{ sixth }

808 124 38
                                    

[czytasz na własną odpowiedzialność.
i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.]



omaha, piękne i malownicze miasto, które luke uwielbiał. dlatego, teraz gdy maszerował w stronę domu michaela, rozglądał się i przyglądał każdemu szczegółowi; zauważał pęknięcia w poszczególnych miejscach na chodniku, dostrzegał każde niedociągnięcie pędzla w sztuce ulicznej, która przedstawiona była na niektórych budynkach, był nawet w stanie policzyć, ile wybitych szyb jest w całym budynku dawno zamkniętego teatru. to wszystko po to, by nie musieć patrzeć na michaela clifforda i prowadzić z nim rozmowy.

to było dość dziecinne z jego strony, ale kto by mu miał to niby wypomnieć? clifford? zabawne.

– wiesz, że na tej imprezie stwierdziłeś, że pochopnie mnie osądziłeś i powinieneś dać mi szansę? – mike uśmiechnął się pod nosem, zerkając ma luke'a.– to nie tak, że ja wcale nie byłem zalany w trzy dupy i to pamiętam.

luke zignorował pierwsze zdanie i się spiął. michael pamiętał? może żartował? może chciał go teraz w ten sposób wykorzystać? wykorzystać? przecież on chciał zbliżyć się do hemmingsa. pytanie brzmiało: dlaczego? blondyn wolno oblizał wargi, co nie umknęło uwadze clifforda.

– więc pamiętasz wszystko, co działo się na imprezie? – luke uniósł brew.– wszystko, wszystko?

– nie – michael pokręcił głową i zaśmiał się.– siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy i... tak wyszło – wzruszył ramionami, wiedząc, że kłamie, ale luke na razie nie musiał wiedzieć wszystkiego.– więc jak?

– co masz na myśli, mówiąc „więc jak"?

– luke, nie żartuj sobie.

– nie żartuję, naprawdę nie wiem, co masz na myśli. b-byłem wtedy... pijany.

– słowa pijanych to myśli trzeźwych.

luke nic nie odpowiedział, ponieważ michael miał rację. hemmings chciał spróbować, chciał poznać michaela, ale się bał i zawsze znajdował wymówki, by tego nie robić. clifford w tym momencie uśmiechnął się, przygryzając szybko wargę, żeby to ukryć. wiedział, że wygrał.

– możemy po prostu zrobić ten projekt i mieć to z głowy? – rzucił luke, ignorując słowa mike'a, po czym zerknął na niego.– mogę wykonać większą część projektu, jeśli—

– o nie!

michael stanął nagle i spojrzał na luke'a urażony. chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej, lustrując przez chwilę blondyna, po czym prychnął.

– myślisz, że nie poradzę sobie z projektem? że jestem aż tak beznadziejny? mógłbym cię miłe zaskoczyć, hemmings! – krzyknął.

luke wzdrygnął się, robiąc krok do tyłu i przełknął głośno ślinę, gdy michael zrobił krok w jego stronę. bał się. ten strach był uzasadniony, widział już wściekłego michaela i wiedział, co ten był w stanie zrobić.

– n-nie podchodź – wyjąkał błagalnym tonem.– j-ja nie mogę dostać w-w twarz... ani nigdzie indziej. przepraszam, nie o to... nie chodziło o to.

michael zatrzymał się w pół kroku, patrząc rozszerzonymi oczami na luke'a. nie chciał go w żaden sposób skrzywdzić, nawet nie przyszło mu to do głowy. okej, może trochę się wkurzył, ale miałby uderzyć słabszego? clifford nigdy nie postępował w niehonorowy sposób. zrobił krok w tył, patrząc na wystraszonego blondyna.

– luke, ja...– zaciął się na chwilę. „nie mogę dostać w twarz"... nie może. co to miało znaczyć? zielonooki zmarszczył brwi.– nie chciałem... luke, nawet do głowy nie przyszło mi, żeby cię uderzyć. nie tak zaczyna się... zaprzyjaźnianie.

deathly hush ✔️Where stories live. Discover now