sponsa

685 42 0
                                    

Sherlock

imagin | mycroft holmes

- Wyjdziesz za mnie?

- Boże, Mycroft, nie.

Zmarszczył brwi i podniósł się z podłogi, już nawet nie zwracając uwagi na wymięte nogawki garniturowych spodni. Na jego dłoni wciąż spoczywało małe pudełko, w którego wnętrzu błyszczał srebrny pierścionek.

- Przecież ty tego nie chcesz, kochanie - powiedziała cicho, zamykając wieczko paczuszki. Uśmiechnęła się do niego ciepło, po czym pociągnęła za rękaw marynarki, tym samym usadawiając ich oboje na dużej kanapie, znajdującej się w ich salonie. - Tyle razy mówiłeś, że nie chcesz ślubu. Że nużą cię te wszystkie uroczystości, będziesz stresował się przygotowaniami, a przecież nie zmieni to między nami wiele.

- Ale ty zawsze tego chciałaś - stwierdził cicho, wciąż z lekka zszokowany, iż dziewczyna nie przyjęła jego oświadczyn. Spotykali się w końcu już od pięciu lat, może i [T.I.] była od niego parę lat młodsza, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Doskonale się rozumieli, mimo że Mycroft nie należał do zbyt otwartych czy rozmównych osób. Kobieta jednak akceptowała każdą jego wadę, wyciągała go z pracoholizmu, zasypiała tylko z nim u swego boku, tym samym pilnując, czy Holmes w ogóle praktykuje sen.

- Nie będę kazała tkwić ci w czymś, w czym nie będziesz szczęśliwy - wyszeptała, układając dłonie na jego policzkach. Złożyła krótki, słodki pocałunek na jego ustach, po czym chciała podnieść się z mebla i wrócić do komputera, gdzie zostało jej jeszcze sporo niewykonanej i zaległej pracy, jednak mężczyzna złapał ją za nadgarstek, tym samym zatrzymując ją w miejscu. [T.I.] posunęła po nim zdziwionym spojrzeniem. Myślała, że skończyli już temat ślubu.

- Teraz ty jesteś nieszczęśliwa - stwierdził krótko, wlepiając wzrok w jej zmęczoną twarz. Widział jak bardzo potrzebuje odpoczynku, ale wiedział też, że nie położy się spać póki nie skończy pracy, której w ostatnim czasie miała od groma.

- Mycroft, nieważne czy będziemy małżeństwem czy też nie, przy tobie zawsze jestem szczęśliwa. Jesteś najlepszym co przytrafiło mi się w życiu, przecież o tym wiesz. Naprawdę nie obchodzi mnie fakt czy będę nosiła na palcu obrączkę.

Może i by jej uwierzył gdyby nie fakt, że znał ją zbyt długo, by to zrobić. [T.I.] marzyła o ślubie od tak dawna, że trudno było określić gdzie te myśli miały swój początek. Być może taki stan rzeczy spowodowany był faktem, iż ojciec dziewczyny zostawił ją i jej matkę zaraz po tym, gdy [T.I.] się urodziła. Małżeństwo było pewnym symbolem więzi, jakiegoś przywiązania i obietnicy, której nie powinno się zrywać. A [T.N.] chciała mieć pewność, że nie zostanie znów sama.

- Nie jestem fanem małżeństw. Uważam je za swego rodzaju mur, który zamyka nam powrotne drogi. I zapewne nigdy nie zdecydowałbym się na oświadczyny, gdyby nie fakt, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i w tej chwili niczego nie pragnę bardziej niż ciebie u mojego boku. Jesteś tak dobra i pełna miłości, że niekiedy przeraża mnie twoja kruchość. Do wszystkich masz cierpliwość, jesteś pełna opanowania, ale przy tym zawsze widzę na twojej twarzy uśmiech. Jesteś moim ideałem, o którego istnieniu nie zdawałem sobie sprawy zanim cię nie poznałem.

- Mycroft, ja... - wtrąciła cicho, nie do końca wiedząc co mogłaby mu odpowiedzieć. Pierwszy raz otworzył się przed nią aż tak. Była tak bardzo zaskoczona, że oddech dosłownie zaczął obijać się jej o płuca.

- Więc wyjdziesz za mnie? Nie dlatego, że tego chesz, ale dlatego, że chcemy tego oboje.

- Boże, Mycroft, tak...

Miało wyjść dobrze, jest jak jest. Sorry memory.

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz