Chapter 31

3.3K 129 34
                                    


  Przejechałem przez wszystkie miejsca,
W których się spotykaliśmy i upijaliśmy
Myślałem o naszym ostatnim pocałunku
Jak to było, jak smakowałaś
Nawet jeśli wszyscy oni
Mówią mi, że dobrze sobie radzisz
Czy jesteś gdzieś czując się samotną
Czy czytasz te, które ja tobie napisałem?
Czasami zastanawiam się,
Czy to było tylko kłamstwo?
Jeśli to co mieliśmy było prawdziwe,
Jak możesz sobie radzić?
Bo ja w ogóle sobie nie radzę

Pamiętam ten dzień, kiedy powiedziałaś, że odchodzisz
Pamiętam makijaż spływający po twojej twarzy
I marzenia, które za sobą zostawiłaś, nie potrzebowałaś ich
Tak jak każde życzenie, które kiedykolwiek złożyliśmy
Chciałbym obudzić się z amnezją
I zapomnieć o tych głupich małych rzeczach
Takich jak sposób, w jaki się czułem zasypiając koło ciebie
I wspomnienia, przed którymi nie mogę uciec
Bo ja w ogóle sobie nie radzę

Te zdjęcia, które mi wysłałaś
Wciąż są w moim telefonie
Przyznaję, że lubię na nie patrzeć, przyznam, że jestem samotny
I wszyscy moi przyjaciele wciąż pytają
Dlaczego nie ma mnie w pobliżu
To boli, wiedzieć, że nie jesteś szczęśliwa
To ciężkie, słyszeć twoje imię
Kiedy nie widziałem cię tak długo
To tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło,
Czy to było tylko kłamstwo?
Jeśli to co mieliśmy było prawdziwe,
Jak możesz sobie radzić?
Bo ja w ogóle sobie nie radzę*

Czytałam ten tekst milion razy. Na początku miałam ogromną ochotę zgnieść kopertę z listem w środku, ale wiedziałam, że nie dam rady. Samo jego pismo wywołało u mnie kolejną falę płaczu. To była piosenka. Napisana przez Luke'a. 

Tyle, że wiedziałam, że to niczego nie usprawiedliwia. Zabawił się mną. Nie zdziwiłabym się gdyby to była jego kolejna próba oszukania mnie. Myślałam, że znam tego człowieka. 

- Chloe! - krzyk mamy oderwał mnie od czytania po raz kolejny słów napisanych przez Hemmings'a. 

- Tak mamo? - zapytałam schodząc po schodach do kuchni. 

- Jadę na ostatnie zakupy. Mogłabyś przypilnować kaczki? Za półgodziny musisz ją wyjąć z piekarnika.

- Tak jasne. 

Jutro są święta. Co roku spędzaliśmy je w domu brata mojej mamy, ale z mojego powodu byłyśmy zmuszone zostać u siebie. Namawiałam mamę, żeby pojechała beze mnie, ale ona uparła się nie zostawiać mnie samej. 

Spojrzałam na zegarek i ustawiłam minutnik, żeby nie przypalić pieczeni. Byłam w połowie schodów kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to na sto procent nie mama, ona ma swoje klucze i nie pukałaby do swojego domu.

- Chloe wiem, że tam jesteś! Musisz być! 

Nie, to nie może być prawda. Na dźwięk tego głosu zbiegłam szybko na dół i otworzyłam drzwi rzucając się na mojego gościa.  

- Mia! - Krzyknęłam i mocno ją przytuliłam, ale ona odepchnęła mnie od siebie. 

- Ty głupia, pieprzona idiotko. Żadnego znaku życia, wiadomości, nic. Cały świat cię szuka, a ty chowasz się jak dziecko. Czy ty chociaż przez chwilę pomyślałaś o tym jak ja się z tym czuję?!

Z każdym jej słowem dostawałam cios z otwartej dłoni w różne części ciała, a kiedy skończyła krzyczeć rzuciła się na mnie, mocno do siebie przyciskając.

- Zamartwiałam się na śmierć. Ale wiedziałam, że nie zostawiłabyś mamy samej w domu na święta.

- Przepraszam Mia, że nie zadzwoniłam. Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. W sumie nadal nie mam. 

- Może najpierw porozmawiaj z nim? - zapytała Mia, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że kilkanaście metrów dalej na podjeździe stoi oparty o samochód Luke. 

Royal • HemmingsWhere stories live. Discover now