Rozdział 9

524 36 8
                                    

Co za dupek! Skoro pofatygowałam się żeby zacząć z nim pisać, to powinien odpisać na zadane pytanie - nie ignorować. To nieładne, bezczelne zachowanie, którego nie znoszę najbardziej ze wszystkich. Ale czego można spodziewać się po takim psychopacie? O losie, co ja ci takiego zrobiłam, że tak mnie karzesz? Byłam w miarę grzeczna, czasami nawet pomocna. Jak możesz tego nie doceniać? Pff, czuję się urażona brakiem odpowiedzi z twojej strony. Żaliłabym się tak dalej, lecz Conor i Joe grzecznie poprosili, żebym oddała (czytaj: wyrwali z ręki) telefon.

- Moglibyście być uprzejmiejsi - fuknęłam na niewychowanych przyjaciół. Ale niestety chłopcy zignorowali moje narzekania i zaczęli rozmowę między sobą:

-Namierzyłeś?

- Nie. Ten W. na pewno nie da się tak łatwo złapać.

- To co mamy zrobić? Masz jakiś kolejny genialny plan? - Conor wlał w ostatnie zdanie tyle sarkazmu, że każdy bez trudu mógł domyślić się, iż z niego kpi. Joe zignorował to i całkowicie niezrażony powiedział:

- Wiesz, póki ten dzieciak jest spokojny nie zrobi żadnego błędu i nie podwinie mu się noga, ale jeżeli Eve wkurzy go, lub wywoła inne intensywne emocje możemy być pewni, że się zdradzi.

Na twarzy Cona pojawiły się małe zmarszczki mówiące o tym, iż chłopak intensywnie zastanawiał się czy coś takiego ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Już zaczynało mi się nudzić i chciałam przerwać tą męczącą ciszę, gdy chłopak przemówił:

- Joe, powiem ci, że ten plan nie jest zły, a zresztą i tak nie mamy nic do stracenia. No może oprócz paru złoty na sms'y, ale w życiu nie ma nic za darmo. I Eve za to ma wielki talent do wkurzania ludzi, więc mamy plan doskonały.

- Czy ja dobrze słyszę? Pan idealny się odezwał! Wypraszam sobie, ja wcale nie wkurzam ludzi! Jestem najmilszą i najbardziej opanowaną osobą w tym pomieszczeniu. Ba, w całym naszym towarzystwie! - zrobiłam się cała czerwona ze złości.

- Yhym i do tego jesteś najskromniejsza. - chłopak wywrócił oczami do nieba.

- Właśnie! I nie wywracaj tak tymi gałami, bo ci zostanie na zawsze.

- Już się boję, buraczku.

Mówiłam , że Conor jest strasznie wkurzający? Nie? To powiem jeszcze raz: Conor to wkurzający palant. Uff, bardzo mi ulżyło,  normalnie czuje się stokroć lepiej, aż mam ochotę skakać. Z dużej wysokości. Najlepiej mostu. Dramaturgia i napięcie muszą być zachowane. Poświęcę się dla dobra sprawy.

- Eve. Eve! Czy ty mnie słuchasz?!

- Co? Tak...ale mogłabyś powtórzyć. - Sally nieźle zirytowana (ciekawa jestem czym) westchnęła i powtórzyła:

- Mówię, że skoro i tak nie masz żadnych planów możemy wybrać się na zakupy.

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zakupy z Sal to kilku godzinne piekło. Ta kobieta jest najbardziej niezdecydowaną istotą w całym wszechświecie, a ja nienawidzę sklepów. Jeżeli już coś kupuję to przez internet.

- Wiesz, z przyjemnością potowarzyszyłabym ci, ale mam... plany i w ogóle. Rozumiesz o co chodzi.

-Nie, nie rozumiem. I nie wywiniesz się, ponieważ sprawdziłam, nie masz żadnych spotkań, planów, nic grafik świeci pustkami. Tak samo jak twoja szafa.

- Ej! Odczep się od mojej szafuni, jest cała pełna, a poza tym dzisiaj będzie maraton odcinków z doktorem Housem. Nie mogę go przegapić!

- Twoja "szafunia" pełna jest jakiś czarnych worków, które na pewno nie nazywają się ubraniami. To zbrodnia przeciw modzie, a House na sto procent zrozumie. Zresztą oglądałaś już wszystkie odcinki.

- O gustach się nie dyskutuje, wiec odczep się. I nigdy nie wiadomo czy nie przegapiłam jakiegoś epizodu...

- Evelyn, ja nie pytam się o twoją zgodę po prostu oznajmiam ci plany na dzień.

                                                                                ***

 Czterdzieści pięć minut później zaparkowałyśmy przed centrum handlowym. Powoli, ociągając się wyszłam z samochodu, a Sally wyskoczyła jak oparzona i zaczęła mnie poganiać. Nazłość jej wychodziłam jeszcze wolniej, aż dziewczyna musiała ciągnąć mnie za rękę. W końcu ze śmiechem weszłyśmy do centrum. Zaczęłyśmy od sklepu obuwniczego, a skończyłyśmy u jubilera. Przez cały czas czułam na plecach czyiś wzrok, lecz za każdym razem gdy się obracałam nikogo nie było. Rozważałam poinformowanie Sal o takowym odczuciu, ale nie chciałam jej straszyć, więc na finale przemilczałam to i byłam czujna. Zakupy zajęły nam kilka godzin, dlatego na dworze zrobiło się naprawdę gorąco. Kiedy tylko znalazłyśmy się w samochodzie pojechałyśmy do mojego domu, w którym miałyśmy przygotować się na wypad do klubu. Już na miejscu zadowolona stwierdziłam, że to irytujące uczucie mnie opuściło, a ubrania wybrane dla mnie przez Sally są świetne i wyglądam w nich zjawiskowo. Sal ubrała się w prostą złotą sukienkę, włosy rozpuściła i lekko podkręciła, do tego włożyła jeszcze złotą bransoletkę i kolczyki, jej usta pomalowałam na złoto i czarnym tuszem lekko podkreśliłam oczy. Wygląda bosko. Ja włożyłam na siebie różową, krótką sukienkę z dekoltem w kształcie serca, na to zarzuciłam czarny płaszczyk w ciemnoszare kropki, ubrałam czarne rajstopy i szpilki, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Sally zrobiła mi lekki makijaż, podkreśliła oczy ciemną konturówką i usta pomalowała lśniącym lekko różowym błyszczykiem. Obydwie wyglądamy przecudnie. Akurat gdy skończyłyśmy szykowanie na dworze zaczęło się ściemniać. Idealny czas na wyjazd do klubu. Już z daleka usłyszałyśmy głośną muzykę i zobaczyłyśmy zmieniające się światła. Dziarskim krokiem weszłyśmy do środka i skierowałyśmy kroki w stronę baru, by zamówić drinki. Zanim weszłyśmy na parkiet wypiłyśmy dość sporo. W doskonałych humorach wywijałyśmy się w szalonym tańcu, co chwilę zmieniając partnerów i wracając do barku po kolejną dawkę alkoholu. Nie wiem nawet kiedy tak się upiłyśmy. Poprosiłam Sally, żeby poszła ze mną do toalety. Zataczając się doszłyśmy do ubikacji. Nagle zobaczyłam wielkiego faceta, który ogłuszyła Sal i zmierzał w moja stronę. Mój umysł działał w zwolnionym tempie, przez co nie miałam szans na ucieczkę, albo chociażby samoobronę. Oprawca podniósł mnie przerzucił sobie przez ramię jak szmaciana lalkę. Wyrywałam się, kopałam, wrzeszczałam, gryzłam, ale to nic nie dało, a jedynie wzmocniło uścisk porywacza. Mężczyzna spokojnie wyszedł ze mną z klubu, nikt nie zareagował. Zostałam wrzucona do jakiegoś samochodu. Cały spożyty alkohol wyparował ze mnie i znów zaczęłam myśleć w miarę jasno. Powoli, by nikt się nie zorientował przybliżyłam się do drzwi. Chwyciłam klamkę. Ale ta nawet nie drgnęła. Ktoś musiał ją zablokować. To samo zrobiłam z drugą. Ten sam rezultat - zablokowana. Z przedniego siedzenia zaczął dobiegać szyderczy śmiech mojego porywacza, już miałam mu coś powiedzieć, gdy samochodem mocno szarpnęło, a ja bez ubranych pasów bezpieczeństwa, odbiłam się od siedzenia i upadłam tracąc przytomność.

Zachować PozoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz