Stara legenda o magicznych sygnetach

1.6K 67 9
                                    

****Clary****

Od paru godzin siedzieliśmy w oranżerii nie wypuszczając się z objęć, choć na minutkę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, wpatrując się w swoje oczy, co chwila, posyłając kolejne nieśmiałe uśmiechy. Brzmiało znajomo, prawda? Historia wyciągnięta jak z romantycznego filmu.

Chłopak opowiadał właśnie kolejny słaby dowcip, kiedy ziewnęłam, przyczyniając się do jego przelotnego chichotu.

- Widzę, że moja księżniczka jest już śpiąca.

- Twoja księżniczka, hę? - wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.

- A co w tym takiego śmiesznego? - oburzył się złoty.

- Nic, nic - przyznałam z lekkim żalem.

Blond włosy delikatnymi ruchami wyswobodził się z mojego uścisku, powstając, górując nade mną wzrostem. Nie dał mi na długo odczuć swojego braku i doskwierającego chłodu. Pochylił się w moją stronę, by umożliwić mi znalezienie się w jego ciepłych ramionach.

Moja głowa spoczęła na jego torsie, a ręce obejmowały buchającą ciepłem szyję. Ciało harmonijnie się kołysało, dostosowując do kroków Jace'a. Nie wiedzieć kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami mojego pokoju. Chłopak zaradnie pchnął drzwi barkiem, by te ustąpiły przed cennym sułtanem wszystkich serc.

Poczułam pod sobą miękki (w miarę możliwości jak na instytut) materac. Głowa bezwiednie spoczęła na puchatych poduszkach. Mój organizm zaczął stopniowo zmorzyć sen, lecz coś brakowało mi do spokoju ducha. Brak chłopaka doskwierał mi tak wielkim chłodem na sercu, jakby zamarzło na wietrze.

- Jace? - wyszeptałam strzępkami sił.

-Tak? - zapytał zaniepokojony złoty, podchodząc do łóżka.

- Zostań.

Nie doszukałam się odpowiedzi. Chciałam już podnieść tak bardzo ciążące mi oczy, kiedy materac obok mnie delikatnie się ugiął.  Uniosłam lekko głowę z niemą prośbę w stronę Jace'a, Chłopak wsuną pod to miejsce ramię, przysuwając mnie do siebie, a drugą rękę położył na moim brzuchu delikatnie go głaszcząc.

- Dobranoc - wyszeptałam.

Tak bliskie ułożenie wciąż lekko mnie dziwiło. Nadal nie docierały do mnie wydarzenia z minionych godzin. Wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do bliskości chłopaka, lecz pragnęłam czuć na sobie jego dotyk niewyobrażalnie mocno, co samą moją osobę przerażało na tyle, że zastanawiałam się, czy to aby na pewno zdrowe.

Przyznam szczerze, że bałam się. Moją ostatnią modlitwę postanowiłam poświęcić na cześć mojego cholernego ego. Tak bardzo pragnęłam obudzić się jutro ze świadomością, że wczorajszy dzień nie wydarzył się tylko w moich popieprzonych snach.

- Dobranoc skarbie - mrugnął chłopak.

- Nadal nie mogę przywyknąć - przyznałam z leniwym uśmiechem, którego blondyn zapewne nie dostrzegł przez panującą ciemność.

- Przyzwyczajaj się moje gwiazdy i księżyc. - wyszeptał utulając do snu. - Mój kwiecie, złota drachmo. Mój aniele, szafirze... mój dniu, cenny ogniku wskazujący drogę, moja nadziejo ku lepszym dniom, słońce narodu. Kiedy mnie opuszczasz jestem żywym bez serca, wtedy twój niewolnik pali się, bo jest z dala od swej pani.

Z takimi słowami ułożyłam się wygodniej odpływając w krainę Morfeusza.

*****

Poranne światło drażniło moje oczy. Choć umysł zaczynał otwierać się na świat, w nadziei chłonięcia nowych informacji, oczy jak stalowe zwierciadła, nie chciały się uchylić. Po kilku odczekanych minutach zdobyłam się na odwagę, by otworzyć delikatnie powieki. W jednej sekundzie wszystkie wspomnienia minionej nocy wróciły.

Dary Anioła Miasto młodszego PokoleniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz