34. Tęcza cz.2

15 4 10
                                    

Nic się nie wydarzyło. Zielony Kot jednak nie dał tak szybko za wygraną i ponownie zastukał, tym razem mocniej. Przecież nie po to zaszli tak daleko, by teraz się poddać. Dopiero po kilku minutach z wnętrza chatki zaczęły dobiegać odgłosy powolnych kroków.

Drewniane drzwi otworzyły się i na progu stanął dość ekscentrycznie wyglądający mężczyzna. Był wysoki i chudy, miał długie, białe włosy i długą, białą brodę, ale w jego oczach wciąż czaił się jakiś młodzieńczy błysk. Pomimo siwizny nie dało się łatwo oszacować jego wieku.

Wzrok Marcela prześlizgnął się po całej postaci mężczyzny. Śliwkowa koszula nocna sięgała mu prawie do ziemi. Nie nosił butów i spod koszuli wystawały bose, blade stopy o kościstych palcach. Na dodatek nieznajomy miał na głowie zieloną szlafmycę. Wyglądał naprawdę bardzo osobliwie.

Mężczyzna rzucił przybyszom zdziwione spojrzenie i końcem długiego palca wskazującego zastukał w tabliczkę przybitą do drzwi.

– Dziewczyna, chłopak, gęś i kot wielkości młodego rysia. Nie umiecie czytać? Tutaj wyraźnie jest napisane „nie pukać".

– E... – głos zabrał Zielony Kot. – Nie uważa pan, że to tylko zachęca do pukania? – I nie czekając na odpowiedź dodał: – Przychodzimy w dość pilnej sprawie.

Mężczyzna obrzucił ich gniewnym spojrzeniem i zmarszczył brwi.

– Można się tego domyślić zważywszy na stan, w jakim się znajdujecie. Nie mogliście poczekać, aż przestanie lać? Jesteście dość... mokrzy. Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki?

Kot zawahał się przez krótką chwilę, ale w końcu poszedł na całość, oznajmiając:

– To ma związek z pewnym portalem.

Kiedy tylko Kot wypowiedział te słowa, przez twarz mężczyzny przebiegł grymas. W jednej chwili przybyło mu z dziesięć, a może nawet dwadzieścia lat. Widać było, że wspomnienie portalu momentalnie zmieniło jego stosunek do niezapowiedzianych gości.

– Wejdźcie – powiedział krótko i gestem zaprosił ich do środka.

Marcel jako pierwszy niepewnie przekroczył próg i ruszył w ślad za mężczyzną. Oczom chłopaka ukazało się wnętrze domu – równie osobliwe jak jego mieszkaniec.

Pomieszczenie, w którym się znaleźli nie było duże, ale dość wysokie. Sufit, ściany i podłoga zostały zrobione z bali, które musiały mieć już swoje lata, wytwarzały bowiem specyficzny zapach butwiejącego drewna. W Marcelu obudziło się wspomnienie stacji numer dwieście dwadzieścia dwa, której towarzyszył podobny zapach. Odrzucił jednak szybko obraz przytulnej dwieście dwudziestki dwójki. Przyjrzał się natomiast uważnie pomieszczeniu, w którym właśnie się znalazł. W pokoju czołowe miejsce zajmowało coś bardzo dziwnego. Po dłuższych oględzinach chłopak stwierdził, że to nic innego jak studnia, ale myśl ta wydała mu się absurdalna – kto normalny ma studnię w domu? Z drugiej jednak strony gospodarz tego domu wcale nie wyglądał na kogoś normalnego. Bazując na pierwszym wrażeniu, był to raczej ostatni epitet, którym ktoś mógłby go określić.

Poza studnią w pomieszczeniu znajdowało się tylko łóżko przykryte szarą derką i kredens pełen dziwacznych butelek i słoików. Z sufitu zwisały pęki ziół, kwiatów i, ku zdziwieniu Marcela, suszonej cebuli.

– Za mną – burknął osobliwy mężczyzna. Przeszedł przez pomieszczenie ze studnią i otworzył małe drzwi prowadzące dalej w głąb domu.

Były one tak niskie, że zarówno gospodarz jak i Marcel musieli schylić głowy przekraczając próg. Rosa, Kot i gęś, niżsi od pozostałej dwójki, przeszli przez nie bez problemu.

Zielony KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz