubłocone łapy w beżowy dywan, zostawiając na nim paskudne, brązowe smugi. W jego głosie zabrakło jednak pewności.

Zielony kot spojrzał na chłopaka wzrokiem pełnym wyrzutu, wyraźnie urażony taką możliwością.

– Nie życzę sobie podobnych oskarżeń. To mnie obraża – odparł kot, podchodząc do łóżka. – Tylko spokojnie, bez paniki. Ja wiem, że mój widok to dla ciebie szok i te sprawy, ale proszę zachować spokój i nie zapominać o oddychaniu. Nie chcemy przecież, żebyś padł mi tu trupem.

W momencie kiedy spojrzenia Marcela i kota się spotkały, w głowie chłopaka rozszalała się prawdziwa burza. Wszystkie bariery, które przez lata stworzył w swoim umyśle pękły, a obrazy świata, które od zawsze nosił w sobie, zlały się z jego prawdziwymi wspomnieniami. Było to nieprzyjemne, wręcz bolesne doświadczenie. Burza kolorów, uczuć i myśli rozsadzała mu czaszkę. Aż dziw brał, że cały ten zamęt spowodował jakiś zielony kot, który nie istniał.

A może było wręcz przeciwnie? Czemu właściwie nie miałby istnieć? Czemu to takie absolutnie wykluczone, że po świecie stąpają zielone, mówiące koty? Jedynym dowodem ich nieistnienia było przecież tylko to, że do tej pory żadnego jeszcze nie spotkał.

„Zielonych, mówiących kotów po prostu nie ma", próbował powiedzieć jakiś głos w głowie Marcela, ale był zbyt cichy, by skutecznie przebić się przez burzę, jaka w niej szalała.

– To ciekawe... – mruknął kot, z powrotem zeskakując na dywan. – Spokojnie. No już. Jak się czujesz?

Marcel spojrzał na futrzaka. Jego umysł powoli zaczynał akceptować fakt, że mówi do niego zielony kot, najwidoczniej mając w nosie to, że wcale nie ma prawa mówić oraz być tak soczyście zielonym.

– Słuchaj – powiedział chłopak, czując się idiotycznie, wiedząc do kogo się zwraca. – Jesteś zielony i mówisz – stwierdził, sam siebie próbując zmusić do akceptacji tego dziwnego faktu.

Kot klasnął w łapy, wyraźnie rozradowany.

– Gratuluję bystrości – powiedział i odkaszlnął, by pozbyć się chrypki.

Marcel odetchnął głęboko.

– Istniejesz – powtórzył. – Jesteś zielonym, gadającym kotem i istniejesz.

Niezaprzeczalny fakt, który trzeba było przyjąć do wiadomości. Po prostu nie mogło być inaczej. Chłopak ze zdumieniem odkrył, że pomimo pierwszego szoku, istnienie kota powoli zaczynało być coraz bardziej akceptowalne. Uderzyła weń też inna myśl, z intensywnością, której się nie spodziewał. Czy ten dziwaczny kot mógł mieć coś wspólnego z obrazem świata kolorów i zapachów, obrazem, którego Marcel się wstydził i który chował w swojej głowie najgłębiej, jak tylko się dało?

Zielony KotWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu