cill bháis

1.9K 48 1
                                    

Marvel

imagin | wade wilson

postać na prośbę ALexsiaKimmel

Kajdanki na jej dłoniach brzęczały metalicznie, podrażniając skórę na nadgarstkach. Dwóch strażników powłóczyło za nią nogami, chcąc znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Metalowe drzwi otworzyły się ciężko, ukazując jej oczom szpitalną kozetkę. Szarość sali była o wiele gorsza od metalicznych, więziennych krat.

— Usiądź, a następnie się połóż.

[T.I.] przysiadła na kozetce, a jeden ze strażników uwolnił jej nadgarstki. Mogła poczuć chwilową ulgę, bo już sekundy później jej ciało zalała fala trwogi, która towarzyszyła jej już przeszło pół roku. Położyła się na plecach, po czym każdy z czterech strażników obecnych w pomieszczeniu przypiął każdą z jej kończyn grubym, czarnym pasem. Czuła, jakby na jej ciele zaciskały się węże, będące w stanie zabić ją w każdej chwili.

Do sali wszedł mężczyzna. Delikatne zakola mogły wskazywać na to, że jest w wieku średnim. Kobieta nie patrzyła w jego twarz. Nie chciała jej widzieć.

Ubrany był w miętowy strój, co mogłoby sugerować, że jest pielęgniarzem. Dobył w dłoń długą igłę, po czym chwycił rękę dziewczyny. Szybko znalazł lekko zwężone naczynia krwionośne i niedelikatnie wkuł w nie narzędzie. Dziewczyna miała ochotę odetchnąć głęboko, jednak rozumiała podejście chłopaka.

Ludzie dzielili się na dwa typy. Tych, którzy uważają, że skazańcy, dla których wyznaczona została kara śmierci, zasługują na ostatni posiłek, nieco lepsze traktowanie podczas ostatnich chwil ich życia, trochę delikatności. W końcu i tak mieli doświadczyć najwyższego wymiaru kary.

Druga grupa sądziła, że takim skazańcom nie należy się nic, oprócz splunięcia im w twarz. Czyny takowych ludzi były wykonywane w pełni świadomie, a ich ofiary nie miały szansy, by dostąpić tego zaszczytu i spożyć ostatni, często wymyślny posiłek.

[T.I.] zaliczała się do tej drugiej grupy.

Zasłona została zdjęta tak gwałtownie, iż Wade niemal podskoczył. Podniósł pusty wzrok z posadzki, aby skierować go na niemal idealnie czystą szybę i widok, rozciągający się za nią.

Kobieta nie widziała kto obserwuje ją zza szyby. Nie interesowało ją to. Wystarczyło jej, że on tam był. Że przyszedł pożegnać się z nią ostatni raz. Był tam, by przeprosić.

Jeden ze strażników podszedł do niedużego telefonu i szybko wykręcił dwa numery, jeden po drugim. Trzy minuty ciągnęły się niemal w nieskończoność dla wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Z wyjątkiem [T.I.]. Była winna, a prawnicy z pewnością nie zdobyli dowodów, świadczących o jej niewinności. Jacy prawnicy? Nie wynajęła nikogo.

— Ostatnie słowa?

— Wybaczam.

Cisza. Kobieta zamknęła oczy, lekko poruszając się pod krępującymi pasami. Wade gdzieś za szybą przestąpił z nogi na nogę z nerwów. W rogu pomieszczenia dojrzał gaśnicę. To mogła być szansa. Mógł ją uratować.

Potem spojrzał na nią. Pustą. Bladą. Martwą. Da jej odejść w spokoju.

Do jej krwi dostała się trucizna. Dziewczyna poczuła lekki ból, jednak nie przejęła się tym niemal zupełnie.

Strażnicy wyszli z sali.

Dyrektor zsunął z nosa okulary.

Wade za szybą wziął głęboki wdech, tępo wpatrując się w ciemne włosy kobiety, związane w kucyk z tyłu głowy.

A ona widziała tylko czerń.

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerWhere stories live. Discover now