Rozdział 16

250 24 10
  • Dedicated to Dla smutnych
                                    

Telefon Eve zawibrował. Przyszła wiadomość...

"Teraz mi uciekliście, ale to nie znaczy, że was nie znajdę. Droga Evelyn, zemsta prędzej czy później i tak cię dosięgnie..."

... od tego dupka Williama. Koleś działa mi na nerwy. Już od tygodnia wysyła te chore sms. Dobrze, że zabrałem jej telefon, oczywiście ona nie wie, że go mam i myśli, iż wypadł jej podczas porwania. A prawdą jest to, że "pożyczyłem" go jeszcze przed tym. Nie jestem złodziejem, skądże znowu! Po prostu chciałem zataić przed nią te wiadomości i przy okazji nabluzgać temu gnojkowi. Wszystko dla jej dobra! Lecz oczywiście wszystko spartaczyłem. Gdybym nie zabrał jej tej pieprzonej komórki moglibyśmy namierzyć ją dużo prędzej. Najpierw myśl potem rób - bardzo dobra rada, do której muszę zacząć się stosować. Chociaż gdybym tego nie zrobił oni, by wzięliby ten telefon i nie oddali, więc na jedno wychodzi. Eh, jakie to wszystko głupie... Rozmyślania przerwał mi dźwięk przekręcanego kluczyka, a następnie otwieranych drzwi. Dziwne, tylko Eve i Joe mają klucze od mojego mieszkania, a żadnego z nich się nie spodziewam. Sięgnąłem za koszulę na plecach, gdzie schowany miałem pistolet, ostrożnie, bez najmniejszego szelestu wstałem z sofy i zaczaiłem się za ścianą oddzielającą salon od korytarza. Z bronią  gotową do oddania śmiertelnego strzału wyjrzałem, by nakryć włamywacza na gorącym uczynku. Zawiodłem się strasznie, gdy okazało się, iż na korytarzyku był Joe, a nie żaden zbir. 

- Chłopie, jeżeli nie będziesz uprzedzał mnie przed swoimi odwiedzinami kiedyś w końcu cię postrzelę! - schowałem broń za koszulę i złożyłem palce w niby - pistolet udając, że celuję i strzelam prosto w serce przyjaciela, który złapał się za "postrzelone" miejsce, a następnie ciężko oparł na ścianie. Wybuchliśmy śmiechem, a następnie poszliśmy do salonu. Niedbale rzuciłem się na kanapę, a Joe usiadł na fotelu, jego mina zupełnie nagle stała się poważna, na ten widok usiadłem prosto i zapytałem:

- Stało się coś?

- Nie, ale muszę z tobą porozmawiać na pewien temat...

- A mianowicie? - zapytałem unosząc brwi w zdumieniu.

- Evelyn, o niej chciałem pomówić.

- Co z nią? Stało się coś? - wypytywałem zmartwiony wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. 

- Nie, wszystko jest w porządku. Przyszedłem, by pogadać o tym co do niej czujesz. Conor, wiem, że ją kochasz..

- Wcale nie! - przerwałem mu oburzony. - Nie mogę jej kochać. Jest moją przyjaciółką.

- Kogo ty oszukujesz? Chyba tylko samego siebie. Con, to widać jak na dłoni. Kochasz ją. 

- Nie mogę, Joe, nie mogę jej kochać - powiedziałem łamiącym się tonem.

- Dlaczego? Ona też coś do ciebie czuje - on nic nie rozumie, muszę wytłumaczyć to wszystko.

- Ja ją zniszczę. Nie jestem materiałem na dobrego chłopaka. Jestem słaby, nie radzę sobie nawet ze sobą, więc nie mogę przyjąć tak wielkiej odpowiedzialności jaką jest miłość. To ponad moje siły - począłem tłumaczyć. W oczach zaczęły zbierać łzy. 

- Co ty wygadujesz!? W życiu nie słyszałem większych bzdur! - krzyknął, lecz szybko powściągnął emocje i kontynuował już dużo spokojniej. - Jesteś dla mnie jak brat, znam cię lepiej niż ktokolwiek. I wiem, że dasz radę. Ba, ty jej pomożesz! 

- Nie rozumiem...

- Obydwoje z Eve jesteście tacy sami. Udajecie szczęśliwych i silnych ludzi, którzy niczego się nie boją, lecz w rzeczywistości drżycie na myśl o jakiejkolwiek zmianie. Kryjecie się za sztucznymi uśmiechami i gestami. Wszystkich dookoła ratujecie, poświęcając przy tym samych siebie cierpiąc niewyobrażalnie. Nigdy nie odpuszczacie. Non stop gracie, a najśmieszniejsze jest to, że wszyscy wierzą w prawdziwość tego spektaklu. Życie to nie teatr, Conor! Zrzuć tą pieprzoną maskę, bo tylko wtedy będziesz naprawdę szczęśliwy - słysząc te szczere do bólu słowa, łzy zaczęły płynąć ciurkiem po moich policzkach.

- Joe, ja tak bardzo chcę być szczęśliwy. Dlaczego nie potrafię? Co jest ze mną nie tak? - już całkowicie poddałem się płaczu. Chłopak wstał z kanapy, podszedł do mnie i przygarnął w braterskim uścisku.

- Nie wiem, stary, nie wiem, ale musisz się postarać. Dla niej.

- Dzięki, tego było mi trzeba - oderwałem się od niego, otarłem oczy i z kpiarskim uśmieszkiem kontynuowałem. - Lepiej przestańmy, bo wyrosną nam damskie narządy rozrodcze.

- Stary Conor wrócił! - zaczęliśmy się śmiać. "Hello Darling" usłyszałem męski głos i jak idiota okręciłem się wokół własnej osi. Mój wzrok spoczął na oświetlonym ekranie telefonu. Nowa wiadomość. Zakląłem pod nosem spodziewając się kto jest jej autorem. Odblokowałem ekran, niestety nie myliłem się. To znów ten dupek.

"Odpisz suko, a może strach cię obleciał? Czy po prostu żalisz się swoim jebniętym psiapsiołom. Żałosna, nic nie warta szmata z ciebie. Pamiętaj, jeszcze się policzymy."

Tego już za wiele! Co on sobie myśli?! Kim niby tak ważnym jest, by ubliżać Eve i moim przyjaciołom?! Zdenerwowany wcisnąłem telefon w otwartą dłoń Joego. Patrzyłem jak jego twarz wykrzywia się w grymasie złości. 

- SKURWYSYN - skwitowałem jednym słowem, a on się zgodził.

- Co chcesz zrobić? - zapytał bezbłędnie interpretując mimikę mojej twarzy, on zawsze wie kiedy coś planuję.

- On tak bardzo czeka na odpowiedź. Więc mu ją dam - uśmiechnąłem się podle i zacząłem wystukiwać odpowiedz na ekranie komórki:

"Masz tyle odwagi, by powiedzieć mi to prosto w twarz, gówniarzu? Jeśli tak, to za równo miesiąc, o północy pod starym barakiem na obrzeżach miasta. Nie spóźnij się, nie będę czekał."

Zobaczymy czy jest on mocny tylko w gębie, a nuż okaże się, że potrafi coś innego oprócz bezsensownego plucia i pyskowania. Zaśmiałem się bez krzty wesołości i rzuciłem w stronę Joego:

- Chodźmy do bazy, żeby inni po nas nie przyszli.

- Powiesz jej to już dzisiaj, prawda? - chłopak wyszczerzył zęby w wielkiego banana, westchnąłem.

- Skąd wiesz? - zdziwiłem się.

- Widać to po twojej twarzy. Jesteś podniecony tym spotkaniem, które się odbędzie i rozmową z nią - wytłumaczył wesoło.

- Jak ty to robisz? Zawsze umiesz odczytać każdą moją myśl i intencję... - to naprawdę jest dziwne, kto normalny potrafi coś takiego?

- Jestem spostrzegawczy, nic ponad to - zaśmiał się, a ja zrezygnowany pokręciłem głową. Ten dzień dopiero się zaczął, a już jestem nim zmęczony. Oby wszystko się powiodło.

Zachować PozoryWhere stories live. Discover now