☆Rozdział 22☆

228 18 7
                                    

Wszystko stało się cholernie trudne. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że musiałam zmierzyć się z moimi problemami całkowicie sama. Uczenie się samodzielności było mi bliskie przez prawie całe życie, ale nigdy nie tak bliskie, żebym mogła powiedzieć, że byłyśmy sobie równe.

Przez cały wieczór czytałam jakieś głupie czasopisma, czekając aż moi rodzice wyjdą z domu. Nagrałam sobie najnowsze odcinki Gry o tron i miałam zamiar zasiąść do nich wraz z małą miską popcornu. Zapowiadała się naprawdę miła sobota. Ze względu na to, że tydzień temu miała miejsce feralna impreza to fajnie było w końcu odpocząć od tych zdarzeń z ostatnich dni. Miałam nadzieję tylko, że rodzice pojadą dosyć szybko, aby  jeszcze po ich wyjeździe sklep obok był czynny.

– Gwen!

Ucieszona, że w końcu mogę to zrobić, rzuciłam kolorową gazetą przez pokój i zerwałam się na równe nogi. Chwyciłam swój portfel leżący na szafce obok drzwi i zbiegłam po schodach. Wbiegłam do salonu, o mało co nie zachaczając nogą o stół.

– Bawcie się dobrze, będę grzeczna, pa!

Złapałam za pilot, ale w tym momencie przede mną pojawiła się wysoka postać mamy.

– Dziecko drogie, my jeszcze nie wychodzimy. A ty masz gościa.

Mój poziom cukru spadł, wraz z moim dobrym humorem. Mamrocząc pod nosem lekko przeinaczone przekleństwa, bo przecież jak to tak przy rodzicach, wrzuciłam pilot za dużą poduszkę. Leniwie podniosłam się z wygodnego miejsca i poszłam w kierunku drzwi. Były lekko przymknęte, ponieważ mój tatuś trzymał je tak stojąc do mnie przodem.

– Nie mówiłaś, że masz chłopaka.

Unioslam brew, przekonana, że się przesłyszałam. Wyraz twarzy taty nie wskazywał jednak, aby żartował więc ja parsknęłam śmiechem.

– Zdaję mi się, że potrzebujesz się napić, bo gadasz totalne głupoty. Kto przyszedł?

Otworzył drzwi szerzej, a moja twarz zbladła o dziesięć tonów bieli w dół.

– Dobre pytanie, córciu.

Za drzwiami, całkowicie obładowany wszelkiego rodzaju torbami, stał Johnny.
Uchyliłam usta, mając w głowie jego obraz sprzed tygodnia. Tym razem miał na sobie bluzę, dżinsy oraz luźną granatową czapkę. Nie mówił nic, a jedynie patrzył na mnie z nadzieją wypisaną na twarzy.
Jak mogłam odwrócić wzrok?
Jego dwukolorowe oczy uśmiechały się beznadziejnie, a ja naprawdę nie wiedziałam jak mogłam wytrzymać bez niego cały tydzień.
Po chwili jednak, przypominały mi się słowa mojego taty. Potrząsnęłam głową i założyłam ręce na biodra,  zwracając się do ojca.

– Czemu nazwałeś go moim chłopakiem?

Wciąż czujny, przymrużył oczy i powtórzył swoją wcześniejszą wypowiedź.

– To on nazwał się twoim chłopakiem, który przyszedł na nockę podczas nieobecności rodziców.

Zmarszczyłam brwi. Chłopak? Nocka?
Co to miało w ogóle znaczyć?!
Już miałam zacząć tłumaczyć, że Johnny jest tylko chorym umysłowo kolegą ze szkoły, ale w tym momencie to on postanowił zabrać głos.

– Dokładnie tak, panie Kelly. Przyniosłem mojej Gwen dużo jedzenia, bo ostatnio się zapuściła. Nie zauważył pan, że ona nic nie je? Muszę dbać o swoją dziewczynę, bo nam znika w oczach.

Mój tato wziął głęboki oddech i wyczułam, że już miał go dość. Nie zdziwiłam się zresztą, bo przecież moja reakcja była taka sama.

– Nie mam zamiaru dawać mojej córce aż takiej samowolki. Nie ma szans, że zostaniesz tutaj na noc, możesz przebywać tutaj tylko i wyłącznie do godziny 19.00, a później zmiatasz do domu, jasne?

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz