resurrectio

63 5 0
                                    

Castlevania

imagin | adrian tepes

 Każda noc była tak samo męcząca i nieprzespana. Ciemność panująca w zamku była czarniejsza od mroku nocy, a ciche łkania niosące się wysokimi korytarzami nie pomagały uspokoić jej kołatającego serca. Chciała wstać, wybiec ze swojej komnaty, wziąć go w ramiona i obiecać, że wszystko będzie dobrze, że nie stracił wszystkiego, że mógł na nią liczyć. Wiedziała jednak, że były dwie rzeczy, których Adrian nienawidził najbardziej – jej oraz pokazywania swoich słabości. Siedziała więc okryta pościelą, czując na plecach chłód nocnego powietrza, słysząc deszcz obijający szyby i jego płacz, który łamał jej serce jak nic na świecie.

To ona wraz z Trevorem i Syphą wybudziła go w kryptach pod Greszit, to ona pomagała im bronić miast i to ona pomogła im zabić Draculę. A na koniec, na prośbę mówczyni, została w zamku, by Adrian nie musiał sam topić się w żalu i rozpaczy. By nie oszalał ze smutku i samotności. Ale na cóż mogła zdać się jej obecność, skoro on i tak nie chciał jej oglądać? Nie jedli razem, nie rozmawiali, on unikał ją jak tylko mógł, snuł się jak cień, przebywał albo w swojej komnacie albo na zewnątrz. W ciągu dnia potrafili nie zamienić ze sobą nawet słowa, a w końcu mieszkali razem!

Od dawna wiedziała, że jej obecność nie jest mu zbyt miła. Starała się jak mogłaby być dla niego wsparciem i pomocą, ale on raz po raz ją od siebie odpychał, nie chcąc nawet słuchać tego, co ma mu do powiedzenia. Przestała więc mówić. Znosili swoją obecność kiedy byli do tego zmuszeni, a jej łamało to serce.

Kochała go tak bardzo, że na samą myśl robiło się jej niedobrze. Podziwiała jego miłość do matki i do ludzkości, podziwiała przyjaźń jaką zbudował z łowcą i mówczynią, podziwiała to, jaki potrafił być dobry. No, może nie dla niej.

Wiedziała, że był nieufny i nie dziwiła mu się. Miała jednak nadzieję, że po takim czasie spędzonym razem, okaże jej choć krztynę sympatii. Jednakże myliła się, miała wrażenie, że z dnia na dzień nienawidził jej coraz bardziej, a ona nie wiedziała skąd ta jego uparta, obrzydliwa niechęć się brała.

Lecz tamtej nocy nie mogła już wytrzymać. Nie wiedziała, czy było to powodowane szumem deszczu, czy też jego szloch był nawet bardziej zrozpaczony niż zazwyczaj, ale nie mogła znieść tego smutku, rozrywającego jej duszę na pół.

Wyplątała się z pościeli, a jej nagie stopy spotkały się z chłodem marmurowej posadzki. Podeszła do drzwi i otworzyła je z towarzyszącym temu, doniosłym skrzypnięciem. Rozejrzała się po korytarzu, który oświetlały jedynie długie smugi księżycowego światła, formowane przez wysokie okna. Wsłuchała się w panującą ciszę, bo płacz ustał.

Mimo wszystko wolno pokierowała się w stronę jego komnaty, a w jej głowie kłębiło się stado myśli. Nie wiedziała czy robi dobrze, była powiem niemal pewna, że mężczyzna wyrzuci ją z pomieszczenia gdy tylko przekroczy jego próg. Nie mogła już jednakże znieść tej uciążliwej bezczynności, nie dawała jej bowiem spokoju i zapewne była jednym z wielu powodów jej bezsenności.

Zamek był ponury i straszny, tak jak zawsze. Nikt w nim nie sprzątał, nikt nie dekorował, nikogo nie obchodził. [T.I.] bała się w nim zmieniać cokolwiek na myśl, że Adrianowi jej inicjatywa może nie przypaść do gustu. I mimo że uważała, iż ślady pozostałe po tej pamiętnej walce jedynie ich oboje dołują, nie śmiała niczego ruszać.

W nocy było najgorzej, wszystkie straszne wspomnienia kłębiły się w jej głowie, wiatr gwizdał za oknem, chłód wchodził pod jej pierzynę, zamek straszył swoim mrokiem. W te najsmutniejsze noce płakali oboje.

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerWhere stories live. Discover now