☆Rozdział 21☆

199 15 8
                                    

Przez kilka ostatnich dni, unikałam Johnny'ego jak ognia. Na lekcje chodziłam sporadycznie, kompletnie tracąc poczucie czasu. Nie miałam apetytu i każdą próbę jedzenia, uważałam za nieudaną. Na siłownię chodziłam z rana, aby mieć pewność, że nie spotkam tam chłopaka.
Wyciskałam z siebie siódme pote, aby mieć jak najlepszy efekt. Muszę powiedzieć, że coraz lepiej mi szło, sądząc po tym, że nie czułam się już tak źle w swoim ciele. Moja twarz zmieniła lekko kształt, co świadczyło o utracie wagi. Byłam w miarę zadowolona. Jeszcze kilka miesięcy i będę idealna.

Tak minęły mi ostatnie kilka dni i cały wolny czas.
Na dzisiaj zaplanowałam ten sam schemat, ustalając, że muszę znaleźć chwilę na sen, bo w końcu zasnę na siedząco.
Zeszłam powoli na dół, trzymając się za bolące uda. Miałam takie zakwasy, że po schodach schodziłam slalomem.

W kuchni odnalazłam rodziców, którzy dyskutowali zawzięcie. Najgorsze było to, że kiedy mnie zobaczyli, ucichli wymieniając zaniepokojone spojrzenia.

Uniosłam brew i z wysiłkiem opadłam na krzesło.

- Dzień dobry? - Nie byłam pewna, czy było to pytanie, czy raczej stwierdzenie. Zachowywali się tak dziwnie, że wolałam zachować wszelkie środki ostrożności.

Moja mama, weschnęła tak głośno, że miałam ochotę przewrócić oczami, na tę chwilę dramatyzmu.

- Dzień dobry, córeczko. Jak tam w szkole?

Zdezorientowana, zmarszczyłam brwi.

- Przecież jeszcze w niej nie byłam - stwierdziłam, odkładając kubek. -
Mówcie o co chodzi, bo to się robi dziwne.

Tata odetchnął i chwycił poranną gazetę, nasuwając okulary na nos. Mama odwróciła się, zaczynając nagle zmywać.
Lekko wkurzona, zapukałam ręką w marmurowy blat, próbując zwrócić ich uwagę. Udawali, że nic nie słyszą ani nie widzą.

- Halo, ziemia do rodziców. O co wam chodzi?

Tata uniósł wzrok znad grubych szkieł i powoli się wyprostował. Posłał mamie spojrzenie, przez które także zwróciła się w moją stronę.

- Gwen, ty nie możesz się tak traktować -
odezwała się. Widząc moje zdezorientowanie, kontynuowała. - Wiemy, że nie doceniasz swojego ciała, ale nie możesz narażać swojego życia. Czy widzisz jak wyglądasz? Jesteś blada i ostatnio nic nie jesz. To jest okropne. Musisz zacząć dobrze do tego podchodzić.

Słysząc ostatnie zdanie, coś się we mnie zagotowało. Zacząć dobrze podchodzić?
Czy to miał być żart?

- Uwierz, że moja dieta jest dużo lepsza od wszystkich, które ty mi polecałaś - wakrnęłam rozeźlona.

Mama zmarszczyła brwi.

- To co ty stosujesz to nie dieta! - stwierdziła lekko podniesionym tonem, oznaczającym, że zaczynam przesadzać. - Dieta nie polega na wyniszczaniu samej siebie!

- Nic mi nie jest, jeśli o to wam chodzi. - Wstałam, nie fatygując się, aby sięgnąć po drugie śniadanie. - Muszę już lecieć. Na razie.

Niemal biegiem wyszłam z domu. Już z samego rana musiałam być zirytowana i zła. Czemu nawet moi rodzice nie mogą docenić mojego poświęcenia i mnie wspierać?

- Gwen!

Przyspieszyłam słysząc głos Katie. Próbowałam uciec od razu przed zajęciami, ale niestety mi się nie udało.
Na szczęście jeden z wykładowców się rozchorował i miałam skrócone lekcje. Minusem okazała się obecność przyjaciół, którzy zalewali mnie pytaniami o moje samopoczucie. Moje samopoczucie dobrze się miało, o co im chodzi, do cholery?

- Gwendolyn, masz się natychmiast zatrzymać! - zdyszane krzyki dobiegały z bliska, ale naprawdę nie miałam ochoty się zatrzymywać. Szłam dalej, lecz w pewnym momencie byłam zmuszona się zatrzymać, gdy na przejściu dla pieszych ukazało się czerwone światło.
Zacisnęłam powieki, wiedząc, że mnie dogonili i zaraz będą krzyczeć.
Tak ja się spodziewałam, zostałam obrócona za ramię i utrzymywałam na nim zmęczoną Katie. Za raz za nią stali Dylan oraz Aurela, którzy łapali się za kolana, żeby utrzymać równowagę.

- Jak to możliwe... - Katie wzięła głęboki wdech, wachlując się wolną ręką. - Że nie zatrzymałaś się jak nazwałam cię Gwendolyn?

Uśmiechnęłam się lekko, wzruszając ramionami.

- Chyba nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.

Na jej twarzy pojawił się grymas zdziwienia, który widywałam strasznie rzadko. Ostatni raz, kiedy dowiedziała się, że jej mama chciała zostać surogatką jakiejś pary z Australii. Szalona kobieta.

- Chyba to cię pogięło. Zawsze zwracasz na to uwagę! Zaczynam się porządnie martwić, Gwen!

Przewróciłam oczami, bo już za dużo osób zaczynało się ,,porządnie martwić".
No do kurczaka, przecież nic mi nie było!

- Wiecie co? - zapytałam bezradnie, zwracając się do całej trójki. - Jestem zmęczona waszym zachowaniem i zamętem jaki robice bez powodu. Nie wiem ile razy mam jeszcze mówić, że nie jestem chora, ani niedorozwinięta.

Odwróciłam się i cudem zapaliło się zielone. Pognałam jak na złamanie karku, aby tylko uwolnić się od tych wiecznie niezadowolonych ludzi.
Czy gdy ja byłam niezadowolona, ktoś zwracał na to uwagę?
Oczywiście, że nie!
Dlatego teraz, będę miała ich głęboko w dupie i dopnę swego.

Szczerze, to nie tak wyobrażałam sobie ten rozdział. Bez Johnny'ego trochę nudno XD
Ogólnie to muszę przeprosić za moją nikłą obecność 😿
Myślę, że teraz wrócę pełną parą i nie będą to tylko obiecanki - cacanki.
Przepraszam za błędy!
Kocham was! 🐘
TiredQueen

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz