14. Ptak i jeździec cz.1

35 12 18
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Kiedy w przyszłości Marcel sięgał pamięcią wstecz, by przypomnieć sobie czas, gdy mieszkał w stacji dwieście dwadzieścia dwa wraz z Rosą Zielonym Kotem i gęsią Elką, zawsze mimowolnie uśmiechał się do siebie na to wspomnienie. Trudno stwierdzić jak długo tak naprawdę tam spędzili. W ich tymczasowym domu nie mieli bowiem zegarków ani kalendarzy, które pozwoliłyby im skrupulatnie odmierzać upływające godziny i doby. Rytm życia wyznaczało raczej wschodzące i zachodzące słońce. Dni zlewały im się w jedno długie, chwilami nudnawe, ale zawsze przyjemne i beztroskie słonecznie popołudnie. 

Marcelowi i Rosie czas wypełniały częste wypady nad fiołkowe jezioro, które czarowało ich swoją magią za każdym razem, kiedy się tam zjawili. Zazwyczaj siadali obok siebie tuż nad jego brzegiem i po prostu wsłuchiwali się w nuconą przez nie tęskną melodię, która brzmiała tak pięknie, że można było słuchać jej godzinami. Sporo też rozmawiali, bardzo powoli coraz lepiej poznając się nawzajem. Obserwowali swoje codzienne, prywatne zwyczaje, znane tylko ludziom, w których towarzystwie dużo się przebywa. Marcel na przykład dowiedział się, że Rosa woli jeść jajecznicę łyżką (on zawsze wybierał widelec), a do herbaty dodaje mały płatek mali (on nigdy nie tknął już mali po owej niefortunnej wpadce, którą zaliczył podczas odwiedzin u Bernarda, przyjaciela Zielonego Kota), woli myć się rano niż wieczorem i nigdy nie je ogórków, ponieważ ich nie znosi.

By nie popaść w rozleniwienie (a przebywając w stacji, która nie wymagała od nich praktycznie niczego poza codziennym ścieleniem łóżek i myciem po sobie naczyń, nie było to wcale takie trudne) Rosa i Marcel codziennie udawali się na długie spacery, każdego dnia coraz dalej zagłębiając się w Las Jutra. Oczywiście przyjaciołom zdarzyło zgubić się kilka razy, ale po długich godzinach kluczenia w końcu zawsze jakoś potrafili znaleźć drogę powrotną do stacji. Zupełnie jakby w jej wnętrzu znajdował się jakiś ogromny magnes, który przyciągał ich do siebie i nie pozwalał im zabłądzić.

Rosa zmieniła się od tego pamiętnego dnia, w którym zamroziła całe jezioro. Marcel nie wiedział czy tak bardzo wzięła do siebie jego uwagą na temat swojej małomówności (chociaż nigdy nie chciał jej przecież zmieniać), ale rzeczywiście z czasem przestała być tą wycofaną dziewczyną, która na początku prawie nie odzywała się w obecności Zielonego Kota. Teraz stała się dużo bardziej rozmowna i śmiała. 

Jednak mimo tego, że dziewczynie zdarzało się rozgadywać na tematy bardziej lub mniej błahe, cały czas pozostawała równie skryta, jeśli chodziło o jej przeszłość. Mówiła o niej niechętnie i zdawkowo. Czasem napomykała coś o swoim dzieciństwie, spędzonym gdzieś bardzo daleko, ale zawsze wspominała o nim tylko mimochodem i między wierszami, nigdy nie obierając swojej przeszłości jako głównego tematu rozmowy. Marcel wcale jej nie naciskał. On też nie bardzo wiedział jak miałby opowiedzieć jej o własnej przeszłości i jak mógłby wytłumaczyć Rosie swoje poprzednie życie. Oboje zawarli ze sobą jakąś niewypowiedzianą umowę, że dla siebie zaczęli istnieć dokładnie w momencie ich pierwszego spotkania. Taki układ zdawał się pasować obu stronom.

Zielony KotWhere stories live. Discover now