87

1.7K 146 13
                                    

Lauren's POV

Zadzwoniłam czterdzieści dziewięć razy. Czterdzieści dziewięć pieprzonych razy. Czterdzieści dziewięć.

Wiecie, ile to sygnałów ? Cholernie dużo.

Zbyt dużo, aby to zliczyć, a ja nie mogę myśleć na tyle czysto, by je policzyć, ale gdybym mogła, byłaby to ogromna ilość pieprzonych sygnałów.

Jeśli dojadę tam w przeciągu następnych trzech minut, planuję wyrwać drzwi frontowe z pierdolonych zawiasów i roztrzaskać telefon Camili, który prawdopodobnie nie wie, jak się odbiera, o ścianę.

Okej, może nie powinnam roztrzaskiwać jej telefonu o ścianę. Może przypadkowo nadepnę na niego kilka razy, nim ekran rozbije się pod moim ciężarem.

Może.

Ona dostanie za to jebany ochrzan, to jest w chuj pewne. Nie rozmawiałam z nią od dwóch godzin, a ona nie ma pieprzonego pojęcia, jak torturujące było ubiegłe pięć. Pędziłam tam, znacznie przekraczając limit prędkości, aby dotrzeć tak szybko, jak się da.

Jest trzecia nad cholernym ranem, a zarówno Camila, jak i Vance z Kimberly, wszyscy są na mojej liście do złojenia. Może powinnam roztrzaskać wszystkie trzy telefony, skoro oni ewidentnie zapomnieli, jak się te cholerstwa odbiera.

Dojeżdżając do bramy, wszczynam panikę, nawet większą niż przez ostatnie pięć godzin. Co jeśli postanowili zamknąć swoją zabezpieczoną bramę ? Co jeśli zmienili kod ?

Czy ja w ogóle pamiętam ten rąbany kod ? Oczywiście, że nie. Czy oni odbiorą, jeśli zadzwonię z pytaniem o kod ? Oczywiście, że nie. Co, jeśli oni nie odbierają, bo coś stało się Camili i zabrali ją do szpitala, nie jest z nią w porządku, a oni nie mają zasięgu i...

Kiedy docieram do podjazdu, brama jest otwarta, co też nieco mnie wkurza. Dlaczego Camila nie włączyła alarmu, kiedy jest tutaj sama ? Kiedy podjeżdżam pod dom, widzę, że jej samochód jest jedynym zaparkowanym przed wielką rezydencją.

Dobrze wiedzieć, że Vance jest tutaj, kiedy go potrzebuję... Jakim pieprzonym przyjacielem jest.

Ojcem, nie przyjacielem. Kurwa.

Kiedy wychodzę z samochodu i podążam w stronę drzwi, mój gniew i niepokój rosną. To, jak ona ze mną rozmawiała, to, jak brzmiała... tak jakby nie miała pod kontrolą swoich własnych czynów.

Drzwi nie są zamknięte, oczywiście, więc przechodzę przez salon i dalej, korytarzem. Dłonie mi drżą, gdy otwieram drzwi do jej sypialni, a moja klatka piersiowa zaciska się, gdy znajduję jej łóżko puste. Nie jest jedynie puste, jest nietknięte, idealnie pościelone, a rogi są ułożone w taki sposób, który tylko ona to robi, i jest to niemożliwe do podrobienia. Próbowałam, ale nie da się pościelić łóżka tak, jak Camz to robi.

- Camila ! – Wołam jej imię, wchodząc do łazienki po drugiej stronie korytarza.

Włączając światło, mam zamknięte oczy. Nic.

Mój oddech zostaje uwolniony jako ciężkie dyszenie i przemieszczam się do kolejnego pokoju. Gdzie ona, do cholery, jest ?

- Camz ! – Krzyczę znowu, tym razem głośniej.

Po przeszukaniu prawie całej jebanej willi, ledwo mogę oddychać. Gdzie ona jest ? Jedynymi pokojami, które zostały, są sypialnia Vance'a i zamknięty pokój na górze. Nie jestem pewna, czy chcę otwierać te drzwi.

Sprawdzę patio i ogród, a jeśli tam jej nie ma, nie mam zielonego pojęcia, co zrobię.

- Karla ! Gdzie ty, kurwa, jesteś ? To nie jest śmieszne, przysięgam... - Przestaję wrzeszczeć, kiedy zauważam zwiniętą kuleczkę na miękkim fotelu.

After Camren - IIIWhere stories live. Discover now