24

798 49 18
                                    

Dla grobla58 - bo humaniści trzymają się razem!

Perspektywa Newt:

Nie wierzyłem jej. Chciałem jednak to zmienić, ale stanowisko przywódcy postawiło mnie w niezręcznej sytuacji. Byłe prawie pewny, że śmierć Patelniaka była sprawką Zuzy.
Myliłem się.
Głupi, myliłem się.
Szkoda, że zrozumiałem to dopiero teraz, kiedy ludzie D.R.E.S.Z.C.Z.u postanowili zrobić ze mnie żywą przynętę.
Wykorzystają mnie jako wabik na bezbronnych...

***

Siedziałem w swoim domu samotnie studiując plany labiryntu. Papiery walały się wszędzie, ale żaden z nich nie był istotny. Wszystkie informowały o sprawach już oczywistych.
Zmęczony opadłem na krzesło zerkając w stronę okna. Zaczynało się ściemniać.
Moja podręczna latarka już dawno przekroczyła granice wytrzymałości, a wosk z ostatniej świecy sięgał stołu.
Stwierdziłem, że na dzisiaj dam sobie spokój i poczekam do jutra.
Oparłem się łokciami o blat zatapiając twarz w dłoniach. Była jeszcze jedna przyczyna, która sprawiała, że dekoncentrowałem się w pozostałych czynnościach.
Dziewczyna. Inna niż pozostałe. Przekroczyła stereotypy i pokazała abstrakcyjne myślenie.

Nabrałem powietrza chcąc na chwilę odizolować się od tych problemów.
Zgasiłem świecę i skierowałem się w stronę łóżka, gdy nagle usłyszałem obce szepty przy drzwiach wejściowych.
Byłem przekonany, że to Chuck próbuje zrobić mi kolejny kawał. Nie tym razem.
Zdenerwowany z impetem otworzyłem drzwi uderzając osobę za nimi. Jęk, który usłyszałem ani trochę nie przypominał głosu domniemanego strefera. Zdezorientowany wyjrzałem na zewnątrz.
Stał tam chłopak mniej więcej w moim wieku o regularnych rysach twarzy, a jego oczy oddawały pewność siebie oraz karzełkowaty mężczyzna ze zgarbionymi plecami, który trzymał się głowę.
Białe kitle, które mieli na sobie świadczyły tylko o jednym - ludzie D.R.E.S.Z.C.Z.u.
Bez zastanowienia zatrzasnąłem drzwi po czym oparłem się o nie myśląc co dalej robić.
Podrapałem się w skroń szukając racjonalnego rozwiązania, ale znalazłem jedynie pustkę.
W tym czasie nieznajomi zaczęli uderzać pięściami w drzwi.
Starałem się zachować zimną krew, więc resztki rozsądku podpowiadały mi, że trzeba zrobić barykadę. Plany labiryntu sprawnie ukryłem w podłodze, a pustą skrzynię zaciągnąłem pod wejście. Kilka stołków podparło resztę przestrzeni.
Wiedziałem, że to długo ich nie powstrzyma.
Otworzyłem okno po drugiej stronie budynku i ostatni raz spojrzałem w stronę drzwi. Odgarnąłem niesforne kosmyki włosów i już szykowałem się do skoku, gdy czyjaś ręka brutalnie ściągnęła mnie z parapetu.

- Co do purwy? - krzyknąłem, gdy chłopak wygiął mi nadgarstki.

- D.R.E.S.Z.C.Z. stwierdził, że nie jesteś już potrzebny w strefie - odparł wyciągając z kieszeni kitla gruby sznur. - Można powiedzieć, że jesteś bezużyteczny.

Chłopak wzruszył obojętnie ramionami w tym samym czasie splatajac mi ręce.
Później zwrócił się do garbatego:

- Zorientuj się czy przejście jest otwarte. Powinni jeszcze na nas czekać.

Tamten wyszedł trzaskając drzwiami i okrakiem przechodząc pomiędzy porozrzucanymi przedmiotami.

- Oni i tak mnie znajdą. Wszyscy się dowiedzą, że to wy - mruknąłem bezskutecznie się wyrywając.

- Dałbyś spokój. To takie oklepane teksty. - nieznajomy przewrócił oczami grzebiac za czymś w kieszeni.

Wyciagnął z niej małą strzykawkę z zieloną zawartością. Chyba nie miałem tego zauważyć, bo kiedy chłopak zorientował się, że wszystko widziałem szybkim ruchem schował ją spowrotem na dawne miejsce.

Mocnym pchnięciem zmusił mnie wyjścia. Serce przyśpieszyło czując narastające nebezpieczeństwo, ale starałem się, by twarz wyrażała obojętność.
Gdy mijaliśmy próg w odpowiednim momencie szarpnąłem ręce co spowodowało, że chłopak usiłując mnie złapać uderzył bokiem o ścianę.
Mimentalnie boczna kieszeń pokryła się zielonkawą mazią, która sączyła się ze ściany wolno skapując na ziemię.

- No cholera jasna! - wykrzyknął trzymając mnie jedną ręką, zaś drugą wyciagnął doszczętnie rozbitą strzykawkę. - Uważasz, że to takie śmieszne?

- Tak trochę - przyznałem z satysfakcją.

Cień kpiącego uśmieszku przemknął przez moją twarz. Jedyna rzecz dzisiejszego dnia, która zakończyła się sukcesem.

Garbaty człowiek pojawił się w drzwiach. Na widok zielonej mazi teatralnie wzniósł oczy do góry.

- Nowicjusze - skwitował zbytnio się tym nie przejmując. - Musimy się pośpieszyć, mamy mało czasu.

Prowadzili mnie do samej windy. Noc przyszła szybciej niż myślałem, a ich kroki były cichsze od szmeru wiatru, więc streferzy nawet nie dostrzegli, że coś się dzieje.
Garbaty wszedł pierwszy, po nim ja w towarzystwie młodzika. Kraty zsunęły się ze sobą, a opadająca żelazna ścianka szczelnie zamykała windę.

- Uwolnij go - polecił chłopak nonszalancko opierając się o ścianę.

Tamten wykonał polecenie jednym sprawnym ruchem uwalniajac mi nadgarstki.

- Newt, Newt, Newt... - chłopak z dezaprobatą pokręcił głową. - I po co ci to było? Wystarczyłaby odrobina cierpliwości i wszystko byłoby załatwione.

Nagle zebrał się we mnie tłumiony gniew. Bez namysłu chwyciłem go za kitel przyciskając jego ciało do windy. Zaskoczony chłopak nic nie odpowiedział tylko przymknął oczy, jakby spodziewał się ciosu w twarz.
Uświadomiłem sobie, że to człowiek D.R.E.S.Z.C.Z.u i mimo chęci wymierzenia ciosu zostawiłem go w spokoju.

Chłopak poprawił ubranie odchrząkując.

- No, całe szczęście, że zrozumiałeś z kim zadzierasz.

"Ze słabym idiotą bez honoru" - przeszło mi przez myśl, ale wolałem zostawić to dla siebie.

Usiadłem w rogu zginając raz po raz dłonie w pięści. Strefa nauczyła nas, że najlepiej liczyć na siebie, ja jednak byłem jednym z tych odłamów, które jeszcze wierzyły w pomoc przyjaciół.

- Co z nim zrobimy?

Moje uszy zarejestrowały dyskretne pytanie garbatego. Słuchałem więc dalej.

- Dzisiaj pewnie nic, ale jutro spotka się z radą. Ma im dużo do powiedzenia.

- A twój usypiacz? Przecież on teraz będzie widział wszystko. - poskarżył się mniejszy. - Dlaczego ty jesteś takim głupkiem?

Chłopak zmierzył go zabójczym spojrzeniem.

- Rok temu, gdyby nie ja wywaliliby cię na bruk. Więc teraz siedzisz cicho i nikomu ani słowa.

Urażony garbaty odszedł od niego stając teraz bliżej mnie.

- Andy, ludzie rady nam tego nie wybaczą.

Nie wiem dlaczego, ale to imię wydawało mi się wtedy takie znajome.

----------------------------

Mam nadzieję, że nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy (i rozdziału z perspektywy Newta) 😆
Myślę, że wracam do poprzedniego czasu pisania, więc rozdziały będą ukazywały się co tydzień.

No to chyba wszystko i oczywiście do następnego Moje Ameby ^^

Niezniszczalni [TMR] cz.1  जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें