Rozdział 13

345 26 4
  • Dedicated to Dla was!
                                    

- W prawo! Może ich zgubimy...- powiedziałam z największą dawką spokoju, na którą było mnie stać w tej chwili.

- Ale tam jest ślepa uliczka! - krzyknął przerażony.

- Kurwa, mówię, że w prawo! Uwierz mi wiem co zrobić - nie wytrzymałam i też się wydarła. Czy on twierdzi, że po tym wszystkim na prawdę chcę nas zabić?

- Jeżeli nas zamkną pożałujesz... - próbował zagrozić, troszku nieudolnie.

- Zamknij się i skręcaj, bo sam pożałujesz!

Mocne szarpnięcie oznaczające ostry zakręt sprawiło mi wielki ból nie tylko w nodze, a w całym ciele. Carter przyspieszał coraz bardziej, starając się zgubić pościg policyjny. Tak, powiedziałam policyjny, ponieważ gdy jechaliśmy drogą, ten idiota zamiast posłusznie zatrzymać się na czerwonym świetle dodał gaz do dechy, a na nasze nieszczęście patrol stał na tyle blisko, by widzieć całe zdarzenie. Zajebiście nieprawdaż? Dopiero co uciekliśmy psychopatycznemu Williamowi, dopiero co uniknęliśmy śmierci przez wybuchnięcie, dopiero co byliśmy z tego powodu w cholerę szczęśliwi. Ugh jak ja nienawidzę losu, przeznaczenia i życia i innych! Jak można mieć tak spaczone poczucie humoru?! A może oni po prostu mnie nie lubią...? Wyjrzałam przez przednią szybę. Wielki szary mur - to to ujrzałam przed nami. Szkoda, że będziemy musieli to zrobić...

- Przyspiesz- rozkazałam z grobową miną pozbawioną wszelakich emocji.

- Co?! Pojebało cię?! Rozbijemy się! Umrzemy! Rozkwasimy na kwaśne jabłko!- w panice zaczął krzyczeć na cały głos.

- Och zamknij się i rób to co mówię! - bardzo wkurzona i podirytowana też podniosłam głos, ale nie tak bardzo i nie płaczliwie jak on, lecz ostro, może nawet groźnie. 

- Ale... - przerwałam mu te gorzkie żale.

- R Ó B - T O - C O - M Ó W I Ę - cicho, lecz dokładnie zaakcentowałam każde słowo dodając tym sposobem grozy, w moich oczach malowała się nieodparta chęć mordu.  O ile to możliwe chłopak wystraszył się jeszcze bardziej i bez wahania wykonał moje polecenie. Maksymalnie rozpędzony samochód wjechał w niewinny mur, burząc go na drobne kawałki. Jaka szkoda. Gdy tylko pył osiadł na ziemi ujrzeliśmy przed sobą leśną gęstwinę. Panujący dookoła mrok znacznie upraszczał nam ucieczkę. Wreszcie jakieś dobre wieści. Carter zgrabnie manewrował pomiędzy drzewami, tylko raz po raz się o nie ocierając. Właściciel samochodu na pewno nie będzie uszczęśliwiony tym widokiem... Zostawię mu trochę pieniędzy w schowku na pocieszenie i rekompensatę. Las zaczął się rozrzedzać, by pokazać piaszczystą drogę, wijącą się, aż do głównej ulicy.

- Ta szosa, przed nami, to nią masz cały czas jechać, aż dotrzemy do głównej, później pójdzie jak z płatka - nie odpowiedział, tylko skinął głową na znak, że zrozumiał. Chyba jest jeszcze w szoku spowodowanym tym, iż nie jestem zwykłą, przestraszoną dziewczynką. Nie dotarł do niego fakt, że mam pod sobą gang. Jestem jego przywódczynią. Jestem jego założycielką. Światła lamp ulicznych wyraźnie odznaczały się wśród ciemności panującej w  lesie. Zachwycający widok, jakby ktoś, nie wiadomo kto umieścił nowe gwiazdy na niebie. Takie piękne i lśniące. Zwolnić. Powinniśmy zwolnić, by nie zwracać na siebie uwagi kolejnego patrolu policjantów. Nie zwracać uwagi, eh, to będzie trudne zważywszy na fakt, iż nasz samochód jest cały skasowany i pokryty resztkami nieszczęsnego muru. Jedyne pocieszenie to to, że wcześniej nie był dużo ładniejszy. 

- Zwolnij, żebyśmy znów nie musieli uciekać - posłusznie zwolnił do prawidłowej prędkości, lecz dalej nie odpowiadał. Wkurzające. Dobrze, że już niedaleko inaczej zwariowałabym nie tylko z bólu. Wyjechaliśmy na całkowicie opuszczoną drogę, jak dobrze, nie będziemy przyciągać ciekawskich spojrzeń. Cały czas jechaliśmy prosto, nie natykając się na żadne auto, przyszedł czas na zakręt.

- Za chwilę będzie rozdroże, skręć wtedy w lewo. Później w prawo i małe okrążenie wokół dzielnicy z pozamykanymi, przeznaczonymi do wyburzenia budynkami i będziemy na miejscu - wytłumaczyłam drogę do bazy mam nadzieję, że wszyscy tam będą.

- A co z samochodem? Bezpieczniej byłoby zostawić go w jakimś rowie, lub coś...- wreszcie się odezwał! Niepewnie, ale odezwał. 

- Nie, schowamy samochód za budynkiem tak, by nikt go nie dostrzegł, a potem odwieziemy na miejsce i zostawimy trochę kasy dla właściciela - spokojnie wytłumaczyłam.

- Yhym, tak tez można zrobić - zgodził się niechętnie. Właśnie skończyliśmy okrążać wszystkie budynki, czas udać się do właściwego.

- Ten - wskazuję palcem szarą placówkę nieróżniącą się od innych - wjedź tam - skinął i zakręcił na wąski podjazd. Och, moje ciało znów daje się we znaki, tylko teraz jeszcze mocniej. Kiedy stajemy przed budynkiem kręci mi się w głowie, zaczynam widzieć mroczki. Carter pomaga mi wysiąść, gdy nagle nogi uginają się pode mną i mdleję. Znowu...

Zachować PozoryWhere stories live. Discover now