2

2.1K 126 39
                                    

Szliśmy w milczeniu. Po wyjściu z osady, Newt kierował się w stronę łąki. Standardowo jej koniec wyznaczał jeden z murów labiryntu.
Podążałam za nim co chwilę skubiąc trawę, która przybrała barwę wyblaklej zieleni. Nadchodził wieczór. Z poprzedniego życia domyślałam, się, że możemy być w środku lata, chociaż tutaj niczego nie można było być pewnym.

- Długo tutaj jesteś? - zagadnęłam, bo nawet mój oddech coraz bardziej zagłuszał milczenie.

Newt nie zwalniają odpowiedział:

- Około dwóch lat. Pierwszy był Alby a ja miesiąc po nim. To wszystko co widziałaś to głównie jego zasługa.

Wreszcie Newt usiadł na przewróconym drzewie, dając znak, żebym usiadła obok niego.

- Pewnie widziałaś, że utykam? - zagadnął opierając się rękoma o korę.

Nie. Byłam za bardzo zajęta mysleniem, nad tym, jak długo będziemy jeszcze szli w milczeniu.

- Tak.. - mruknełam i skłamałam. - Dlaczego?

Newt uśmiechnął się do siebie.

- Lepiej będzie jeśli porozmawiamy o sprawach labiryntu.

Dobra. To było skomplikowane, ale miał rację. Jeśli chcę się stąd jak najszybciej wydostać, to muszę poznać po części ten świat.

- Widzisz, zesłali nas tutaj. Nikt nie wie dlaczego, ale przypuszczamy, że to jeden wielki test.

Zaczynało się robić ciekawie. Poprawiłam się i całą swoją uwagę skupiałam na Newcie. Swoją drogą miał bardzo ładne oczy...

- Jeśli dowiemy się w jaki sposób labirynt się zmienia...

- Zmienia?

- Każdego dnia w biegają tam tak zwani biegacze. Czyli na przykład Minho.
Badają przesunięcia ścian.

- To czemu nie mozemy od razu pójść wszyscy i chodzić tak długo dopóki nie znajdziemy wyjścia?

Newt potarł skroń i wreszcie spojrzał na mnie. Jego tęczówki lśniły w świetle księżyca.

- To byłoby banalne, dlatego labirynt zamieszkują buldożery.

- Co to jest? - czułam, że wydostanie się stąd staje się coraz trudniejsze.

- Można powiedzieć, że to zmechanizowane byki, ale praktycznie niezniszczalne.

Miał jeszcze coś powiedzieć, ale do moich uszu dobiegł cichy trzask.

- Labirynt się zamyka - szepnął i już go koło mnie nie było.

Biegłam za nim. Chociaż Newt utykał i tak biegł bardzo szybko.

- Czemu? - sapałam próbując go dogonić - Czemu się zamyka?

Newt przystanął, bo zorientował się, że jestem zmęczona.

- Inaczej buldożery dostaliby się do osady - westchnął i chwycił mnie za rękę.

Poczułam pulsujące ciepło.
Newt zwolnił krok cały czas nie wypuszczając mnie z uścisku. Chwała mu za to!
Ciągnął mnie w stronę muru. Ja rozumiałam, że chciał pokazać mi swój świat, ale, żeby ciągnąć mnie TERAZ do labiryntu? O nie! Chociaż... Jest też inna opcja. Może tak bardzo mnie nienawidzi, że ofiaruje mą osobę, na pożarcie buldożercom.
Nie tak sobie wyobrażałam moją śmierć. Tam nie miała mnie zabijać, żadna krowa!

- Newt, nie wiem czy to dobry pomysł.. - odparłam ciągnąć jego rękę w stronę łąki.

Chłopak spojrzał na mnie przez ramię.

- Ogej. Przepraszam, myślałem, że chcesz zobaczyć jak zamyka się wejscie do labiryntu. - zwolnił uścisk i charakterystyczne podrapał się po głowę.

