Rozdział 50

4.5K 381 20
                                    

*Clare*
    Siedząc na parapecie szpitalnym wpatrywałam się w okno kolejny dzień z rzędu z nadzieją, że Matthew mnie nie zostawi. Nie jadłam nic odkąd mnie tu przywieziono więc lekarze byli zmuszeni podczepiać mi coraz to nowsze kroplówki odżywcze czy jakieś tam inne. W każdym bądź razie nie chcieli dopuścić bym zachorowała na anoreksję, którą groził mi lekarz a dokładnie powiedział "Jeżeli nie zaczniesz jeść popadniesz w anoreksję młoda panno a jesteś już jedną drogą w jej kierunku." Nie przejmowałam się słowami lekarza. Tak naprawdę było mi to obojętne czy na nią zachoruję czy też nie. Oparta policzkiem o szybę okna wpatrywałam się na to co było za nią widać czyli nic. Nic - jakże ciekawe słowo do określenia tego, czego nie chcemy widzieć i nas nie interesuje. Usłyszałam otwieranie się drzwi od mojej sali. Nie odwróciłam się w ich kierunku sądząc, że to kolejna pielęgniarka zmieniająca moje kroplówki. Nagle poczułam jak owa osoba przytula się do mnie zaczynając płakać. Obracając się w ramionach tak by móc ujrzeć twarz kogoś kto ufa mi na tyle iż wie, że może płakać swobodnie w moich ramionach i ma świadomość iż go nie osądzę. Unosząc wzrok w górę ujrzałam chłopaka o pięknych acz zapłakanych zielonych oczach z czarnymi niczym smoła włosami do ramion. Tego mężczyznę poznałabym wszędzie. To mój Matthew. Może od niego dowiem się w końcu prawdy co mi dolega ponieważ wszyscy dookoła milczą jak zaklęci.
-Matthew? - zapytałam cicho na co chłopak odsunął się ode mnie jakby ocknął się ze snu i ocierając łzy spojrzał na mnie. Widziałam w jego wzroku błaganie i rozpacz. Nie wiedziałam skąd takie emocje się w nim znajdowały i co było ich powodem. Biorąc go za dłoń poprosiłam cicho;
-Proszę, powiedz...co mi dolega?
Zielonooki spojrzał na mnie jak na wariatkę albo kogoś niespełna rozumu po czym zapytał;
-Żartujesz sobie ze mnie?
Nie wiedziałam co mam powiedzieć dlatego milczałam co uznał za świetną okazję by się na mnie wyżyć
-Clare do cholery, cały czas jaki razem spędziliśmy to jedno wielkie kłamstwo! Twój ojciec nie jest alkoholikiem, matka od ciebie nie odeszła! Twoi rodzice są razem, dobrze zarabiają! Jedynie krzywdy doznałaś od wujka, który się nad tobą znęcał blisko sześć lat. Chorujesz na mitomanię.
Słysząc kłamstwa jakie mówi o mnie i mojej rodzinie zaczęłam kręcić przecząco głową mówiąc cały czas
-Nie...nie, nie...nie!
Chłopak uparcie obstawał przy swoim. Poczułam jak chwyta moją twarz w dłonie przez co patrzyliśmy sobie w oczy.
-Kochanie, zrozum ja także nie chciałem tego pojąć i nadal jest mi trudno to zaakceptować ale taka jest prawda. Myślałem nad tym i rozmawiałem z kolegą na ten temat i doszedłem do wniosku, że...nie opuszczę cię tylko dlatego iż na naszej drodze napotkaliśmy przeszkodę. Pamiętasz co mi kiedyś powiedziałaś? "Nie ma róży bez kolców i miłości bez bólu" Teraz zrozumiałem co chciałaś mi powiedzieć. Chodź ze mną. Zabieram cię do domu - uśmiechnął się.
Pokręciłam przecząco głową chowając się w kącie parapetu jak najdalej od niego.
-Dlaczego kłamiesz? Dlaczego kłamiesz na mój temat? Na temat mojej rodziny? -zapytałam patrząc na jego zszokowaną minę.
Nagle do sali wszedł lekarz, który widząc nas oboje uśmiechnął się lekko. Stanął przy Matthew i zapytał;
-Clare, Matt ma rację. Zrozum to i zaakceptuj. On chce dla ciebie jak najlepiej. Tylko od ciebie zależy jak postąpisz ale zapamiętaj; za każdą decyzją stoją konsekwencje.
Patrząc to na lekarza to na Matthew nie wiedziałam co powiedzieć. Oni mówili o czymś czego nie rozumiałam. Przecież ja nie mam rodziny, każde z nich poszło w swoją stronę.
-Nie rozumiem... - szepnęłam załamana a z moich oczu popłynęły wstrzymywane łzy...

Usłysz mnie - Dominika LWhere stories live. Discover now