Rozdział 4

720 49 6
                                    

Wyłaniająca się sylwetka jest coraz bardziej wyraźna, jej kontury się zaostrzają. Widzę twarz. To twarz Conora. Nabieram powietrza, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymywałam oddech. Moje nogi są jak z waty, czułam że zaraz zemdleję. Gdyby nie silne ręce chłopaka już dawno miałabym bliskie zbliżenie z podłogą. Jetem mu ogromnie wdzięczna, dzięki niemu nie leżę w szkarłatnej kałuży, która wyciekła z lodówki. Conor podniósł rękę i delikatnie, opuszkami palców otarł łzy, które spływały po moich policzkach. Nawet nie wiedziałam, że płaczę.

- Cii, ciii. Spokojnie już nic ci nie grozi - powiedział łagodnym tonem głosu. Od razu stałam się spokojniejsza. Chciałam mu podziękować, powiedzieć ile dla mnie znaczy ten gest, ale nie mogłam wydusić żadnego słowa. Jestem taka zmęczona, powieki zaczynają mi ciążyć i powoli opadać. Aż w końcu nie widzę nic oprócz bezwzględnej ciemności. Podejrzewam iż zemdlałam, a raczej to stwierdzam. Gdy tylko się obudziłam próbowałam otworzyć oczy,  za nic nie chciały się posłuchać. Ale ja nie poddaję się tak łatwo i próbuję, aż mi się uda, co trwało dobre kilkanaście minut, ale jednak. Kidy tylko zauważam czyjeś ręce spinam się w przerażeniu. Gałki oczne mam tak wytrzeszczone, iż dziwę się, że jeszcze nie wypadły. To ramiona Conora oplatają moja talię, zauważam zdziwiona. O Boże! Do niczego nie doszło, prawda?! Mam nadzieję, że nie, to byłaby bardzo niezręczna sytuacja. Ukradkiem spoglądam na swoje ciało. Ufff na szczęście jestem w ubraniach, więc nic nie zaszło.

~CONOR POV'S~

Ledwo się przebudzam i już zalewa mnie fala wspomnień, ale jedno nie daje mi spokoju - dlaczego Eve zemdlała z przerażenia? Ona zawsze jest taka silna, nigdy nie dałaby po sobie poznać strachu, albo jakiejkolwiek słabości, nawet tej najmniejszej. To musiało być na prawdę okropne, skoro spowodowało taką reakcję. Ale wiem jedno : jak straszne by to nie było nie zostawię jej samej i zrobię wszystko co w mojej mocy by jej pomóc. Dlaczego? Pytam się wściekle - DLACZEGO MI TAK ZALEŻY? Jestem wściekły, wściekły na siebie, na nią. Za co?! Za to, że poczułem miłość, zakochałem się...

~EVE POV'S~

- Ekhm... to ja może pójdę się przebrać - powiedziałam zmieszana do całkiem przytomnego już chłopaka, który słysząc niepewność w moim głosie uśmiechnął się łobuzersko pod nosem. Czyżbym sprawiła mu radochę swoim zachowaniem, myślę oburzona. Niech się nie martwi, zaraz zetrę mu ten uśmieszek z twarzy. Teraz to ja się chytro uśmiecham. Wychodzę do łazienki i znowu to samo - wspomnienia poprzedniej nocy wracają: krew lejąca się z lodówki, odór zepsutego mięsa, wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i najgorsze to te przerażenie, którego nie mogłam się pozbyć . Wszystko to wróciło, muszę się uspokoić, zanim ten strach weźmie górę. Wdech, wydech. Muszę pomyśleć o tabletkach na uspokojenie, jak nic "Meliski" by się przydały. Już odświeżona wychodzę z toalety. Conor wstał i przyzwał mnie ruchem ręki. Gdy podeszłam spytał poważnym tonem:

- Dobra, teraz powiedz co lodówka robi na ziemi. I na miłość Boską czemu tu tak wali?!

- Lodówka postanowiła przytulić podłogę, bo wydawało jej się, że jest smutna - przewracam oczami na tak głupie pytanie. - Jasne, że nie wiem, ale podejrzewam, że dowiemy się kiedy stawimy ją do pionu. Ruszyliśmy w stronę kuchni. Zatrzymałam się w progu, śmierdzi jeszcze gorzej niż wczoraj! Potrząsnęłam głową skupiając się na podniesieniu lodówki. Przeszliśmy nad zaschniętą kałużą szkarłatnej cieczy i na trzy złapaliśmy chłodziarkę, ciągnąc ją w górę, w stronę pionu. Po paru próbach cel został osiągnięty. Westchnęliśmy z ulgą i zadowoleniem. A teraz czas rozwiązać tajemnicę czerwonej substancji. Nie pewnym ruchem otwieram drzwiczki. Okropny odór staje się coraz bardziej intensywny, wręcz nie do zniesienia, smród jest tak obrzydliwy, że aż rozbolała mnie głowa. Uchylam dotychczas zamknięte oczy i ... staje jak wryta. Przed sobą widzę odciętą głowę czarnego konia. A koło niego kartka z wierszem, po którą sięgam drżącą dłonią. To jakiś pieprzony Ojciec Chrzestny czy co, moja podświadomość się burzy. Czytam na głos:

- "Drewniana scena, kurtyna utkana z krwi nieposłusznych. Spalony las oczu zalany szarością popiołu. Otworzyła usta. Nowy ognik pojawił się w gaju. Strach napłyną falą ołowianych chmur. Obietnica wolności zgasła jak srebro gwiazd przyćmione porankiem*. Twój W." - pod koniec listu głos mi się załamał i drugi raz ukazałam słabość płacząc przy kimś. Conor wziął mnie w ramiona i po raz kolejny  zaczął pocieszać: - Hej, będzie dobrze. Znajdziemy tego dupka i zemścimy się za to co zrobił. Nic się nie martw - choć wiedziałam, że to nie prawda zrobiło mi się dużo lepiej. Stojąc tak i wtulając się w jego ciepły, umięśniony tors czułam, że wszystko będzie dobrze, czułam się bezpieczna. Teraz zrozumiałam, zakochałam się, choć nie powinnam...

*Fragment wiersza Kamili Kąkolewskiej "Wolność"

Zachować PozoryWhere stories live. Discover now