Rozdział 36

6K 466 26
                                    

*Matthew*
     Tym razem dziewczyna usiadła za mną oplatając mnie ramionami w pasie a ja ruszyłem przed siebie w kierunku domu. Zerkając co jakiś czas w jedno z lusterek za którymś razem ujrzałem jak Clare wyciera łzy otwierając szybkę w kasku. Uciekając wzrokiem z powrotem na szosę całą drogę rozmyślałem nad tym, że choćbyśmy sobie wmawiali i tysiące, miliony razy, że dana osoba już nic nas nie obchodzi to nie byłaby do końca prawda. Każda osoba którą kochaliśmy zabiera cząstkę nas samych, którą mu ofiarowaliśmy w postaci zaufania, miłości, przyjaźni. Zatrzymując się pod domem prowadziłem dziewczynę w stronę domu, gdzie zrobiłem nam po kubku gorącej herbaty. Siedząc naprzeciw brunetki obserwowałem ją kątem oka widząc, że jest zmęczona. Nie fizycznie lecz psychicznie a to jest o wiele gorsze. Nie wiem o tym zbyt wiele bo miałem wszystko podawane na tacy i nie mam prawa się na ten temat wypowiadać.
-Clare zjesz coś i pójdziesz odpocząć. Co ty na to? - zapytałem patrząc w jej oczy.
-Nie jestem głodna... - odpowiedziała wyprutym z emocji głosem
-Kochanie, obiecałem się tobą opiekować i słowa dotrzymam. Więc albo zjesz z własnej woli albo będę cię musiał nakarmić. Chętnie to zrobię.
-Nie jestem dzieckiem - odparła lekko zirytowana.
Wiedziałem że walka z chorobą to trudna sprawa i liczyłem się z częstymi kłótniami.
-To zgadzasz się jeść sama czy...
Nie dala mi dokończyć.
-Sama. - odparła opierając głowę o dłoń
Przyrządzając nam kanapki z szynką i pomidorem położyłem je gotowe na stole siadając obok dziewczyny z uśmiechem na ustach, licząc że jednak zmieni zdanie.
-Smacznego - powiedziałem
Spojrzała na mnie jakbym kazał jej pracować w kamieniołomach.
Żadne z nas nie chwyciło kanapki oglądając się na tego drugiego.
Byłem wyjątkowo cierpliwym człowiekiem czyli przeciwieństwem Clare, która miała dosyć mojego upierdliwego spojrzenia prosto w oczy. Sięgnęła po kanapkę i przyglądała się jej jakby miała wyrządzić jej wielką krzywdę.
-Matthew ja jej nie zjem - powiedziałam patrząc na mnie pełnym rozpaczy wzrokiem
-Dlaczego? Wytłumacz mi kochanie co jest z tą kanapką nie tak. - poprosiłem chcąc ja zrozumieć. W sensie zrozumieć Clare, nie kanapkę.
Brunetka chwilę milcząc szepnęła;
-Zazwyczaj jadłam jedno jabłko lub płatki raz na dzień... - wyznała patrząc w podłogę bawiąc się nerwowo dłońmi za które ją po chwili złapałem.
-Ale teraz jestem tutaj ja i ci nie pozwolę. Więc proszę zrób to dla mnie i zjedz ją. Nie pozwolę byś umarła bo cię kocham Clare, rozumiesz? Odzyskasz zdrowie.
Na moje słowa brunetka uniosła gwałtownie głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
-Matt ale to siedzi tutaj - wskazała na głowę - i mówi mi bym tego nie jadła. Nie umiem tego pokonać. Pomóż mi... - prosiła ściskając moje dłonie a po jej policzkach płynęły łzy.
-Pomogę kochanie, pomogę. - szeptałem trzymając ją w ramionach.
Choć mówiłem to pewnym siebie głosem to tak naprawdę wewnątrz szukałem pomocy jak to cholerstwo zwalczyć. Wiedziałem, że nie będzie to łatwe ale stając twarzą w twarz z problemem to co innego...
Siedziałem z dziewczyną w kuchni do północy. Ona jadła kanapkę a ja jej czytałem mój ulubiony wiersz;
  
Simonow Konstantin
    Czekaj mnie

Czekaj mnie, a wrócę zdrów
Tylko czekaj mnie
Gdy przekwitną kiście bzów
Gdy naprószy śnieg
Czekaj, gdy kominek zgasł
Żar w popiele znikł.
Czekaj, gdy nikogo z nas
Już nie czeka nikt,
Czekaj, gdy po przejściu burz
Nie nadchodzi wieść,
Czekaj , gdy czekania już
Niepodobna znieść.
Czekaj mnie, a wrócę znów
I nie pytaj gwiazd
I nie słuchaj trzeźwych słów
Że zapomnieć czas
Niech opłacze matka, syn,
Gdy zaginie słuch
Gorzkie wino w domu mym
Niech rozleje druh
Za mój cichy wieczny sen
Kielich pójdzie w krąg
Czekaj- i po kielich ten
Nie wyciągaj rąk.
Czekaj mnie a wrócę zdrów
Śmierci mej na złość.
Jak doprawdy pojąć im,
Że we krwawej mgle
Ty czekaniem cichym swym
Ocaliłaś mnie.
Ot i sekret, ot i znak
Co w sekrecie tkwi
Że umiałaś czekać tak,
Jak nie czekał nikt.
    Patrząc dziewczynie w oczy ujrzałem w jej oczach łzy. Na moje szczęście zjadła dwie kanapki ale to nie koniec. To początek. Teraz musiałem pilnować by ich nie zwymiotowała.
-Dziękuję - szepnęła podchodząc do mnie i przytulając.
Biorąc ja do siebie na kolana szepnęła
-Nie zostawiaj mnie.
Całując ją w czoło szepnąłem;
-Nigdy
Nim jednak usłyszała moją odpowiedź, usnęła. Wziąłem ją na ręce zanosząc do pokoju w którym pilnowałem jej dopóki się nie obudziła...

Usłysz mnie - Dominika LWhere stories live. Discover now