13. Elka cz.3

41 14 34
                                    

W połowie drogi powrotnej Rosa odzyskała pełnię sił, dzięki czemu mogli znacznie przyspieszyć kroku. Kiedy stanęli przed drzwiami stacji, nikt nie powiedziałby, że jeszcze niedawno, wyczerpana i blada, próbowała opanować drżenie dłoni. Doszła do siebie nad wyraz szybko.

Przekraczając próg ich tymczasowego domu, Marcel kątem oka zauważył, że Zielony Kot wylegujący się na jednym z łóżek, szybkim ruchem schował coś pod poduszkę. Poruszył się niespokojnie i zapewne by się zarumienił, gdyby nie fakt, że cały był przecież pokryty futrem (możliwe, że w istocie zarumienił się gdzieś tam głęboko pod sierścią).

– Znowu nad jeziorem – skwitował futrzak.

Dziwne, bo w jego głosie zabrzmiało echo wyrzutu. Czyżby mimo wszystkich swoich złośliwych komentarzy i wcześniejszych uwag na temat tego, jak bardzo potrzebuje prywatności, w istocie miał im za złe, że spędzali czas bez niego, tylko we dwójkę?

– To jezioro jest wspaniałe – powiedziała Rosa, która do tej pory rzadko odzywała się w towarzystwie Kota. – Całe fioletowe. I na dodatek śpiewa. Powinieneś kiedyś pójść z nami i zobaczyć je na własne oczy.

– O proszę, nasza mała rybka odzyskała głos! – Zielony Kot spojrzał na nią z wyraźnym zadowoleniem.

– Jesteśmy strasznie głodni – dodała dziewczyna, pozostawiając wcześniejszą uwagę bez komentarza.

Zielony Kot wydał z siebie pomruk aprobaty, jak zawsze kiedy ktoś w jego towarzystwie wspominał o jedzeniu. Zeskoczył z łóżka, nie mogąc przepuścić okazji, by coś zjeść.

– Za mną!

Futrzak przeciągnął się z cichym jękiem, jak ktoś, kto spędził zdecydowanie zbyt dużo czasu w jednej pozycji. W kilku susach pokonał drogę dzielącą go od spiralnych schodów, które przebiegł z nietypową dla siebie prędkością. Tuż za nim powlekła się Rosa. Kiedy Marcel upewnił się, że oboje znaleźli się już na drugim piętrze, podszedł do łóżka, w którym wylegiwał się wcześniej Zielony Kot. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale, dręczony ciekawością, delikatnie podniósł poduszkę, chcąc dowiedzieć się jaką tajemnicę ukrywał przed nimi futrzak.

Nie był pewien czego właściwie się spodziewał, ale na pewno nie tego. Pod poduszką leżała wściekle różowa, nieco wyświechtana książka o wdzięcznym tytule „Echa twoich dawnych słów wypowiedzianych pod osłoną nocy". Marcel parsknął stłumionym śmiechem. Miał różne skojarzenia z tytułem „Echa twoich dawnych słów wypowiedzianych pod osłoną nocy", ale nie miał za to najmniejszego pojęcia, czemu Zielony Kot czytał coś takiego. Nie sprawiał on bowiem wrażenia kogoś, kto gustuje w tanich romansach. No cóż, jak się okazuje, pozory często mylą.

Kiedy Marcel chyłkiem wsunął się do kuchni, Rosa i Zielony Kot siedzieli już przy stole.

– Może ty wybierzesz nam dzisiaj obiad? – zaproponowała Rosa

– Prosisz, wyjmujesz i voilá – dodał Zielony Kot, gestem zachęcając go do działania.

– No dobra – mruknął Marcel i nachylił się nad szafką gotującą.

– Poproszę eee.... gęś! – powiedział nazwę pierwszej potrawy, która przyszła mu do głowy.

Coś cicho huknęło i już po chwili z szafki dało się słyszeć bardzo dziwne odgłosy, których z pewnością nie byłaby w stanie wydawać pieczona gęś. W pewnej chwili do uszu Marcela doszyły słowa, które brzmiały jak „ja pieprzę" i chłopak przestraszył się nie na żarty. Był już pewien, że coś musiało pójść nie tak. Odwrócił głowę i spostrzegł, że Zielony Kot i Rosa patrzą na niego w osłupieniu.

Zielony KotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz