스물둘

7K 1K 203
                                    

Chociaż do pocałunku nie doszło i Jungkook niepotrzebnie nawilżał swoje usta, zarówno on, jak i Taehyung byli zadowoleni z sylwestrowej nocy

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Chociaż do pocałunku nie doszło i Jungkook niepotrzebnie nawilżał swoje usta, zarówno on, jak i Taehyung byli zadowoleni z sylwestrowej nocy. No, prawie.

Wszystko byłoby naprawdę idealne, gdyby nie to, że dwadzieścia minut przed północą, Jungkook spakował do plecaka butelkę bezalkoholowego szampana i niemal siłą wyciągnął Taehyunga z domu, wmawiając mu, że co roku, na placu niedaleko, organizowany jest pokaz fajerwerków (który, swoją drogą, mogliby oglądać z okna sypialni chłopaka).

Już z daleka widać było, że na placu nic nie jest organizowane, jednak Jungkook upierał się, żeby sprawdzić. Taehyung nie wiedział, czego Jungkook spodziewał się zobaczyć, jednak nie stawiał oporu. Zahaczył ramieniem o ramię młodszego i powlókł się za nim niechętnie.

Było ciemno i zimno, ale Jungkook był zdeterminowany pokazać Taehyungowi najlepsze fajerwerki w mieście, dlatego zamiast do domu, zaciągnął go jeszcze w stronę rynku, "bo tam na pewno coś będzie się działo".

- Nie lubię fajerwerków - odezwał się cicho Taehyung, rozglądając nerwowo na boki. Ich miasto nie było znane z gwałtów, morderstw i napaści, ale po co kusić los?

- Czemu? - zapytał automatycznie Jungkook, wypatrujący w ciemności jakichkolwiek śladów życia.

- Kuzyn kiedyś opowiedział mi o kolesiu, któremu petarda wybuchła w ręce i od tego czasu fajerwerki oglądam tylko przez szybę. - Rudzielec westchnął bezgłośnie, wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki. Nie chciał puszczać się Jungkooka, jednak nie mógł ryzykować odmrożenia palców.

- No tak, głupio by było nie mieć i nogi, i ręki. - Jungkook pokiwał głową, jakby dokładnie rozumiał starszego. Taehyung już miał coś powiedzieć, jednak zanim zdołał zebrać słowa, Jungkook zrozumiał swój błąd. - Znaczy, nie-...

- Wracamy? - wtrącił się Taehyung. - Nic tu nie ma.

- Przepraszam, Tae. Nie to miałem na myśli.

- Wiem. - Na potwierdzenie swoich słów, rudzielec uśmiechnął się łagodnie. - Wracamy?

Jungkook wyciągnął z kieszeni telefon, by sprawdzić godzinę. Jasny ekran oślepił go na moment, więc zmrużył oczy, próbując odczytać białe cyferki, zasłaniające częściowo zdjęcie Taehyuga, zasłaniającego się kapturem.

- Za trzy minuty północ - oznajmił. - Nie zdążymy dojść do domu.

- No... no to super - parsknął Taehyung, kuląc się z zimna. - Świetnie to załatwiłeś, Kook.

- Nie moja wina, że nie wiedziałem - bronił się młodszy. - Zawsze miasto coś organizowało.

Za ich plecami rozpościerał się park, chociaż według Taehyunga wcale nie był to park, tylko "zadrzewiony teren, odrobinę za mały, by nazwać go lasem". W parku powinien znajdować się plac zabaw, a w tym za nimi nie było nawet zardzewiałej huśtawki i właśnie dla tego Taehyung odebrał mu tytuł parku.

Skrócenie sobie drogi tymże parko-lasem mogłoby się trzy, przepraszam, dwie minuty do północy, równać ze skróceniem sobie życia. Gdyby Jungkook był sam, pewnie odważyłby się przebiec do domu najkrótszą z możliwych ścieżek, ale dzisiaj miał pod opieką Taehyunga, dla którego nawet zwykłe schody są problemem.

Brunet zawahał się chwilę, a potem chwycił nadgarstek Taehyunga i ruszył w stronę przeciwną do tej, z której przyszli.

- Wrócimy miastem, będzie bezpieczniej - powiedział, bardziej do siebie, niż do Taehyunga. Poprawił paski swojego plecaka i przyśpieszył kroku, praktycznie ciągnąc za sobą starszego.

Pierwsze fajerwerki rozświetliły niebo minutę przed północą i Taehyung poczuł, że zbliża się jego koniec. Prawda była taka, że chłopak nie tylko nie lubił petard. One go przerażały. Sam świst wystrzelanej w powietrze petardy był dla niego sygnałem do ucieczki.

Skręcili w główną ulice, jednak szybko się z niej wycofali. Czerwony dym unoszący się może dwadzieścia, może trzydzieści metrów od nich, był dla nich jak alarm ostrzegawczy. Nie zdążyli się nawet przyjrzeć ludziom, który stali w chmurze dymu. Instynkt podpowiedział im, że lepiej uciekać, niż badać sytuację.

Czuli się, jakby byli jednymi ludźmi, którzy przeżyli jakąś katastrofę, a teraz, zdani tylko na siebie, szukają schronienia.

- Jungkook - odezwał się Taehyung, a jego głos przepełniony był lękiem. - Chcę do domu. Do siebie, do łóżka. Chcę iść spać - mówił, a z każdym słowem wydawał się być coraz bliższy płaczu.

Jungkook nie miał szansy odpowiedzieć, kiedy nagle nad dachami kamieniczek rozbłysnęły setki kolorowych fajerwerków. Taehyung przysunął się do ściany banku, przy którym właśnie się znajdowali, i uniósł głowę do góry, obserwując migoczące światełka. Jungkook zrobił to samo, uśmiechając się pod nosem. Złapał starszego za ramię i powoli zsunął dłoń niżej, aż udało mu się wsunąć swoje palce między palce Taehyunga.

- Przepraszam - mruknął, mocniej ściskając dłoń starszego. - Myślałem, że wyjdzie inaczej.

- Nie szkodzi. - Taehyung pokręcił głową, próbując udawać, że wszystko jest idealnie, chociaż serce podchodziło mu do gardła. - Podoba mi się - skłamał, nie chcąc rozpoczynać roku od krzywdzenia Jungkooka.

Brunet uśmiechnął się szeroko, obejmując Taehyunga ramieniem.

- Szczęśliwego nowego roku.

- Nawzajem. - Taehyung także się uśmiechnął.

- To co, szampana? - zaproponował Jungkook, a starszy tylko pokiwał głową, obserwując, jak młodszy wyciąga z plecaka ciemnozieloną butelkę bez żadnej etykiety.

- Mama mnie zabije - zaśmiał się Taehyung, czekając aż Jungkook poradzi sobie z korkiem. - Ciebie zresztą też. Obiecałem, że będziemy siedzieć w domu.

- Nie dowie się. - Jungkook wzruszył ramionami, ostrożnie otwierając szampana. Odkorkowaną butelkę podał Taehyungowi, który przytknął ją sobie do ust. Kątem oka zerknął na bruneta i wziął większego łyka, pozwalając szczypiącym bąbelkom doprowadzić go do łez.

mr. misty-eyed [taekook] ✓Where stories live. Discover now