1

2.8K 144 68
                                    

- O purwa! To dziewczyna!

- Co z nią zrobimy? Już mamy jedną...

- No i humory Teresy zupełnie nam wystarczą.

-Ogej, ale jakby coś, to ja ją zajmuję!

- Zawrzyjcie twarzostany!

Brawo, teraz mam pewność, że jestem przytomna. A już myślałam, że uda mi się tego uniknąć.
Grupka chłopców stala nad windą uważnie się mi przyglądając. Czułam na sobie ,każde ich spojrzenie. Te, które próbowały usilnie wyczytać coś z mojej twarzy, tak jak blondyn ,który stał obok mnie i kilku jego towarzyszy i te ,które patrzyły się tam gdzie nie powinni. Witamy w "męskim" świecie.
Chłopak przyglądał mi się w milczeniu błądząc orzechowymi oczami w okolicach moich. Czy ja mam z nimi coś nie tak?
W końcu lekko uniósł jeden z kącików swoich ust i wyciągnął do mnie rękę.
Nie ma mowy! Oburzona odepchnęłam jego dłoń i sprawnie wygramoliłam się na zewnątrz. Przeciskałam się przez chłopaków, którzy odstepowali mi drogę mając z tego niezły ubaw. Tylko chlopak, który w połowie przypominał mi azjatę podstępnie podstawił mi nogę. Potknęłam się, ale nie upadłam. On stał z założonymi rękami i jak pozostali usmiechał się szyderczo. Chłopak o jasnych włosach po raz kolejny lekko uniósł wargi i przecząco pokręcił głową.
Nikt nie będzie ze mnie kpił! Ruszyłam pędem przed siebie. Chciałam uciekać stąd jak najdalej. Biegłam przez trawę, która rozciagała się w nieskończoność. Od zawsze szybko biegałam, w podstawówce królowałam na bierzni, ale tutaj ciągle mój bieg wydawał się za wolny. Wiedziałam jedno. Problem mnie dogania.
Jeszcze za plecami dało się słyszeć:

-Gdzie biegniesz mała? Stąd nie ma wyjścia!

-Ej młoda szybko biegnie ,może zostanie...BIEGACZEM!?

Szydercy. W końcu, ja także zdałam sobie sprawę, że drogą prowadzi do nikąd, a właściwie do muru. Otaczał on całą przestrzeń. Musiałam się poddać.

-Następnym razem jak zaczniesz biec to daj nam fory - usłyszałam za plecami.

Gwałtownie się odwróciłam, myśląc, że któryś z nich znowu ma ochotę się ze mnie pośmiać i uderzyłam przeciwnika w twarz.
Młody azjata zatoczył się z cichym jękiem, ale na jego twarzy nie było cienia oburzenia.

-Jeszcze się nie przedstawiliśmy,a ty już nas okładasz pięściami? - blondyn teatralnie uniósł brwi i tym razem widziałam u niego prawdziwe rozbawienie.

-Wybacz - zwróciłam się do azjaty, nawet na niego nie patrząc.

-Masz charakterek. Lubię cię - odparł beztrosko.

-Ten tutaj, zaatakowany przez cb to Minho - odparł czarnoskóry, którego wczesniej nie widziałam, wyglądał poważnie i budził respekt - to musiał być ich przywódca - Obok mnie ,Newt. Ja jestem Alby.

Podał mi rękę. Czy tutaj wszyscy tak robią? Tym razem nie odmówiłam i uscisnęłam mu dłoń.

-A ty jesteś...? - ciągnął dalej wiercąc we mnie wzrokiem.

Ja jestem..No właśnie, kim ja jestem? Nic o sobie nie pamiętam.
Moja rodzina, moi przyjaciele, nawet nie pamiętałam jak mam na imię.

-Ja..nie wiem.. - szepnęłam załamana.
Blondyn, ktory był Newtem położył mi rękę na ramieniu.

-Nie martw się, za chwilę sobie przypomnisz. Tak było ze wszystkimi.
Czy pomogło? Może odrobinę. Zyskam imię a o reszcie muszę zapomnieć.

Alby spojrzał wymownie w stronę osady.

- Chodźmy coś zjeść, bo za chwilę będzie ciemno,a musimy ci coś jeszcze pokazać.

Kiwnęłam tylko głową. Skoro chcieli, żebym poznała ich świat wolalam się nie sprzeciwiać, bo jako jedyni okazali mi odrobinę wsparcia.
W milczeniu szliśmy do małego szałasu. Tylko Minho opowiadał Newtowi coś na ucho i obydwaj podśmiechiwali się pod nosem. Już z daleka czuć było rozmaite przyprawy.

- Patelniak się tym razem postarał - mruknął Minho zajmując stolik na rogu.

-Patelniak zawsze się stara, a że ty masz wypaczony smak to nie moja wina - prychnął niezłośliwe Newt i dołączył do niego.

Nie miałam zamiaru do nich dołączać. Inni pewnie pomysleliby, że podlizuje się "szefostwu". Tutaj zdecydowanie nie chcę mieć wrogów.
Usiadłam na drugim końcu pomieszczenia grzebiąc w talerzu, który już na mnie czekał.
Było to mięso o krwistoczerwonym kolorze i sterta zieleniny. W normalnych warunkach nie tknęłabym tego nawet kijem przez szmatę, ale głód zrzerał mie od środka, więc nie miałam wyboru.

- Ale masz apetyt - zagadnął pucułowaty chłopiec o ciemnych kręconych włosach.

Na krótko spojrzałam w jego stronę. Czego się czepia? Jem to jem.

- Mogę się dosiąść? - ciągnął nie patrząc na moje zniecierpliwienie.

- Ogej. - mruknęłam podłapując tekst słyszany od streferów.

- Jestem Chuck.

I znowu ta ręka. Nie chcąc wyjść na nieufną (chociaż taka byłam)podałam mu rękę i uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam.

- Teraz ty jesteś świerzuchem,ale jak na nową to zrobilaś na wszystkich niezłe wrażenie.

Rozsiadł się wygodnie po mojej lewicy. Musiał być przygotowany, że będę go uderzać za kazdym razem kiedy podniose rękę.

- Mańkut, tak? - dopytywał i nawet nie czekał na odpowiedź z mojej strony. Oby tak dalej.

- Pewnie teraz bedziesz słuchać o tym całym labiryncie i tak dalej..Newt cię oprowadzi jak każdego strefera i...

- Czekaj co? - krzyknęłam a połowa jedzacych skupiła się na mnie. - Chuck, co ty powiedzialeś? - powiedziałam ciszej.

- No, labirynt.. - mruknął chłopiec, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

W mojej głowie kłębiło się dużo pytań.
Postanowiłam, że zaczekam z tym do oprowadzania, Newt napewno więcej wiedział.
Skończyłam jeść i podniosłam się zabierając ze sobą talerz.
Nagle poczułam, że ktoś z impetem ma mnie wpada. Talerz (a wlasciwie coś na jego krztałt) wyślizgnął mi się z ręki i pofrunął tam gdzie wzrokiem nie sięgałam.
Zdenerwowana, a raczej zszokowana spojrzałam na zbrodniczą bestię.
Był nim wysoki, muskularny chłopak o chamskiej twarzy.
Miałam mu coś powiedzieć ,gdy nagle poczułam nieznośne pulsowanie w środku głowy. Ból narastał. Zsunęłam się na ziemię trąc bolące miejsce. Newt i Minho poderwali się od stołu by mi pomóc. Alby siedział na miejscu i z powagą przyglądał się wypadkowi.

- Gally, co ty do cholery robisz? - warknął Minho popychając Gally'ego.

Newt kucnął obok mnie i coś mówił. Widziałam tylko ruchy jego warg, bo potworny ból sprawił, że nie było mowy o słyszeniu czegokolwiek.
Nagle coś mi się przypomniało. To był ułamek sekundy. Jedno imię, moje imię!

- Zuzanna! - krzyknęłam na całe gardło ,gdy ból już ustał. - Mam na imię Zuza!

Zaskoczyła mnie reakcja innych. Wstali z siedzeń i żarliwie klaskali. Kolejna codzienna normalność?
Newt pomógł mi wstać.

-W takim razie - Zuza - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.- Teraz mozesz poznać odrobinę naszej tajemnicy.

Byłam szczęśliwa, podobnie jak reszta streferów. Przypomniałam sobie swoje imię, trzeba do uczcić. I w między czasie zdążyłam sobie przyswoić, że nigdy więcej nie powiem nic o sklerotykach. Zapominanie jest męczące.

- Idziesz? - zagadnął Newt wyrywając mnie z zamyśleń.

-Jasne.

-Opowiem ci wszystko co możliwe.- uśmiechnął się życzliwie i wyszedł.

Podążałam za nim z pytaniem, czy dla wszystkich świeżych jest taki sympatyczny?

_______________________

No i mamy kolejny rozdział!
I pomyśleć, że musiałam pisać to dwa razy, bo pewna ofiara (czyt.autorka książki) nie zdążyła zapisać a padł jej telefon. Istna katastrofa, ale spoko, spoko wszystko ogarnęłam :)
Miłego czytania!

Niezniszczalni [TMR] cz.1  Where stories live. Discover now