Rozdział 1

1.3K 74 7
                                    

Zemsta jest teraz moim priorytetem. Resztka osób, która została w gangu kiedy się dowie co oni zrobili będzie jej pragnąć tak samo jak ja , o ile nie bardziej. Heh chyba jesteśmy mściwi. Ale kto by się dziwił, w tych okolicznościach? Budzę się zalana zimnym potem, ten sen był bardzo krótki i do tego wiele razy budziłam sie z krzykiem przerażenia spowodowanym wspomnieniem martwego Sheyna. Znowu wdech i wydech, muszę się uspokoić. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył uznałby że jestem chora na astmę, a opinia histeryczki nie jest mi do niczego potrzebna. Spoglądam w dół i zauważam wczorajsze ubrania, świetnie, nie przebrałam się. Moje usta układaja się w wyraz obrzydzenia. Wzdycham z rezygnacją wiedząc, że muszę wykonać wieczorną toaletę rano. Z szafy wyciągam szarą bluzkę z napisem "Life is brutal" (ten tekst jest bardzo trafny odnośnie mojego życia) i czarne rurki. Dobra jeszcze tylko szare botki i mogę wychodzić - myślę patrząc na swój strój. Rzucam szybkie spojrzenie w lustro... i staje jak wmurowana. Z przerażeniem stwierdzam, że wyglądam jak siedem nieszczęść i mam wory pod oczami!

-Muszę się umalować, nienawidzę się malować!! - jęczę zdruzgotana. Wyciągam make-up klnąc pod nosem na te głupie wory. Ale jak to mówiła moja mama: " Żeby być pięknym trzeba cierpieć". na samą myśl o niej łzy stają mi przed oczami. Zachowaj pozory, bo nie ważne jak zdruzgotana jesteś nie możesz dać po sobie tego poznać, karci mnie moja podświadomość za krótką chwilę słabości. Muszę powiedzieć, że ostatnio całkiem nieźle sie dogadujemy, co podchodzi pod cud, więc nie chcę tego popsuć. Po nałożeniu kilograma tapety (aż tyle było potrzebne by zakryć sine wory) i "artystycznym" rozczochraniu włosów wychodzę z domu, nie zapominając o dokładnym zakluczeniu drzwi. Ostrożności nigdy za wiele. Udaje się w stronę opuszczonej fabryki (czego fabryki to nawet najstarsi mieszkacy miasta nie pamiętają). Jej widok budzi mój niepokój, a w nocy nawet strach, eh co ja gadam ona jest przerażająca bez względu na porę dnia. Upewniam się, że nikt mnie nie śledzi i wchodzę przez ogromne, zardzewiałe drzwi, które niemiłosiernie skrzypią. Krzywię się na ten okropny dźwięk. Na mój widok wszyscy zebrani w środku zatęchłego pomieszczenia gwałtownie milkną. Pewnie spowodował to szok iż ostatni raz widzialam ich prawie rok temu, kiedy postanowiłam zrezygnować pomimo tego, że byłam przywódcą, ich szefem, a oni strasznie nalegali bym tego nie robiła. Od tamtego czasu nic, a nic się nie zmienili - stwierdzam zdziwiona, bo byłam przygotowana na to, że ich nie rozpoznam. A drugie, co nimi tak wstrząsnęło na mój widok? To to, że obcięte w ten sposób włosy miałam dawno temu, kiedy jeszcze tworzyłam ten gang, dopiero poźniej po poznaniu mojego Sheyna postanowiłam je zapuścić. Trzeci oczywisty powód to mój tatuaż, który swoją drogą zdziwił ich najbardziej, przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Zawsze byłam przeciwna takim rzeczą tak samo z piercingiem. No, bo po co tak niszczyć swoje ciało, myślałam kiedyś, teraz to nabrało dla mnie sensu.

- Wrociłaś. Więc to prawda, skurczybyki zrobiły to, będzie wojna! Zemścimy się, obieuje Ci, a wiesz, że nie rzucam słów na wiatr! - krzyknąl Jo, nasz opanowany, kochany Jo, oaza spokoju. Mogłeś napluć mu na buty, a nawet nie podniósł by głosu. Byłam tak bardzo naiwna sądząc, że nic się nie zmieniło. Zmieniło się bardzo wiele tylko nie z wyglądu, a z wewnątrz. Mogę mieć tylko nadzieję, że te zmiany nie wyszły na gorsze, a nawet jeśli, że można je naprawić.        

 ~Tadam! Oto nowy rozdział, mam nadzieję, że sie spodoba. Wiem, wiem nadal jest krótki, ale postaram się to zmienić albo dodawać często krótkie ;) Dziękuję wszystkim za przeczytanie :*** Kocham was <33 A i jeszcze: Tościku nadal jaram się twoją przecudną okładką :D  ~

Zachować PozoryWhere stories live. Discover now