Rozdział 11

400 38 9
                                    

Ten głos. Gdzieś już go słyszałam... Tylko gdzie? Nie wiem, głowa nadal mnie boli. Myślenie w tym stanie jest niemożliwe i strasznie męczące. Ten facet to wysoki, brązowooki blondyn. Ma strasznie duże oczy, jak Bambi. To byłoby słodkie, gdyby nie uwięził mnie w ciasnym pokoju z tykającą bombą zegarową, która ma mnie rozwalić. Poprawka NAS, zapomniałam doliczyć Cartera. Szkoda, że nie da się zabijać wzrokiem. Wtedy byłabym tego mistrzynią. Ale nie można mieć wszystkiego.

- Kim jesteś, dupku?! Powiedz, żebym mogła cię znaleźć i zabić! - krzyknęłam.    

- Och, jakie miłe przywitanie, Evelyn. Skoro tak ślicznie prosisz to ci odpowiem. Jestem William Fatum - odpowiedział przybierając bezczelny, sarkastyczny uśmieszek. 

- Czego ode mnie chcesz? - wolno i wyraźnie akcentowałam każde słowo, by zrozumiał, bo nie wydaje się być typem inteligenta.

- Hmm, niech pomyśle... Zrujnowałaś mi życie, więc chcę zemsty, no i do tego jesteś ładna. Lubię dręczyć ładne dziewczyny - powaga, całkowita, najprawdziwsza powaga - to to co usłyszałam w jego głosie i dostrzegłam na twarzy.

 Usilnie próbowałam przypomnieć sobie kim on jest, co mogłam zrobić, żeby aż tak go rozgniewać i popchnąć do takich czynów. Ale nic nie przychodziło mi do głowy, zupełna pustka. Niepewna spytałam cicho, niemal szeptem:

- Co takiego ci zrobiłam, że tak zajadle się mścisz?

- CO?! TY SIĘ MNIE JESZCZE O TO PYTASZ?! ZRUJNOWAŁAŚ CAŁE MOJE ŻYCIE! Razem ze swoimi koleżkami zabiłaś mi ojca, przez co matka popadła w alkoholizm. Miałem czternaście lat i zostałem żywicielem rodziny, opiekowałem się młodszą siostrą i bratem.  Wychowałem ich i broniłem przed matką, która w pijackim amoku katowała własne dzieci. Myślisz, że jak na nas zarabiałem? Jakąś legalna, przyjemną robotą ze stałymi godzinami pracy? Jasne, że nie, choć próbowałem nikt nie chciał mnie przyjąć, a musiałem w coś ubrać rodzeństwo i kupić książki, zapłacić rachunki. Wpakowałem się w nielegalne interesy, żebrałem, kradłem, obstawiałem nielegalne walki. Robiłem wszystko, by zarobić. Wszystko i to przez ciebie.

Zabrakło mi słów, byłam wstrząśnięta. Przypomniałam sobie skąd go znam, a raczej do kogo jest podobny. Od tej historii nie mogłam się uwolnić przez długi czas...

- Posłuchaj mnie uważnie. To było wtedy, kiedy miałam dziewiętnaście lat i dopiero co założyłam gang. Pierwsza akcja, którą przeprowadziliśmy to odzyskanie porwanej przyjaciółki. Twój ojciec był zamieszany w narkotyki, handel żywym towarem i wiele innych, a także szefował owej mafii. W noc przed wywozem dziewczyn zrobiliśmy zasadzkę i uratowalibyśmy przyjaciółkę bez komplikacji i ofiar śmiertelnych, ale ktoś otworzył ogień i wybuchła strzelanina. Umarł twój ojciec i inni zarówno z mojego jak i jego gangu. To nie było zamierzone - opowiedziałam to tonem spokojnym,a wyraz twarzy starałam się mieć przez cały czas uspokajający . 

Teraz go zatkało. Jest jeszcze nikła szansa, że mnie wypuści i daruje życie. Ale całym sercem w to wątpię. Jedno pytanie dręczy mnie od samego początku: co tu robi Carter? Na pewno nie był zamieszany w tą sprawę przed laty. Czym zawinił? W jaki sposób podpadł Williamowi? Cholera, tyle niewiadomych.

- Myślisz, że się nabiorę na twoją ckliwą opowiastkę? Mówisz, że jesteś niewinna, a prowadzisz własny gang. Dziwne, prawda? O ile wiem gangi, mafie i inne tego typu są nielegalne, czyli po prostu złe. A ty dalej utrzymujesz swoją dobroć i wielkie serce. Przejrzyj na oczy kobieto, jesteś żałosna i pójdziesz do piekła. Ale skończmy już o tobie, bo biedny Carter poczuje się zapomniany i opuszczony! - uśmieszek grający na jego ustach był przerażający, ton głosu co najmniej zatrważający, zaczynam odczuwać coraz to większy strach.  

- Ja jestem dużo lepsza od ciebie! Staramy się pomagać ludziom, rozbijamy gangi, uwalniamy żywy towar z niewoli i robimy wszystko, by ratować tą norę! Jesteśmy jak policja, tylko robimy to co jest słuszne, a nasze zasady są... elastyczniejsze. A ty co zrobiłeś? Założyłeś bombę i starasz się zabić dwoje ludzi w ramach zemsty? To jest żałosne drogi Williamie, nie to co robię ja, lecz to co czynisz ty.

 Dobra, wkurzyłam go bardzo mocno. Pewnie zaraz wybuchnie i nici z wypuszczenia nas, a czas cały czas ucieka. Taki cenny, a mamy go coraz mniej.

- Skoro jesteś taka mądra to rozbrój tą bombę, Carter na pewno ci pomoże, suko.

Rozłączył się! Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! Rozłączył się i nazwał mnie suką, co to ma być?! Jak ja nienawidzę takich mężczyzn! Uch, aż mam ochotę zostać feministką. Jeden rzut oka na ładunek wybuchowy wystarczył, bym spanikowała. Zostało nam trzydzieści minut!

Zachować PozoryWhere stories live. Discover now