Marcel poczuł, że wraca mu świadomość. Oznaczało to jedno – w końcu musiało udać mu się zasnąć. Chłopak otworzył oczy. Tuż nad jego głową znajdował się ogromny pęk wysuszonych pokrzyw. Podniósł się szybko z podłogi i uderzył głową w stolik. Rozmasowując bolące miejsce na czubku głowy, rozejrzał się po pomieszczeniu. Wieże z książek, zioła, stare kufry, słoiki o niezidentyfikowanej zawartości i kubki z niedopitą herbatą. Niewątpliwie udało mu się prześnić do domu Ariany. Coś jednak było nie tak. Znajdował się tu całkiem sam.
– Rosa? – rzucił w przestrzeń, zupełnie jednak niepotrzebnie. Domku Ariany na pewno nie dało się nazwać dużą rezydencją – wręcz przeciwnie, całą przestrzeń dało się łatwo ogarnąć zaledwie jednym spojrzeniem. – Zielony Kot? Ela?
Nikt nie odpowiedział. Wyglądało na to, że nawet Ariany nie było w domu.
Marcel poczuł się dziwnie. Czy to w ogóle było zgodne z zasadami dobrego wychowania – prześniwać do czyjegoś domu pod nieobecność i bez wiedzy właścicielki? I gdzie u licha podziała się pozostała trójka?
Chłopak podniósł się z podłogi. W kilku krokach przemierzył izbę Ariany i wyszedł na zewnątrz. Liczył, że może jego towarzysze po prostu obudzili się wcześniej i postanowili zaczekać na niego na tarasie lub w ogrodzie. Nikogo tam jednak nie było. Nigdzie nie dostrzegł też Ariany. Przynajmniej przestało już padać.
Usiadł na najniższym stopniu schodów i zaczął się zastanawiać. Gdzie podziali się Rosa, Zielony Kot i Ela? Co powie Ariana, kiedy zobaczy go siedzącego bez zaproszenia na schodach jej domu? Czy możliwe było, że Kot się pomylił i wcale nie odeszli wystarczająco daleko od stacji, a ta oprócz snów pochłonęła również ich ciała? Szybko jednak odrzucił od siebie tę myśl. Nie, to niemożliwe. Przecież wszyscy zasnęli w tym samym miejscu, a jemu z powodzeniem udało się prześnić.
Nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić, Marcel postanowił wrócić do domu zielarki, gdzie było cieplej niż na zewnątrz. Nie miał pojęcia czy Rosa, Zielony Kot i Elka prześnili przed nim i udali się gdzieś z Arianą, czy może to on dośnił jako pierwszy. Jednak bez względu na to, co się naprawdę wydarzyło, pozostało mu jedno – czekać. Usiadł na ziemi, oparł głowę o brzeg stolika i zamknął oczy.
Nagle do uszu Marcela doleciało ciche przekleństwo, które brzmiało ni mniej ni więcej jak „ja pieprzę". Chłopak znał tylko jedną osobę, która bardzo lubiła zaczynać zdania od tego właśnie wyrażenia. Natychmiast otworzył oczy i zobaczył jak Elka niezgrabnie podnosi się z podłogi.
– Ela! – wykrzyknął uradowany. Nigdy wcześniej nie ucieszył się tak bardzo na widok gęsi. Poczuł tak ogromną ulgę, że niemal miał ochotę ją uścisnąć. – Gdzie Rosa? Gdzie Zielony Kot?
– Nienawidzę podróży – mruknęła Elka, otrzepując piórka. – Nienawidzę deszczu! Nienawidzę podróży w deszczu!
– Gdzie Rosa i Zielony Kot? – powtórzył Marcel.
– Chłopie! Spokojnie. Są jeszcze w drodze. Dośniwają. Będą tu lada moment.
Wyglądało na to, że wszystko było w porządku. Tym razem to on obudził się jako pierwszy. Musiał po prostu poczekać na resztę. Szkoda tylko, że to właśnie Elka musiała prześnić jako druga. Przebywanie sam na sam z gęsią nie należało bowiem do najprzyjemniejszych przeżyć, a prześniwająca Elka była zdecydowanie lepszą wersją Elki od tej w pełni obudzonej.
Czekanie nie trwało jednak długo. Nie minęło dziesięć minut, a na podłodze zaczął materializować się Zielony Kot. Dziwnie było patrzeć na dośniwającego zwierzaka. Najpierw pojawił się sam jego zarys, a z każdą kolejną chwilą Kot robił się coraz bardziej zielony i materialny. W końcu zzieleniał tak bardzo, że kolorem przypominał młodą trawę, osiągając tym samym pełnię swojej zieloności. Zielony Kot rozchylił zaspane powieki i przeciągnął się. Coś chrupnęło mu głośno w kręgosłupie.
CZYTASZ
Zielony Kot
FantasyZielony Kot to powieść pełna dowcipu, doprawiona sporą dozą absurdu. Ciepła i przyjemna jak kakao w mroźny wieczór. Jeśli lubisz zwariowane historie, pokręconych bohaterów i masz ochotę się trochę pośmiać - zapraszam do lektury! Marcel to nieco rozt...