5. Zwykłe wakacje cz.1

83 23 100
                                    

Zielony Kot i Marcel leżeli obok siebie na trawie, w bezpiecznej odległości od dziwnego zamku sprawiającego wrażenie, jakby został zbudowany z piasku i mógł rozlecieć się w każdej chwili. Ulgą było opuścić ten pusty, pogrążony w mroku labirynt korytarzy i móc wyciągnąć się na skąpanej słońcem łące. Chłopak pomyślał o czterech królowych siedzących bez ruchu na swoich tronach, poważnych i niewzruszonych niczym kamienne posągi. Były jedynymi żyjącymi istotami w tej wielkiej budowli, ukryte gdzieś w jej wnętrzu, odgrodzone od ciepła i naturalnego światła. Władały tą barwną, obfitą krainą z zamknięcia i izolacji, odcięte od całego jej piękna. To takie dziwne. Właściwie to na swój sposób im współczuł. Co to za przyjemność wieść tak poważne i odpowiedzialne życie? Marcel był chyba ostatnią osobą, dla którego samo poczucie władzy mogłoby stać się wystarczającym powodem do poświęceń.

Sam nie był pewien swojej roli w tej osobliwej historii, ale cieszyło go po prostu to, że może poczuć promienie słońca na swoim policzku i głęboko wciągnąć w płuca wonne donikańskie powietrze. Wśród wszystkich swoich wad i wielu słabych stron, Marcel mógł cieszyć się jedną piękną cechą, która dana była tylko nielicznym – nie kwestionował zdarzeń, nie żałował przeszłości, nie snuł planów, ale pozwalał by życie niosło go niczym rzeka z silnym prądem. Rzeczy, które się działy, a na które nie miał wpływu, nie stanowiły dla niego większego problemu. Nawet Kuba, jego przyjaciel, o którym można by powiedzieć, że na drugie imię miał „sukces", tego nie potrafił.

W tym właśnie momencie Marcel przypomniał sobie Kubę.

– Wiesz co, to naprawdę zabawne – odezwał się nagle Marcel i ze zdziwieniem uświadomił sobie, że naprawdę tak uważa. – W ciągu jakiś dwudziestu czterech godzin żądli mnie wróżka, zjawiasz się ty. Zjadamy ziarno snu, prześniwamy do innego uniwersum, idziemy drogą zawieszoną w próżni. Jestem świadkiem formowania krainy, która odbiera mi wspomnienia. Wreszcie spotykamy się z władczyniami żywiołów, a te mówią mi, że to wszystko to jakaś pomyłka. Nie wspominając już nawet o tym, że moja krew jest niebieska. Uważam, że to fantastyczna przygoda, chociaż dalej nic z tego nie rozumiem.

– Nie wydaje mi się – odparł Zielony Kot.

Marcel rzucił mu pytające spojrzenie.

– Nie wydaje mi się, żeby twoja krew wciąż była niebieska – wyjaśnił futrzak. – Co do reszty, to muszę przyznać, że w zasadzie masz rację. Przygoda fantastyczna niczym ciepła szarlotka na drugie śniadanie.

Marcel podwinął rękaw bluzy, by spojrzeć na znak, który pozostał mu po użądleniu wróżki. Zielony Kot wcale się nie mylił. Delikatna, błękitna sieć pajęczych nitek zniknęła, a żyły Marcela znów były takie jak zawsze – delikatnie zielonkawe i ledwo zauważalne.

– Zniknął – potwierdził chłopak ze zdziwieniem, ale też i ulgą. Lepiej czuł się ze świadomością, że jego krew zapewne znów ma swój zwykły, szkarłatny odcień.

– Jad wróżek nie działa wiecznie – potwierdził Kot, przewracając się na plecy. Zmrużył oczy, gdy oślepiło go ostre słońce.

– No i co teraz? – Marcel wreszcie zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju. – Królowe powiedziały, że jestem chodzącą pomyłką! Czy nie powinienem wrócić do domu? Przecież nie mogę sobie tak po prostu zniknąć, w końcu rodzice zaczną zastanawiać się gdzie jestem!

To był moment, kiedy Marcel dokładnie przypomniał sobie rodziców.

Zielony Kot prychnął.

– Nie wydaje mi się, żebyś był pomyłką – powiedział. – Nawet jeśli nie znalazłeś się w Donikąd zgodnie z wolą królowych, to nie da się przecież zaprzeczyć, że jesteś teraz częścią historii, czy tego chcesz, czy nie. Poza tym nie mogę cię dzisiaj odstawić do domu, nawet jeśli bardzo bym tego chciał. Podróż między światami to nie przejście z pokoju do pokoju. Nie każdy i nie zawsze może sobie tak po prostu prześniwać. To wymaga specjalnych cech i umiejętności . – Uśmiechnął się z dumą, co było równoznaczne z dodaniem „którymi ja jestem rzecz jasna obdarzony". – Możliwa też jest oczywiście mała pomoc z zewnątrz. Użądlenie wróżki sprawia, że do krwi delikwenta dostaje się magia. Jeśli ma się do tego pod ręką ziarno snu, ryzyko obudzenia się gdzieś pomiędzy zmniejsza się praktycznie do zera.

Zielony KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz