Nie czuć na sobie jej spojrzenia

1.4K 77 6
                                    

***Clary***

Przez ostatnią godzinę siedziałam na ulubionych schodkach w oranżerii, wpatrując się bezsensownie w wielkie okna ukazujące ulice Nowego Jorku. Nie płakałam. Nie użalałam się nad sobą, czy nie wpadałam w kompleksy. Na początku zabolały mnie słowa Jace'a. Nigdy nie uważałam się za miss Stanów Zjednoczonych, ani nie porównywałam się z Isabelle, lecz słowa wypowiadane nie prosto w oczy, moim zdaniem potrafiły zdziałać więcej szkód, niż te rzucone prosto w twarz z odpowiedzialnością i czystą szczerością. Mimo opanowanego ducha, słowa Jace'a dudniły mi w uszach.

~~~ "rudzielcami" "tylko na nią spójrz" "nie w moim typie"~~~

Obiecałam sobie jedną rzecz. Nie ważne jakby to sprawiło mi trudności, dowiem się, dlaczego Sebastian desperacko nie tolerował Jace'a. Nie byłam głupia. Wiedziałam, że najprawdopodobniej wszczął on tę kłótnię, by odizolować ode mnie złe towarzystwo. Jace zdecydowanie nim był. Byłam pewna, że jeszcze parę godzin temu, byłabym zdolna do odgadnięcia zasad zagadkowej gierki, w którą pogrywał blondyn, teraz... teraz byłam gotowa w każdej chwili do przyłączenia się do gry mojego niechcianego towarzysza. Niestety, nie zapoznał mnie z regułami. A więc, zasady mnie nie obowiązywały...

***Jace***

To zabawne, pomyślałem Ludzkie życie jest strasznie kruche. Nie posiadają żadnych nadzwyczajnych zdolności. Tak naprawdę nie potrafią nawet zadbać o własne zycie bez naszej pomocy. Można jednak było zazdrościć im nięswiadomości zagrożenia. Ludzie mogą spokojnie zestarzeć się z miłością u boku, otoczeni gromadką dzieci i wnuków, Karmiąc ich tabliczką najtańszej, a zarazem przypominającym stare lata czekoladą i upychając po kieszeniach małe pieniążki.

Mogą... po prostu, kochać się wzajemnie, z przeszkodami ograniczającymi się do braku pieniędzy, zrozumienia, czy za krótkiej sukienki uwydatniającej zbytnio ciało swojej idealnej ukochanej, bądź braku makijażu na dla Ciebie i tak zawsze ślicznej twarzy.

- Matko! Jace? C-co ty tutaj robisz?

- Siedzę Isabello, nie widzisz? - Syknąłem w odpowiedzi.

- Wiesz co, mam Ciebie dość! Ba! Nie tylko ja, my wszyscy! Zastanów się nad swoim zachowaniem. Czy Ty nie rozumiesz, że Twoi najbliżsi się o Ciebie martwią? A ty oczywiście nic sobie z tego nie robisz. No tak, stary Jace wraca! - Wybuchnęła, wskazują na mnie palcem- Jeśli zmądrzejesz i dopadnie cię trwoga, pamiętaj, że nas masz, my zawsze Ci pomożemy, nie zamykaj się, Jace. - Powiedziała już spokojniej.

Po schodach instytutu, oprócz dźwięku przejeżdżających samochodów, roznosił się stukot cieniutkich igiełek na posadzce.

- Izzy, poczekaj. Ja.. Nie chciałem.

Dziewczyna na przerażająco zachrypnięty dźwięk mojego głosu obróciła się w moją stronę.

Gdyby nie powaga sytuacji, pewnie sam przestraszyłbym się tego dźwięku.

- Ale nie przeprosisz, prawda? - Odpowiedziała z nutką rozbawienia w głosie.

- Nie.. Aż tak nie zwariowałem.

Mój wzrok, po raz pierwszy od kilku dni powędrował na oczy Izzy.

- Daj - powiedziała, wysuwając rękę w moją stronę, delikatnie ujmując mój policzek, a drugą ręką sięgając po stele.

- Nie! - zaprzeczyłem zbyt gwałtownie, wyszarpując się z przyjemnie chłodnego uścisku siostry. - Nie będzie mi potrzebna - odpowiedziałem już spokojniej na pytające spojrzenie czarnowłosej.

- Dlaczego tak się katujesz, Jace? - zapytała, wskazują brodą na mój lekko zakrwawiony łuk brwiowy oraz ujmując lewą dłoń, niedawno opatrzoną z ostatnich kawałków szkła, oplatając ją przyjemną chłodną aurą.

Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaWhere stories live. Discover now