☆Rozdział 14☆

255 26 9
                                    

-*Tell me are they lost on you?
Is that lost on you?
Johnny doprowadzał mnie do istnej gorączki. Podczas naszej podróży zdążył zafałszować co najmniej pięć piosenek. Moje uszy wyły o pomstę do nieba.
- Johnny! — krzyknęłam w końcu, nie mogąc już dłużej słuchać tych zawodzeń. Przerwał na chwilę patrząc na mnie z ukosa.
- Co tam niezdaro? — spytał chichocząc nagle. Jego to bawiło a ja przechodziłam tortury.
- Czy mógłbyś z łaski swojej, przestać zniechęcać mnie do tych wszystkich piosenek?
Mój głos był przesycony nutką ironii. Johnny zaśmiał się serdecznie.
Gdyby jeszcze było w tym coś śmiesznego.
- Oj skarbie, nie podoba Ci się mój wokal? — z ust ułożył małą podkówkę teatralnie dotykając wierzchem dłoni czoła. — Wiesz jak mnie ranisz?
- Oh błagam. Płacz noworodka brzmi lepiej niż twój śpiew. — spojrzałam na niego z politowaniem. Weszliśmy pod jedną z miejskich latarni zatrzymując się na chwilę.

Johnny przez chwilę próbował udawać obrażone dziecko. Skrzyżował ręce na piersiach, wydął wargi i tupnął nogą. Miał niezły talent aktorski, ale ja miałam nieco lepszy. Przyjęłam taką samą pozę i również tupnęłam nogą. Byłam bardziej przekonująca skoro Johnny zaśmiał się perliście i wziął w ramiona.
- Ale ty jesteś słodka. — zaśmiał się podnosząc mnie lekko.
Kopnęłam go w kostkę i poprawiłam sweterek. Wydał lekki okrzyk, ale nie puścił mnie.
Obserwując jak jego usta układają się w szelmowski uśmieszek myślałam nad swoim końcem.
- Tak się bawić nie będziemy. — Ku mojemu zdziwieniu wsadził jedną rękę pod moje piersi a drugą usadowił w zgięciach kolan. Podniósł mnie jeszcze wyżej, na wysokość swojego brzucha.

Pisnęłam i chwyciłam jego szyję.
- No i co ty robisz? Postaw mnie! — zaczęłam wierzgać nogami co nie przynosiło oczekiwanego skutku.
- No postaw! Jestem strasznie ciężka! — próbowałam go przekonać, ale Johnny ruszył przed siebie nie mając zamiaru puszczać.
- Jesteś strasznie leciutka. — poprawił a ja miałam ochotę go wyśmiać. Ale kłamczuch.
— Zupełnie jakbym nosił dziecko.
Wydałam niezidentyfikowany dźwięk z gardła a Johnny popatrzył na mnie zdziwiony.
- Czy ty właśnie warknęłaś? — zapytał z niedowierzaniem. Po chwili zaśmiał się znowu i poprawił mnie na rękach.

Szliśmy w ciszy co oczywiście nie mogło trwać długo. Johnny nie umiał trzymać języka za zębami i znów zaczął coś nucić.
- Proszę nie! — krzyknęłam zatykając uszy. — Wszystko tylko nie śpiewaj!
Zamyślił się przez chwilę i na szczęście przestał.
Potem uśmiechnął się szeroko.
- Zagrajmy w grę.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Skoro chce.
- No okej. To, co to jest, wielkie, białe...
- Oh Gwen, wiesz, że nie o to mi chodzi. — przewrócił oczami. — Zagrajmy w prawdę.
- Wiesz, to raczej powinno się robić w domu a nie na ulicy i w dodatku na rękach chłopaka —
stwierdziłam ironicznie.
Pokręcił głową z rozbawieniem.
- Czy ty zawsze musisz znaleźć jakieś ale? —
spytał, choć dobrze wiedział, że nie odpowiem. — Gramy i koniec, kropka.
Westchnęłam poprawiając podwiniętą bluzkę.
- Dobrze, ale ja zaczynam.
Nie słyszałam sprzeciwu, więc zaczęłam:
- Jesteś prawiczkiem?
Otworzył szeroko oczy i wciągnął głośno powietrze.

Nie mogłam nic poradzić na moją wrodzoną ciekawość.

- Widzę, że lecisz z grubej rury. — zaśmiał się.
— Nie, nie jestem.
- Wiedziałam. — szepnęłam. Spojrzał na mnie kątem oka z lekkim uśmiechem.
- To teraz ja odwdzięczę się tym samym. Jesteś dziewicą?
Pomyślałam chwilę nad odpowiedzią. Mam być szczera? Przecież ja zawsze jestem szczera.
- Nawet nie myśl o kłamstwie. — podrzucił mnie w swoich ramionach. — Zresztą będę wiedzieć kiedy mnie okłamiesz.
Westchnęłam znowu powtarzając czynność dotyczącą poprawienia bluzki.
- Tak, jestem.
Jego twarz przybrała zdziwiony wyraz. Zirytowało mnie to.
- Nie wiem co Cię tak dziwi. — przewróciłam oczami przejeżdżając ręką po włosach. — Kto by chciał ze mną chodzić? A co dopiero mnie rozdziewiczać.
Prychnęłam. Wydawało mi się to takie odległe i nierealne.

Miłość znałam na przykładzie romansów z książek. Jeszcze byli Dylan i Katie, ale przechodzili tymczasowo kryzys, więc nie brałam ich pod uwagę. Miałam wrażenie, że największą przyjemność sprawiło by im zabicie siebie nawzajem.

Johnny wyglądał na równie zirytowanego.
- Oj Gwen, jest tylu facetów, którzy chcieliby z tobą chodzić. — potrząsnął głową z niedowierzaniem. — A ty spędzasz czas akurat ze mną. Czuję się zaszczycony.
Znowu prychnęłam.
- Jesteś obrzydliwym i zakłamanym dupkiem. Nienawidzę fałszywej skromności mój drogi. Odpuść.
Stanął na chwilę o mało co nie wywracając mnie na chodnik. Trzepnęłam go w tył głowy nie mogąc się już powstrzymać.
- Ał. — jęknął. Nie mógł się złapać za to miejsce, ponieważ obie jego ręce mnie trzymały. Chyba wiedział co by się stało gdyby mnie puścił.

- Jejku, przepraszam. — ruszył dalej posyłając mi urażone spojrzenie. — Nie musisz być taka brutalna.
- Brutalna to ja dopiero mogę być. — burknęłam. — Moja kolej. W ilu byłeś związkach?
- Nie znam dokładnej liczby. — stwierdził a w jego głosie słyszałam wyraźną dumę.

W końcu dla każdego faceta, związki są jak trofea, którymi można się chwalić.
Miałam ochotę walnąć go znowu.

- No dobra, a ty?
- Miałam jeden poważny związek. —
uśmiechnęłam się. — W przedszkolu z takim Lary'm. Nawet mi się oświadczył.
Johnny zaśmiał się cicho wciąż dzielnie maszerując.
- Przyjęłaś oświadczyny?
- Nie, bo stwierdziłam, że śmierdzi i nie ma jednego zęba. Teraz myślę, że trzeba było brać. Oferował pierścionek z lizaka. To lepsze niż większość daje teraz.
Ja też się zaśmiałam owijając ręce wokół jego szyi jeszcze mocniej.

- Gdzie właściwie idziesz? — spytałam.
- Do najbliższego przystanku taxi.
Kiwnęłam głową patrząc na chodnik pod nami.
- Nogi pewnie Cię bolą. Może już mnie postaw. — puściłam go i czekałam aż się zatrzyma.
Nic jednak nie zrobił. Patrzył się przed siebie z lekkim uśmiechem. Chwycił lekko moją wiszącą rękę nie puszczając.
- To nie było pytanie.
- No postaw mnie już! — wyrwałam rękę, ale on znów ją złapał. — Johnny.
- Słucham.
- No weź! — zatrzymał się pod jednym z domów.
- Nie przeszkadzasz mi. Ale skoro chcesz. —
stwierdził i w końcu moje nogi dotknęły ziemi. Co za ulga. — Już przestaniesz jęczeć? Dobra, to lecimy dalej...
- Teraz ja. — przerwałam. Skinął głową. — Jak wyglądał twój pierwszy pocałunek?
- Mam powoli dość twoich pytań. — westchnął. — Mój pierwszy pocałunek przeżyłem podczas grania w butelkę z jakąś licealistką. Nawet dobrze tego nie pamiętam.
- Masz szczęście. Jestem zrażona do całowania po moim pierwszym razie. Chłopak nie miał o tym zielonego pojęcia i wpychał mi do gardła swój język. Nadal mam dreszcze na to wspomnienie. Przez to nie lubię się całować.
Po tym zapadła cisza a Johnny wyglądał jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Hmm... — mruknął obejmując mnie w pasie jedną ręką. — Myślisz, że ktoś mógłby zmienić twoje poglądy na temat całowania?
Sapnęłam zdziwiona.
- No kiedyś ktoś na pewno to zrobi...
- A myślisz, że mógłbym być to ja?
Zachłysnęłam się powietrzem.
Moje oczy przybrały zapewne kształt pięciozłotówek a twarz kolor buraka.
- Ty? Że w sensie chcesz...
Nie skończyłam, ponieważ Johnny zatrzymał się nagle pociągając mnie do siebie.
- Tak niezdaro. Mam wielką ochotę Cię pocałować. I za chwilę to zrobię.
Po tych słowach przyciągnął mnie jeszcze bardziej a jego wargi wylądowały na moich.

*LP - Lost On You

W końcu wykombinowałam!
Długaśny i nie jestem z niego zbytnio zadowolona.
Zachęcam do zostawiania ⭐i 💬, jeżeli się podoba.
To zmotywuje mnie do szybszego i może lepszego pisania ;^
Pozdrawiam 💚
TiredQueen

(Not) Every Body is PerfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz