To naprawde Ty?

2.8K 254 135
                                    

Było już późne popołudnie, gdy autobus dojechał na miejsce. Chłopak wysiadł z pojazdu i od razu wziął głęboki wdech. Kochał ten zapach. To miasteczko w stanie Oregon było jego ulubionym miejscem na ziemi i choć osiem lat temu przeżył tu koszmar, to i tak cieszył się ze swojego powrotu. To była dobra decyzja.
Rozejrzał się dookoła. Miasto tętniło życiem, a to dopiero początek wakacji. Ciekawiło go, czy coś się tu zmieniło, dlatego postanowił to sprawdzić, zaczął więc swój spacer. Przechodził obok dobrze znanych mu budynków, musiał przyznać, że zmiany były mało widoczne. Wszystko wyglądało prawie tak, jak osiem lat temu. Po przejściu obok kilku sklepów znalazł się na dobrze znanej mu ulicy, ruszył żwawo w stronę wielkiej czerwonej belki drewna, która była tak naprawdę barem Susan Wentworth zwanym też ,,Knajpą u Tłustej". Z zewnątrz nadal miała żółte okna z daszkami, wielki napis oraz dwa wejścia - z boku i z przodu. Chłopak uśmiechnął się i wszedł do środka, tu, jak się okazało, również nic się nie zmieniło. Nadal pachniało szarlotką, frytkami i naleśnikami, pod oknami stał rząd krzeseł i stołów, z drugiej strony znajdował się długi blat i na samym końcu maszyna, dzięki której można wygrać darmowe naleśniki

Brunet podszedł do wolnego stolika i usiadł przy nim, nie musiał czekać długo, bo zaraz znalazła się przy nim Leniwa Klucha. Kobieta miała siwe włosy i tak, jak kiedyś, nosiła różową bluzkę z kołnierzem i białym fartuchem, na którym widniała tłusta plama. Jedno z jej oczu było nadal zamknięte, a obok różowych ust widniał niewielki pieprzyk. Tak, Leniwa Klucha wcale się nie zmieniła.

- Witaj, słodziutki. Co mogę Ci podać? - przywitała się wesoło.

- Hmm... poproszę kawowe omlety, Leniwa Klucho - uśmiechnął się

- Już się... Zaraz, przecież się nie przedstawiłam. Skąd wiesz, jak wołają na mnie miejscowi? Jakoś cię nie kojarzę.

- Ostatni raz widzieliśmy się osiem lat temu. - wstał i uśmiechnął się przyjaźnie - Nazywam się Dipper Pines.

- Dipper? No nareszcie wróciłeś! Ale żeś wyrósł! No powiedz, ile to już masz lat?

- Dwadzieścia. W te wakacje dwadzieścia jeden.

- Cieszę się, że znów odwiedziłeś nasze miasteczko! Na jak długo zostajesz?

- Mam zamiar tu zamieszkać. Oczywiście jeśli wujek Stanek, Ford i Mabel się zgodzą.

- Na pewno! No dobra, to ja skoczę po te omlety. - uśmiechnęła się i ruszyła do kuchni.

Chłopak usiadł z powrotem i wyjął z plecaka książkę detektywistyczną, już prawie ją kończył i sądził, że skoro i tak nie ma nic do roboty, to zajmie się czytaniem.
Młody Pines od zawsze lubił tego typu opowieści. Znał na pamięć prawie każdy kryminał, był bardzo dobry w rozwiązywaniu zagadek i zastanawiał się nawet, czy aby nie zostać detektywem, ale po jakimś czasie zrezygnował. W tej pracy było za dużo niepotrzebnej papierkowej roboty, poza tym w Kalifornii dostawałby zlecenia typu "proszę sprawdzić, czy mój mąż mnie zdradza". Takie zadania bawiły go najbardziej. Praca w policji? Nie. Nawet mowy nie ma, musiałby wykonywać wtedy rozkazy bez sprzeciwu. Nadal pamiętał, jak kiedyś szeryf Blubs i Erwin Durland ślepo gonili go i jego siostrę po całym mieście po to, by na koniec wysłać ich do Waszyngtonu. Nie chciał być psem na posyłki, poza tym tajemnice tego miasta wydawały się być nadal niewyjaśnione. Dlatego mógłby pomagać wujkowi Fordowi, tak, jak kiedyś.
Nawet nie zauważył kiedy Susan przyniosła mu omlety.

- Smacznego, w razie co, to na koszt firmy. - kobieta podniosła swoją powiekę i upuściła ją w geście mrugnięcia. Podobno motocykl ją tak urządził, dlatego teraz nie może otwierać oka.

- Dziękuję, Klucho - uśmiechnął się.

- Nie dziękuj, tylko jedz. Poza tym mam nadzieję, że będziesz przychodził tu częściej - uśmiechnęła się i odeszła, aby obsłużyć innych klientów.

Bez ŻaluWhere stories live. Discover now