☆Rozdział 12☆

243 24 4
                                    

Po godzinie stania w kolejce nogi bolały mnie niemiłosiernie. Mogłam wytrzymać dużo, ale akurat ubrałam niebotycznie wysokie szpilki. Przynajmniej dla mnie były one wysokie. Jedna dziewczyna bez przerwy posyłała mi dziwne spojrzenia a sama wyglądała jak żyrafa. Ja w moich nie dosięgałam Johnny’emu do brody. Miałam nadzieję, że nie wyglądałam tak źle jak się czułam.
– Mówiłeś, że znasz właściciela. – ofuknęłam go. Mocniej opatuliłam się sweterkiem, bo mimo września nie było za ciepło.
– Bo znam. – odparł krótko, wyciągając głowę żeby spojrzeć ponad kolejkę. Na podstawie mimiki jego twarzy, mogłam stwierdzić, że nie spodobało mu się to co zobaczył.
– W takim razie nie wiem co ty tu jeszcze robisz. Idź z nim pogadać do cholery, bo nogi mi odmarzną!
– Poszedłbym, ale go tu nie ma. – warknął tracąc cierpliwość. Wetknął ręce głębiej kieszeni kurtki.
– Po dłuższym staniu w kolejce robisz się wredny. – wytknęłam mu chowając nos w bluzce.
– Nie, to ty robisz się wredna. Mogłabyś się nauczyć być bardziej cierpliwa. Oszczędziłabyś mi dużo nerwów.
Sapnęłam oburzona jego stwierdzeniem. Byłam cierpliwa. Nazbyt cierpliwa. Widać miał krótki limit. Co oznaczało, że sam nie miał cierpliwości. Bałwan.
Skoro nie chciał ze mną rozmawiać to nie. Co prawda jego aksamitny głos działa kojąco, ale nie robi mi łaski. Przeżyję i bez jego słuchania.
Westchnęłam otwierając torebkę. Może Aurela mi pomoże.
W mojej małej torebeczce znalazłam bezbarwny błyszczyk, podpaskę i jakieś drobne. Jednak nie było tam mojego telefonu. Cholera. Jeszcze tego mi brakowało.
Popatrzyłam na Johnny’ego. Stał z założonymi rękami i zaciśniętą szczęką. Nie było szans żeby zaczął rozmowę. Ja też nie miałam zamiaru. A robiło się coraz zimniej. Może kiedy zacznę szczękać zębami to się zlituje.
– Johnny!
Odwróciłam się zdziwiona w kierunku głosu nawołującego tego gbura. Pierwsze co zobaczyłam to dwóch ochroniarzy idących w naszym kierunku a później postać wyłaniającą się zza nich. Wysoką postać. Wysoką i przystojną postać.
– Denis! Dawno się nie widzieliśmy!
Johnny podszedł do chłopaka o imieniu Denis i przytulił po męsku. Oderwali się od siebie z uśmiechem. Rozmawiali chwilę i Johnny odwrócił się w moją stronę.
– To jest Gwen. Chodzimy razem do liceum.
Mimo, że sobie o mnie przypomniał to zrobiło mi się żal, że przedstawił mnie jako koleżankę z liceum. Miałam nadzieję, że znaczę choć trochę więcej niż przypadkowa dziewczyna ze szkoły średniej.
– Miło mi Cię poznać. Jestem Denis Colt, właściciel klubu Nan's. – uśmiechnął się życzliwie. Odwzajemniłam jego uśmiech i podałam rękę. Nie była taka szorstka jak Johnny’ego. Nie wiem czy mi się to podobało.
– Jestem zaszczycona. Nie codziennie poznaję właściciela najlepszego klubu w Manhattanie. No a moje imię już znasz.
Denis wyszczerzył zęby w promiennym uśmiechu.
– Racja. Chodźmy do środka. Na zewnątrz jest dosyć chłodno.
Młody bogacz ruszył przed siebie zmuszając tym ochroniarzy do natychmiastowego biegu.
Johnny spojrzał na mnie z podniesioną brwią.
– Czy ty próbujesz się podlizać?
– Skądże.
Pstryknęłam go w nos i poszłam w stronę przeszklonych drzwi. Odwróciłam się, żeby spojrzeć na Johnny'ego, który patrzył na mnie z przymrużonymi oczami i lekkim uśmieszkiem. Rozbawiona weszłam do środka.
