16. Tajemniczy list cz.1

31 12 20
                                    

Kiedy Marcel, Rosa i Zielony Kot wrócili wreszcie do stacji, na zewnątrz było zupełnie ciemno. Już od progu Elka zaczęła zasypywać ich gradem pytań, na które cała trójka odpowiedziała wymijająco. Żadne z nich nie miało bowiem najmniejszej ochoty dzielić się szczegółami dotyczącymi ich odkrycia z lubiącą panikować gęsią. Jeszcze nie teraz. Najpierw woleli porozmawiać we trójkę, podzielić się swoimi spostrzeżeniami i obawami. A najbardziej zależało im na poznaniu tajemniczej zawartości woreczka z namalowanym niebieskim okiem – symbolem zrzeszonych czarowników, który Rosa znalazła przy martwym jeźdźcu. Jednak przez cały wieczór Ela nie odstępowała ich ani na krok – wyglądało na to, że wpadła akurat w typowy dla siebie nastrój, kiedy to dziób nie zamykał jej się ani na moment. Nie była to na szczęcie najgorsza opcja – kiedy Elka wpadała w swój drugi typowy nastrój, często kończyło się to histerią i koniecznością wmuszenia w niej porządnej dawki mieszanki ziół uspokajających.

Podekscytowana i rozgadana Ela skutecznie uniemożliwiła im odbycie prywatnej narady. Chcąc nie chcąc, przyjaciele bez słowa sprzeciwu wysłuchali jej kilku barwnych historii (wzięło ją akurat na wspomnienia z młodości). Kiedy jednak gęś przeszła do opowieści traktującej o tym, jak to pierwszy raz spotkała swojego późniejszego męża gąsiora, Zielony Kot postanowił wykręcić się bólem głowy.

– Kochana Elu, to naprawdę fascynująca historia, ale niestety nie czuję się najlepiej, moja głowa wręcz pęka w szwach. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdę spać. Miejmy nadzieję, że jutro migrena mi przejdzie i będą mógł wysłuchać twojej fascynującej opowieści do końca. Dobranoc – powiedział przepraszającym tonem i szybko wychynął z kuchni pozostawiając Elę wyraźnie rozczarowaną.

Rosa wykorzystała okazję i zerwała się na równe nogi.

– Ja też wolałabym położyć się dzisiaj wcześniej spać – oznajmiła i zniknęła za drzwiami w ślad za Zielonym Kotem.

Marcel również zaczął już podnosić się z krzesła, by pójść za pozostałą dwójką, ale Ela rzuciła mu tak piorunujące spojrzenie, że momentalnie zaniechał swoich zamiarów i z powrotem opadł zrezygnowany na siedzenie.

– Naprawdę... – zaczął, ale Ela przerwała mu momentalnie.

– Ty też?! – huknęła. – Ból głowy? Zmęczenie? Wszyscy jesteście tacy sami! Wiem co o mnie mówicie, kiedy myślicie, że nie słyszę. Ela to, Ela tamto. Głupia, histeryczna gęś! Pewnie żałujecie, że od razu mnie nie zjedliście, co? – krzyknęła.

– Eeee... – zaczął Marcel, który nie miał pojęcia jak najlepiej powinien zareagować na te oskarżenia. Nigdy nie potrafił sensownie rozmawiać z Elą, a każda z ich konfrontacji kończyła się tym, że gęś postanawiała w końcu wyładować na nim część swoich życiowych frustracji.

Bardzo natomiast chciał porozmawiać w tej chwili z Rosą i Zielonym Kotem na osobności. Albo przynajmniej uwolnić się od towarzystwa gęsi i pójść spać. Ela jednak natychmiast zagrodziła mu drogę. W tym momencie wyglądała nie jak gęś, ale jak prawdziwy jastrząb. Marcel westchnął, poddając się.

– Masz tu siedzieć i mnie słuchać, gamoniu! – kontynuowała gęś. W jej głosie dało się słyszeć narastającą histerię – Jesteście bandą... bandą egoistycznych lu... ludzi i kotów! Kiedy tylko próbuję z wami porozmawiać, nawiązać więź emocjonalną, zbliżyć się, wy od razu uciekacie! Nie ma w was ani krztyny zrozumienia. Skupieni tylko na sobie, nikt nigdy nie chce słuchać o Eli. Głupia Ela, Ela do garów, niech wychowuje dzieci, niech im pierze, gotuje, tak? Ale nikt nigdy nie zainteresuje się moimi prawdziwymi potrzebami, nie wysłucha, nie pocieszy. Zawsze to samo. Jestem dla was zbędnym balastem, prawda?

Marcel wytrzeszczył oczy na gęś. Czuł, że zupełnie nie zasłużył sobie na taki wybuch złości. Przeklinając w duchu swój brak asertywności, spędził długi czas słuchając ciągnących się w nieskończoność opowieści Elki traktujących o przeróżnych epizodach z jej życia. Tak naprawdę niewiele do niego docierało – myśli zaprzątały mu obrazy martwego jeźdźca, ptaka, woreczka z niebieskim okiem i widoku kopczyka usypanego ze świeżo zerwanych kwiatów – na końcu wszyscy wrócą do Matki Ziemi.

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz! – huknęła Elka tak nagle i głośno, że Marcel aż podskoczył, wywracając przy tym kubek z herbatą, której zawartość rozlała się na stole i zaczęła kapać na podłogę.

– Jesteś największym fajtłapą, z jakimkolwiek miałam do czynienia – prychnęła gęś, spoglądając na rozlaną herbatę. – A znałam przecież Augusta, mojego niewydarzonego męża gąsiora. Nic tu po mnie. Idę spać – oznajmiła nagle i szybkim krokiem wyszła z kuchni.

Marcel odprowadził ją spojrzeniem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zielony Kot i Rosa zawsze potrafili jakoś postawić się gęsi, więc wszystkie jej wybuchy skupiały się głównie na nim – Marcelu. Nie miał tego jednak Elce za złe, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby nie on i jego ogromna pomyłka związana z chęcią zjedzenia pieczonej gęsi na obiad, Elki nigdy by z nimi nie było.

Wycierając rozlaną herbatę, Marcel pomyślał, że powinni wreszcie znaleźć rozwiązanie pozwalające odesłać ją do domu. I to jak najszybciej.

Kiedy chłopak zszedł wreszcie do pokoju sypialnego, cała trójka – Rosa, Ela i Zielony Kot spali już w najlepsze. A przynajmniej leżeli w swoich łóżkach, przykryci kołdrami po same uszy (ci, którzy uszy posiadali). Marcel, starając się nie robić hałasu, by nikogo nie obudzić, przeszedł na palcach przez całą długość pokoju i wślizgnął się do swojego łóżka. Po raz pierwszy cieszył się, że stacja wymagała od gości zapłaty w postaci marzeń sennych – był bowiem pewien, że w przeciwnym razie jego noc wypełniłaby się poległymi ptakami i oczami łypiącymi z czół martwych jeźdźców.

Zielony KotWhere stories live. Discover now