Chapter 4.

5K 193 7
                                    

W sumie się spodziewałam, że nie będę lecieć klasą ekonomiczną. Ale kiedy wjechaliśmy na lotnisko i zaparkowaliśmy obok królewskiego odrzutowca trochę odebrało mi mowę.

"Samolot może być gotowy za godzinę" - przypomniały mi się słowa Davida podczas naszej rozmowy.

Tak, jednak mogłam się tego spodziewać.

Nie powiem fajnie było. Fajne było to, że nie musiałam tracić czasu na tą całą odprawę itd. Fajne było to, że samolot był wyposażony w ogromne telewizory, Fajne było to, że miał na swoim pokładzie normalną sypialnię, a w karcie dań było chyba wszystko, ale niestety nie po korzystałam zbytnio z tych udogodnień, ponieważ jakieś 15 minut po starcie najzwyczajniej w świecie usnęłam. Obudził mnie dopiero Wright mówiąc mi, że za chwilę lądujemy. Więc chyba lepsze byłoby stwierdzenie "Fajnie było(by)".

Kiedy wyszliśmy na płytę lotniska, wtedy ogarnął mnie cały ten stres. Byłam już na terytorium Wielkiej Brytanii. Nie mogłam teraz stchórzyć. Ale bałam się jak cholera. A co jeśli on mnie nie polubi? Nie jestem jakaś specjalnie miła, za szybko ulegam emocjom, a mama mówiła, że mogę być dla niego tylko opcją. To mogłoby mnie zdenerwować, a wtedy nie będzie przyjemnie.

Pod lotnisko przyjechały po nas trzy samochody.

- Ochrona. - wytłumaczył David.

Całą drogę siedziałam jak na szpilkach. Próbowałam przytłumić swoje zdenerwowanie oglądając ulice Londynu, ale niestety nie za wiele mi to dało. Po około pół godziny byliśmy u celu.

- Nie martw się. - odezwał się w końcu Wright. - on na prawdę jest w porządku.

- Jasne - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, patrząc niepewnie na ogromny budynek przede mną. - Dobrze miejmy to juz za sobą.

Weszliśmy do środka i zaczęliśmy spacer przez labirynt korytarzy. Co jakiś czas widziałam ludzi z obsługi lub różnych ważniaków w garniturach. Ja z całą pewnością nie pasowałam tutaj w swoich dżinsach. Większość ludzi uprzejmie witała się z Davidem, a mi przyglądali się uważnie i od czasu do czasu jedynie starałam się delikatnie uśmiechać i kiwać głową kiedy ktoś już przesadzał z tym wgapianiem się we mnie. Dodatkowo skupiałam się na oglądaniu bogatych wnętrz Buckingham. Nie powiem, było na prawdę pięknie.

- jesteśmy na miejscu. - usłyszałam w pewnym momencie i od razu zrobiło mi się gorąco. O ja cie, wreszcie go poznam. 

- Wejdziesz ze mną? - spytałam drżącym głosem.

- Nie, ale będę tu na Ciebie czekał. Spokojnie. Weź głęboki oddech, policz do dziesięciu i lecisz. To tylko rozmowa. - powiedział z miłym uśmiechem na twarzy, zrobiłam jak kazał i o dziwno pomogło. Wyprostowałam się i zapukałam trzy razy.

- Proszę - o mamusiu! To mój tata! Powoli otworzyłam duże drewniane drzwi.

- Dzień dobry. - powiedziałam nie wiedząc czy mam się ukłonić czy co, bo w sumie to on nie jest moim władcą, ale biło od niego takie... nie wiem jak to nazwać, ale nogi same się uginały.

Kiedy weszłam, stał przy oknie. Był wysoki, wyglądał dokładnie tak samo jak w telewizji. Siwe włosy. przenikliwe niebieskie oczy, takie same jak moje. I ten władczy wyraz twarzy. Ale kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się serdecznie.

- Witaj Chloe. Miło mi cię wreszcie poznać. - miał głęboki głos. Podszedł kilka kroków i zachowując odpowiedni dystans wyciągnął w moją stronę rękę na powitanie, którą przyjęłam.

- Chciał pan ze mną rozmawiać. - w sumie to nie wiedziałam co powiedzieć i tylko to przyszło mi do głowy. Nie zaplanowałam tego wszystkiego, nie przygotowałam się. Mimo wszystko chyba liczyłam na jakaś katastrofę lotniczą czy coś.

Royal • HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz