Rozdział 45

4.6K 404 13
                                    

*Clare*
    Wchodząc do domu zdałam sobie jak bardzo zmęczona jestem ale mimo to nie poszłam spać. Chciałam w pełni wykorzystać czas, który mi pozostał. Będąc w salonie rozglądałam się za długopisem i jakimś notesem z którego mogłabym wyrwać kartki potrzebne na napisanie kilku listów. Notes znalazłam na najbliższej szafce, gorzej było z długopisem, który znalazłam dobrych kilka minut na półce w kuchni. Co robią długopisy w kuchni? Nie mam pojęcia ale nie miałam czasu by się nad tym zbytnio zastanawiać. Siadając w fotelu w salonie, położyłam kartki na kolanie i zaczęłam pisać listy do każdego z osobna, które pozostawiam w odpowiednich miejscach dla odpowiednich osób. Zajęło mi to co prawda dobrą godzinę a może i więcej ale wiedziałam, że należy się im wyjaśnienie. Zaklejając koperty, które znalazłam w szufladzie ruszyłam do pokoju chłopaka w którym jeden list schowałam pod materac łóżka chłopaka. Zaczęłam szukać mojej bluzy, którą dawno temu zabrał mi Matthew. Szukałam w szafie ale jej tam nie było. Znalazłam ją w łazience na kaloryferze. Zakładając ją nałożyłam kaptur na głowę i ruszyłam w kierunku mojego domu. Zamykając za sobą drzwi szłam chodnikami oświetlanymi przez uliczne latarnie myśląc nad tym jak trudno mi jest wyobrazić sobie, że nastanie taki dzień w którym nie ujrzę Matthew, w którym nie wezmę go za dłoń i nie zobaczę jego uśmiechu. To wydaje się takie...niemożliwe choć wiem, że to nadejdzie już niebawem. Nagle poczułam mocne szarpnięcie za dłoń i ciągnięta przez kogoś biegłam w nieznaną mi uliczkę w której nie dochodziło światło latarni. Bałam się. Niespodziewanie owy ktoś popchnął mnie mocno na zimną bodajże ceglaną ścianę o którą uderzyłam skronią. Ogłuszyło mnie; szumiało mi w głowie a przed oczami obraz mi się zamazywał. Unosząc wzrok ku górze ujrzałam wysoką postać, która śmiała się ze mnie.
-Kim jesteś? - zapytałam znudzona
Nie bałam się tego, że ten ktoś może mnie skrzywdzić. Nie bałam się, że właśnie ktoś na mnie napadł. Nie bałam się ponieważ nie mógł mi zrobić nic groźniejszego niż to co ofiarował mi los; nie mógł pokonać wyroku śmierci. Mógł go tylko przyśpieszyć ale to mnie także już nie martwiło bowiem pożegnałam się z najważniejszą mi osobą; Matthew. Spędziłam z nim najpiękniejsze chwile i niczego nie żałuję. Tymczasem owy napastnik ukucnął naprzeciw mnie i uśmiechając się powiedział;
-Sądzę, że mnie znasz. Nadal mi nie wyjaśniłaś dlaczego się mnie boisz.
Teraz wiedziałam, że to Ben. Uśmiechając się mimo wielkiego bólu w skroni z której spływała krew powiedziałam czując, że niebawem stracę przytomność;
-Powiedz mu, że zawsze będę go kochać...wybaczam Ci Ben i przepraszam jeżeli czymś cię skrzywdziłam...nie...nie...chciałam...
  Potem był tylko czyjś szloch, krzyk a potem nie pamiętam...

Usłysz mnie - Dominika LWhere stories live. Discover now