{ fifteenth }

589 111 115
                                    

homofobia – strach przed homoseksualizmem i homoseksualistami, awersja, nieufność, nienawiść i wrogość do nich oraz ich dyskryminacja.

luke przełknął ciężko ślinę, siadając przy rodzinnym stole i odetchnął głośno. czuł wyraźne zdenerwowanie z powodu tego, co miał zamiar powiedzieć dzisiaj swoim rodzicom i rodzeństwu. czuł, jakby już ich zawiódł, a nie wykrztusił z siebie jeszcze ani jednego słowa. chwycił sztućce i zaczął jeść, wzdychając cicho. liz zmarszczyła brwi, zauważając, że jej najmłodszy syn czymś się denerwuje.

– wszystko w porządku, luke? – blondynka uniosła brew.

spojrzenia wszystkich skierowały się na luke'a. świetnie, dokładnie o to mu przecież chodziło. chłopak pokiwał lekko głową, ale zaraz nią pokręcił. wciąż był cały posiniały, ale przynajmniej opuchlizna zeszła z jego twarzy.

– ja... – uniósł niepewnie wzrok na swoją rodzinę, a w ich minach już widział wrogość i negację.

„homoseksualista? chyba raczej pedał!" krzyczała twarz bena.

„gej? cholerny homoś? ja ci, kurwa, wybiję ten homoseksualizm z głowy!" to widział w minie swojego ojca i drugiego brata.

twarz jego matki wyglądała łagodniej niż u mężczyzn rodziny, jednakże wciąż jakby negatywnie nastawiona do tego, co miał powiedzieć.

„jestem zawiedziona, dobrze wiesz, jak bardzo chciałam wnuki... jesteś po prostu chory..."

w jego oczach zebrały się łzy. nie chciał, żeby rodzina patrzyła na niego w ten sposób. chciał, żeby wszyscy byli z niego dumni, ale przecież... nie mógł kryć tego, kim jest. nie chciał. w kącikach jego oczu zebrały się łzy.

– ja – powtórzył, ponownie zerkając na rodzinę.– ja jestem gejem, przepraszam, jeśli was zawiodłem – wydusił w końcu i zaraz spuścił wzrok, by uniknąć zawiedzionych spojrzeń.

jednak nie usłyszał tego, co miał w głowie. w domu rozbrzmiał głośny śmiech jacka i niezadowolony jęk bena. chłopak zmarszczył brwi i uniósł wzrok na swoich braci.

– wisisz mi stówę, frajerze! – krzyknął jack.

– masz i udław się nią, zasrana roszpunko – prychnął najstarszy, wyjmując z portfela studolarowy banknot i podając go bratu.

– założyliście się o orientację brata? czy wy jesteście poważni? – liz skarciła ich wzrokiem, na co oboje się skulili.– a ty, kochanie – przeniosła swój wzrok na luke'a.– nie martw się, nikogo nie zawiodłeś, przecież to... normalne – posłała mu delikatny uśmiech i położyła dłoń na jego.

blondyn uśmiechnął się szeroko, nie wierząc w swoje szczęście. jego rodzina go akceptowała. nie patrzyli na niego z obrzydzeniem, a nawet to podejrzewali i nie próbowali wykorzystać w podły sposób. iskierki radości błyszczały w jego oczach, do czasu, aż nie spojrzał na swojego ojca, a jego mina zrzedła.

andrew hemmings wpatrywał się w swojego syna z kamiennym wyrazem twarzy, który nie pokazywał zupełnie nic, a gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, ten jedynie wstał od stołu i wyszedł z jadalni. wszystkie rozmowy nagle ucichły, a wzrok pozostałej trójki ponownie znalazł się na luke'u, który w jednej chwili zaczął płakać.

✖️

andy nie pokazał się w domu przez dwa dni, nie było go także w pracy. luke obwiniał się o to, że ojciec może zostać przez niego zwolniony, ale jego matka powtarzała mu, że tak się nie stanie, a "tata musi po prostu wszystko na spokojnie przemyśleć".

deathly hush ✔️Where stories live. Discover now