gratia cantantes

385 8 3
                                    

Killing Stalking

imagin | yoon bum

Każdy dzień na uczelni ciągną się jej w nieskończoność. Radziła sobie dość przeciętnie, bez większych potknięć czy wychylania się przed szereg, a nie poświęcała nauce przecież zbyt wiele czasu.

Zazwyczaj była bardzo towarzyska i roześmiana. Swoim uśmiechem potrafiła poprawić humor niemal każdemu. Roztaczała wokół siebie aurę radości i zrozumienia. Wszyscy czuli się w jej towarzystwie swobodnie, była dobrym słuchaczem, potrafiła dawać przydatne rady, nie wpychała się z butami w niczyje życie. Bardzo szybko zyskiwała więc sympatię zarówno rówieśników, jak i wykładowców, mimo że nigdy nie była prymusem. Pomagała innym jak tylko mogła, udzielała się w wydarzeniach szkolnych. Dużo mówiła, rzadko o sobie. No chyba, że chodziło o jej partnera. Nim potrafiła chwalić się swoim przyjaciołom niemal codziennie. Nic dziwnego, że w końcu chcieli go poznać.

Więc [T.I.] była niemalże aniołem. Nikt nie widział jednak jak bardzo połamane były jej skrzydła.

Wszyscy czuli się dobrze w jej towarzystwie, ale ona nie czuła się dobrze w towarzystwie nikogo. Ona słuchała wszystkich, ale nikt nie słuchał jej. Zawsze wydawała się podekscytowana, w środku umierając z troski i tęsknoty.

Prawdziwie szczęśliwa była dopiero wracając do domu. Widząc licho uśmiechającego się, o trzy lata starszego chłopaka, w którego sercu kryły się pokłady miłości, o których nawet nigdy nie śniła. Chłopaka, który codziennie czekał na nią z gorącym obiadem i pytaniem jak minął jej dzień. Chłopaka, który w swoim życiu przeszedł prawdziwe piekło i jedyne czego potrzebował to pomoc i nieco miłości. A [T.I.] była bardziej niż szczęśliwa, by móc oferować mu oba.

W tamtym momencie jednak, powoli idąc do domu, czując na sobie ciężkie krople deszczu i słysząc za sobą głośne śmiechy czwórki jej znajomych, myślała tylko o tym, jak ma wytłumaczyć mu tę sytuację.

— Zostańcie przez chwilę na dole. Muszę ogarnąć mieszkanie, wpuszczę was za parę minut.

Mówiąc to, gnała już po schodach na czwarte piętro. Zdyszana, bez żadnego ostrzeżenia wpadła do mieszkania. Pierwszym co zobaczyła były przemoknięte buty, idealnie ułożone w korytarzu. Ona nawet nie strapiła się jej kłapiącymi trampkami i szybko weszła w głąb pomieszczenia.

Serce podeszło jej do gardła gdy przy niewielkim, drewnianym stole, dojrzała jego wątłą sylwetkę. Krzątał się, cicho nucąc pod nosem piosenkę wydobywającą się z radia stojącego w kuchni i rozstawiając talerze, zrobione z białego szkła. Kobieta uśmiechnęła się szeroko na ten widok, który topił jej serce za każdym razem.

Yoonbum podniósł wzrok znad blatu, dostrzegając tym samym sylwetkę jego dziewczyny. Srebrny widelec, który wtedy trzymał w dłoni, wypadł z jego ręki, upadając z głośnych brzękiem na talerz. Chłopak wzdrygnął się na ten głośny dźwięk, jednak podbiegł jedynie w stronę kobiety i niemalże rzucił się w jej ramiona.

— Miałaś być później, nie zdążyłem wszystkiego przygotować — wymruczał nieśmiało, wtulając się w jej szyję. [T.I.] zachichotała cicho, obejmując go dłońmi w pasie i przyciągając do siebie jeszcze bliżej.

— Stęskniłam się za tobą.

Czarnowłosy oblał się soczystym rumieńcem. Kobieta kochała w nim te wszystkie żywe reakcje. Gdy był zawstydzony, jego policzki płonęły żywą czerwienią, kiedy był zakochany, wyrażał to całym sobą.

— Usiądź i poczekaj dziesięć minut — powiedział, odsuwając się od niej delikatnie. Miał już ruszyć w stronę kuchni, gdy dziewczyna zatrzymała w miejscu, łapiąc delikatnie za jego nadgarstek.

— Moi znajomi chcą wpaść, stoją na dole.

Zszokowany Yoonbum cofnął się o jeden niepewny krok, a jego oczy zalśniły zawodem.

— M-mogłaś powiedzieć wcześniej, wyszedłbym i nie musieliby czekać. O której mam wrócić?

— O czym ty mówisz, skarbie? Przyszli cię poznać.

— Poznać? Mnie?

— Mhm, w końcu bez przerwy o tobie opowiadam, są ciekawi. — Swoją wypowiedź zakończyła perłowym chichotem, na co mężczyzna również uśmiechnął się nieco. — To jak, mogą wejść?

— T-tak, oczywiście, że tak. Nie musisz mnie o to pytać. — Wydukał na jednym wydechu, wlepiając wzrok w czubki swoich stóp, odziane w kolorowe skarpetki, które dostał od [T.I.] w ubiegłym roku na święta. — Pójdę się przebrać.

— Po co? Wyglądasz świetnie.

Yoonbum ubrany był w czarny golf i zwykłe dżinsy. Wyglądał dość typowo, jej jednak podobał się we wszystkim.

Ich relacja z zewnątrz wyglądała na najzwyklejszy, zdrowy, pełen miłości i szacunku związek. Nikt jednak nie wiedział jak długo musieli przedzierać się przez gąszcze ich własnych, paskudnych myśli, chwytając się swojej wzajemnej obecności jak ostatniej deski ratunku, by być w miejscu, w którym się znajdowali.

Poznali się gdy Yoonbum był w najgorszym momencie życia, a przecież było ich tak wiele. Chęci do życia stracił już dawno temu, marnie wegetując na powierzchni planety, nikomu nie wadząc, nikogo nie obchodząc. A wtedy, gdy został pozbawiony nawet tej obrzydliwej miłości, jaką otaczał go Sangwoo... Jeszcze nigdy nie czuł się tak bardzo nikim.

Gdy pierwszy raz ją zobaczył, nie zwrócił na nią większej uwagi. Był tak pogrążony w rozpaczy, że rzadko kiedy miał czas myśleć o czymkolwiek innym. Zapominał o posiłkach, nie spał zbyt wiele, zmarniał więc jeszcze bardziej.

Jak bardzo się więc zdziwił, gdy to ona pierwsza wyraziła zainteresowanie jego osobą. Nie była nachalna czy zbyt dociekliwa. Jej głos nie był zbyt głośny ani piskliwy. Jej osobowość była co prawda dość absorbująca, ale w ten przyjemny sposób.

Przy niej czuł, że nie musi uważać na to co mówi, bo ona zaakceptuje go całego. Czuł, że będzie mógł się otworzyć. Czuł, że dostanie pomoc, której tak bardzo potrzebował.

Była pierwszą osobą.

Pierwszą osobą której zaufał.

Pierwszą osobą, która go wysłuchała.

Pierwszą osobą, która go pokochała.

To ona pokazała mu, że miłość wcale nie jest obrzydliwie interesowna. Nie jest cały czas stała, ale powinna być wieczna. Nie powinna cię martwić, ale cieszyć, że nie powinieneś tylko dawać, ale też brać. Nie jest idealna, ale piękna w swoim skomplikowaniu. Nie zawsze jest szczęśliwa, choćbyś nie wiadomo jak się starał, ale to nie zawsze to ty jesteś problemem.

Była pierwsza i miał nadzieję, że ostatnia.

— Pójdę po nich, bo zanudzą się pod tymi drzwiami — powiedziała cicho, ciepło uśmiechając się do chłopaka. Ten pokiwał ochoczo głową, co chwila spoglądając na jej przemoczone ubrania w obawie, że może się przeziębić. Kobieta, widząc jego zatroskanie, roześmiała się cicho, po czym przyciągnęła go w swoją stronę za czarny rękaw jego golfa. Chłopak wpadł w jej ramiona, wtulając twarz w mokre włosy. Otoczył ją rękoma w pasie, zbliżając się do niej jeszcze bardziej. I czuł, że nigdy nie będzie tak kochany, jak będąc otoczonym jej słodką miłością.

Multifandomowe imaginy | one-shoty | x readerWhere stories live. Discover now