                                         ☆
– Idę po drinka. Chcesz coś?
Johnny nie dawał za wygraną. Nie wiem ile razy proponował mi tego drinka. Przestałam liczyć po trzecim razie.
– Mówiłam, że nie chcę. Bądź szczery i przyznaj się, że chcesz mnie upić.
Uśmiechnął się szeroko.
– Po prostu mam nadzieję, że po alkoholu staniesz się bardziej rozmowna.
Prychnęłam kręcąc się na wysokim krześle barowym. Nic ciekawego się nie działo. Po ilości ludzi mogłam stwierdzić, że jest co najmniej po dziesiątej. Oczywiście nie mogłam tego sprawdzić, bo zapomniałam telefonu. Byłam zbyt przejęta Johnny'm. To chyba najgorsze czym mogłam być przejęta.
– Nie pije za często.
– Na pewno. Bo jeśli się nie mylę, to ostatnio wysłałaś mi bardzo intymnego SMS-a. – zarumieniłam się lekko na jego słowa. – I jestem pewny, że nie pisałaś go na trzeźwo.
– Wiesz co? Wypchaj się.
Wstałam i ruszyłam na środek parkietu. Miałam gdzieś, że wstydzę się swojego ciała. Nawet bez picia alkoholu, czuje się jakbym go przedawkowała.
Tak więc zaczęłam tańczyć. No, może taniec to to nie był, ale ruszałam biodrami w rytm muzyki. Czyli jakby taniec.
Kiedy poczułam czyjeś ręce na talii myślałam, że może Johnny w końcu oprzytomniał. Z tą myślą wypięłam mocniej tyłek. Nie wiem dlaczego. Może wkurzyła mnie ta blondynka wpatrująca się w niego jak w swoją następną zdobycz?
No możliwe.
Kiedy osoba za mną włożyła mi rękę pod bluzkę, zauważyłam coś bardzo ważnego. To nie była ręka Johnny'ego. Ona nie była szorstka. Była delikatna.
Odwróciłam się natychmiast w stronę Denis'a. Uśmiechał się lubieżnie, wciąż próbując wetknąć gdzieś te swoje delikatne łapy. Kolacja podeszła mi do gardła. Przytknęłam rękę do ust i czym prędzej pobiegłam w stronę łazienki. Zamknęłam drzwi i puściłam zimną wodę. Opryskałam nią twarz próbując powstrzymać odruchy wymiotne.
Odetchnęłam głęboko. Musiałam znaleźć Johnny'ego. Chcę wracać do domu.
Otworzyłam drzwi i od razu zostałam przygwożdżona do ściany. Na szyi poczułam czyjeś usta a pod bluzką te same aksamitne ręce.
– Przestań Gwen. – szepnął przygryzając płatek mojego ucha. – Wiem, że mnie pragniesz. Ja też Cię pragnę. Jesteś naprawdę śliczna.
Cudem powstrzymywałam wymioty. Nie wykonywałam żadnych gwałtownych ruchów, żeby nie zrzygać mu się na rękaw. Strach zajmował drugie miejsce. Byłam przerażona. Chciałam krzyknąć, ale skończyło by się to źle dla nas obojga.
– Grzeczna dziewczynka. Pójdziemy na górę do prywatnego pokoju i... –
Nagle niechciane usta zniknęły z mojego ucha a ja znów byłam wolna. Otworzyłam oczy wzrokiem znajdując Johnny'ego. I znajdującego się pod nim Denis'a.
– Ty gnoju! Miałem cię za przyjaciela a ty odstawiasz coś takiego?! Nienawidzę cię!
Johnny walił go pięściami w okolicy twarzy. Przerażenie złapało mnie jeszcze mocniej i znów doskoczyłam do drzwi łazienki. Ledwo je otworzyłam a pierwsza fala mdłości zalała całe moje ciało.
I większość białych kafelków.

Rozdział pod presją czasu. Tak właściwie to miał być na wczoraj, ale coś mi nie wyszło. Komentujcie i głosujcie!
Przepraszam za błędy!
Pozdrawiam♡
~TiredQueen

(Not) Every Body is PerfectWhere stories live. Discover now