12. Elka cz.2

33 14 23
                                    

Śniadanie minęło w całkiem miłej i spokojnej atmosferze, a Zielonemu Kotu na szczęście przeszedł już wczorajszy zły humor. Zapewne miało na to wpływ jedzenie, które było naprawdę przepyszne (jajecznica i świeży chleb z chrupiącą skórką, posmarowany masłem ziołowym). Po skończonym posiłku wszyscy zabrali się do mycia naczyń, ponieważ szafka gotująca zaczęła już upominać się o ich zwrot cichym warczeniem, a mleko dla Rosy podała bez kubka, gdyż tych po prostu zabrakło. Wytarłszy wreszcie do sucha ostatni talerz, cała trójka wymieniła uśmiechy.

– To co będziemy dziś robić? – zapytał Marcel beztrosko.

Stacja nie wymagała od nich niczego, oczywiście nie licząc ich snów, co było chyba niewielką zapłatą za te wszystkie udogodnienia, które im oferowała. Dysponowali więc ogromnymi pokładami wolnego czasu, które mogli wykorzystać w dowolny sposób. W normalnym życiu takie poranki nie zdarzały się często.

– Nie zapominaj, że jesteś na zwykłych wakacjach – przypomniał Marcelowi Zielony Kot. – Chyba sam najlepiej powinieneś wiedzieć, co się robi na wczasach.

– Chyba najpierw zamierzam się ubrać – powiedział chłopak. Wciąż miał na sobie biały, puchaty szlafrok, który otulał go niczym zimowa pierzyna.

– Otwórz szafę, która stoi w pokoju sypialnym – zaproponował futrzak. – Stacja na pewno przygotowała już dla ciebie jakieś ubranie. To się też tyczy ciebie, moja panno – zwrócił się do Rosy, która również siedziała przy stole owinięta w miękki szlafrok.

– Dobrze, że to stacja wybrała dla nas ciuchy, a nie Zielony Kot – mruknął Marcel, kiedy wraz z Rosą schodzili po krętych schodach z powrotem na dół. – Gdyby tak było, jestem pewien, że nie chciałbym tego włożyć.

Kot miał rację. Kiedy otworzyli drzwi szafy, zobaczyli, że na jednej z półek leżą dwie kupki ubrań złożone w kostkę.

– To musi być dla ciebie – powiedział chłopak, wręczając przyjaciółce mniejszą z kupek.

Rosa wzięła od niego ubrania i spojrzała na nie krytycznie. Przycisnęła je do piersi i wspięła się po krętych schodach, by przebrać się w łazience na piętrze. Mieszkanie w stacji było jak nieustanny trening – wymagało ciągłego biegania w górę i w dół.

Marcel wciągnął czarne spodnie i włożył przez głowę szarą bluzę. Wszystko leżało jak ulał i było zaskakująco podobne do rzeczy, w które zazwyczaj się ubierał. Wyglądało na to, że stacja doskonale znała jego gust. Ku swojej uciesze, udało mu się nawet namierzyć swoje trampki, które wcześniej podejrzewał o to, że zawieruszyły się pod łóżkiem, a tak naprawdę leżały sobie grzecznie tuż obok szafy.

Kiedy Rosa z powrotem pojawiła się w pokoju, jej mina nie wskazywała na to, że dziewczyna jest równie usatysfakcjonowana doborem ubrań, które zaproponowała jej stacja. Jednak w porównaniu do tego, co miała na sobie poprzedniego dnia, teraz prezentowała się nad wyraz schludnie. Była ubrana w prostą, czerwoną tunikę i ciemne spodnie, a szyję oczywiście ciasno obwiązała swoim starym, kanarkowożółtym szalikiem. Wyglądała bardzo ładnie.

– Ta stacja zupełnie nie ma gustu – mruknęła.

Marcel uważał, że wręcz przeciwnie – według niego Rosa wyglądała teraz zwyczajnie, a nie dziwacznie. No, nie licząc może żółtego szalika. Nic jednak ma ten temat nie powiedział.

– Rosa, może zdejmiesz ten szalik? – zapytał za to Marcel. – Jest przecież ciepło.

– Nie – odparła, machinalnie sięgając ręką do szyi. – Nigdy się z nim nie rozstaję. To mój ulubiony szalik.

Zielony KotOnde histórias criam vida. Descubra agora