23

609 50 4
                                    

Loki POV

Kathia patrzyła się wciąż w podłogę. Pewnie ciężko jej pojąć coś tak...potężnego.  Jej siła jest nie wyobrażalna. Skoro panuje nad żywiołami to w sumie potrafi z nimi wszystko zrobić. Podpalić coś lub kogoś, zabrać powietrze z płuc człowieka, ogólnie zabić na tysiąc sposobów.

Taka drobna osoba, niepozorna, aż zapiera człowiekowi  dech w piersi. Dosłownie.

-Czy mogę kogoś skrzywdzić?

I co jej powiedzieć? Tak. Możesz zabić każdego, który stanie ci na drodze. Gratuluję.

-Nie-odpowiedziałem.

Popatrzyła mi w oczy. I teraz coraz trudniej będzie mi ją okłamywać. Na Merlina! Co ja gadam?  Nie powinno mi na tym zależeć.

-Powiedz prawdę. Zagrażam komuś?

-A wcześniej zrobiłaś komuś krzywdę? -spytałem wymijająco.
-Nie, ale to nie to samo.

-A czym się różni wcześniej od dziś?

-Wcześniej nie znałam ciebie.-odparła.

Nie wiem dlaczego, ale moje serce zabiło minimalnie szybciej.

-I dzięki tobie  dowiedziałam się prawdy.

I czar prysł.

Czyli, nie zmieniłem jej życia swoją osobą, tylko tym co powiedziałem.

Siedzieliśmy tak dalej już w ciszy. Nie wiem ile to trwało, ale była to przyjemna cisza.

Mogłem się zastanowić nad paroma sprawami.

-W Hanoi mają dobrą zupę z krewetkami.- i tą piękną ciszę przerwał Pan Puszka.

Dziewczyna podniosła wzrok na swojego "przyjaciela". Jej ciało do tej pory napięte rozluźniło się. W jej oczach można było zauważyć iskierki radości, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.

To wszystko przez jedną osobę?
I to w dodatku przez tak głupią osobę jak Stark?!

-Miałeś zamówić. -powiedziała do Tony'ego.

-Kat, nie matkuj.- odparł Stark, ale był ciągle uśmiechnięty.

Czemu oni non stop się szczerzą do siebie!

-Ja nie matkuję, tylko się martwię.

-Nic się nam nie stanie na misji, a już napewno mi.

Na misji. Czyli ich nie będzie w wieży. Jak dobrze.

-Macie misję? -spytałem. Wstałem z kanapy, by widzieć ich oboje. -Mogę się na coś przydać? - zaproponowałem grzecznie.

-Nie, Jelonku. Masz zostać w wieży. Nadal jesteś więźniem. -odpowiedział twardo Stark.

Chyba się denerwuje za każdym razem jak się odezwę. Trzeba to sprawdzić.

-Nie jestem więźniem.

-Jesteś.

-Nie.

Kat stała pomiędzy nami. I obracała głowę raz w lewo raz w prawo, gdy któryś z nas mówił.
Wyglądało to całkiem zabawnie.

-Twoim warunkiem za informację jakie chciał Furry było, bym dowiedziała się prawdy o sobie.-powiedziała Kathia.

Zrozumiała.

A Stark tempo wpatrywał się przed siebie. On nic nie zrozumiał. Jak on może się nazywać geniuszem?

Kathia powoli łączyła wszystkie fakty... a gdy wkońcu wszystko ułożyła w jedną całość głośno westchnęła.

BoginiWhere stories live. Discover now