- Czekaj, co? - czyli jednak mnie trochę lubi, cóż, zwykłe nieporozumienie. - Jasne,że chcę.

Newt zmarszczył brwi dając mi do zrozumienia, że pogubił się w moich słowach, z resztą nie on sam.

- To chodźmy - odpowiedział w końcu.

Po chwili znajdowaliśmy się przed murem. Oprócz nas zebrała się jeszcze grupka streferów wgapiona w mur ,jak w złotego cielaka. Ciekawe czy to naprawdę było, aż tak ekscytujące.
W pewnym momencie przeciwległe ściany ruszyły ku sobie z okropnym dźwiękiem, jakby wiele kamieni staczało się z góry. Trwało to może około minuty, ale wystarczyło, żeby zrozumieć, czemu pozostali traktowali to z taką powagą. Dzięki temu nie zaatakują nas buldożery, a z drugiej strony odcinało nas to od (może) jedynej drogi ucieczki.
Nawet nie zauważyłam, że Newt przyglądał mi się badawczo od dłuższej chwili. Gwałtownie odwróciłam się i ruszyłam do osady.
Jak na jeden dzień wystarczy wrażeń.
Newt został jeszcze przy labiryncie kopiąc coś bezmyślnie. Powiedziałabym, że zachowywał się dziwnie, ale za mało go znałam.
Po drodze minęłam szałas Patelniaka. Nie ma mowy o jedzeniu, za dużo strachu się najadłam.
Świeciło pustkami, pewnie wszyscy już śpią..., lub planują jak mnie zabić. Zdecydowanie wolę pierwszą opcję.

- Zuzanna! Hej, Zuza! - szeptał ktoś zza mijanego drzewa.

Podskoczyłam ze strachu i cofnęłam się na bezpieczną odległość. Ten ktoś miał szczęście, że nie użyłam mojego krzyku bojowego (oczywiście nie nazwę tego piskiem).

- Spokojnie, to ja Chuck. - dopiero teraz zauważyłam pucułowatą twarz i krótkie nóżki chłopaka.

- No to, purwa, czemu mnie straszysz? - mruknęłam udając, że otrząsnęłam się ze strachu.

- Alby kazał mi przekazać, że śpisz razem ze mną w tamtym domku - spojrzałam we wskazaną stronę, bardziej przypominało mi to średniowieczną lepiankę, ale postanowiłam darować sobie komentarzy.

- Razem z tobą? - zapytałam głupio.
Chuck zaśmiał się cicho.

- W sensie, u mnie jest wolny hamak. I tym samym wolne miejsce na nowego świerzucha.

- No dzięki. - odparłam uspokojona.

Chuck zaprowadził mnie do nowego mieszkania. Dwa hamaki, jakieś krzesło i prowizoryczna komoda. Wszystko czego dusza zapragnie, w pierwszy dzień.

- Dobranoc - obwieścił Chuck, przewrócił się na drugi bok i tyle go widziałam.

"Dobranoc" - odpowiedziałam w myślach.
Powoli zamykałam oczy, bo dzisiejszego dnia już mam dość.
"Chcę być biegaczem" - odezwał się mój wewnetrzny głos. - "BIEGACZEM"
Taa, ja biegaczem? - ciszyłam go, myśląc, że to przez wycieńczenie zaczynam majaczyć. Nawet jeśli, to z pewnością nigdy nie dorównam Minho.
Kilka minut pozniej, na dobre zasnęłam.

Czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia, wywołując falę dreszczu. Właściwe "dreszcz" już mi się z czymś kojarzył, ale nie mogłam sobie przypomnieć.

- Wstawaj śpiochu! Dzisiaj twój wielki dzień - mówił ktoś wesoło.

Leniwie otwarłam oczy i spojrzałam, kto miał czelność mnie budzić.
        _____________________

Dzisiaj krótko, ale ja to jeszcze wynagrodzę xD

Niezniszczalni [TMR] cz.1  Where stories live. Discover now